Korzestański: Ice cross downhill to dla mnie zastrzyk adrenaliny
Łukasz Korzestański ma za sobą debiut w Red Bull Crashed Ice, czyli mistrzostw świata w ice cross downhillu. To szalone wyścigi łyżwiarzy, które zyskują coraz większą popularność i wkrótce mogą stać się dyscypliną olimpijską.
Korzestański w swoim debiucie pokazał się na zawodach z bardzo dobrej strony. Wyścig w Marsylii zakończył na 6. miejscu w klasyfikacji juniorów. Zasady w Ice cross downhill są bardzo proste. W wyścigach obowiązuje zasada kto pierwszy, ten lepszy. Zawodnicy rywalizują w łyżwach hokejowych mając przed sobą różnego rodzaju przeszkody na torach lodowych m.in. zjazd w dół, ostre zakręty, muldy, skocznie czy rampy. Zawody odbywają się w centrum dużych miast na całym świecie. W zeszłym roku w niemieckim St. Paul rywalizację zawodników oglądało ponad 140 tys. osób.
HOKEJ.NET: - Jak trafiłeś do Red Bulla?
Łukasz Korzestański, obrońca Tauronu KH GKS Katowice: - Co do samego dostania się, to miałem okazje trenować wcześniej z Finem, który zajmuje się szkoleniem jazdy na łyżwach w HIFK. Powiedział mi, że powinienem spróbować, bo mam dobrą jazdę i pomagał mi podjąć pierwsze kroki z kontaktem z Red Bullem. Było to trzy lata temu, ale niestety sprawa ucichła. Być może dlatego, że nie miałem wtedy skończonych 18 lat, a był to jeden z niezbędnych warunków. Zresztą później skupiłem się na rozwoju hokejowym w Szwecji, więc nie było się kiedy tym zainteresować.
W tym roku miałem okazję trenować z mistrzem świata z 2014 roku, który polecił mnie redbullowi na mistrzostwa świata juniorów. Również organizacja Blade Club, która jest przedstawicielem Polski w Ice Cross Downhillu miała okazję mnie sprawdzić przed i dać mi szansę, powołując mnie na zawody w Marsylii. Wszystko działo się gwałtownie ponieważ dowiedziałem się, że mam startować niespełna trzy tygodnie przed zawodami. Nie było czasu, by specjalnie się przygotować. Na szczęście domknąłem wszystko na czas i pojechałem. Jestem również bardzo wdzięczny klubowi, który dał mi szansę i pozwolił mi jechać.
W jakich konkurencjach toczy się cała rywalizacja?
- Jest podzielona na główne show i freestyle. Pierwsze były shootouty, czyli indywidualna jazda na czas. 64 zawodników z najlepszymi czasami przeszło do głównego show, które polegało na wyścigu. Rywalizacja toczyła się w czwórkach, a dwaj najszybsi przechodzili dalej. I tak do finałowej czwórki. Z kolei freestyle to były pokazy akrobacji powietrznych na torze przez najbardziej doświadczonych zawodników.
Fot.Joerg Mitter
Tego typu zawody zapewne wiążą się zapewne z ogromną rywalizacją.
- Rywalizacja była dość duża, poczynając od seniorów, którzy są prawdziwymi profesjonalistami, a prędkości, jakie osiągają na tych przeszkodach sa naprawdę trudne do wyobrażenia. Nawet w juniorach byli już zawodnicy, którzy trenowali do tych zawodów od roku lub dłużej, mając na koncie wcześniejsze takie imprezy. Sam start już był ciężki, bo po zaledwie pięciu metrach był około metrowy spad w dół i lądowanie na pierwszej rampie. A przy tym wszystkim, trzeba walczyć o miejsce.
Była to jednorazowa przygoda, czy planujesz kolejny start?
- Nie chciałbym składać publicznych deklaracji, jednak ten sport jest dla mnie wielkim zastrzykiem adrenaliny i świetną zabawą. Samo show to naprawdę coś, co trzeba zobaczyć na własne oczy.
Czy większość hokeistów poradziłaby sobie z takim wyzwaniem?
- Ciężko powiedzieć. Wydaje się, że niezbędne jest tutaj obeznanie ze skateparkami i z nierówną powierzchnią, bo sama hokejowa jazda na łyżwach to trochę za mało. Sam widziałem u siebie wiele braków na tym torze, czując się w wielu miejscach jak żółtodziub. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z wyniku.
Komentarze