Stabilizacja, czyli biała flaga
Długo zajęło zarządowi PZHL-u udzielenie odpowiedzi na pytanie, jak wyobraża sobie przyszłość hokejowej reprezentacji Polski. Środowa decyzja o pozostawieniu na stanowisku trenera Wiktora Pysza wyraźnie jak nigdy pokazała bezradność związkowych władz.
Przyjmijmy nawet, że zbierając się w środę w sprawie oceny występów reprezentacji Polski zarząd PZHL zmieścił się w statutowym wymogu odbywania posiedzeń przynajmniej co dwa miesiące, a z kilku dni w jedną, czy drugą stronę nikt nie będzie robił problemów. Najważniejsze, że zgodnie z § 31 Statutu PZHL posiedzenia zarządu mają się odbywać "w razie potrzeby". I oto potrzeba zaistniała. 32 dni po zakończeniu Mistrzostw Świata Dywizji I w Kijowie udało się ocenić występ na nich reprezentacji Polski.
W tym samym czasie z reprezentacjami światowej elity, która swój turniej kończyła ponad 3 tygodnie później zdążyło pożegnać się trzech selekcjonerów, a jeden został zwolniony dzień później. Licząc z trenerem reprezentacji Niemiec, który odejdzie niemal na pewno oraz szkoleniowcami Kanady i USA powoływanymi tylko na konkretne turnieje w 11 dni po Mistrzostwach Świata elity nie było prawie połowy trenerów prowadzących na nich drużyny.
Polskiemu Związkowi Hokeja na Lodzie podjęcie decyzji zajęło nieco więcej czasu, ale trudno się dziwić. Nie jest łatwo znaleźć dogodny termin posiedzenia pasujący wszystkim członkom zarządu równego liczebnie zarządowi Microsoftu i tylko o jedną osobę mniejszemu niż zarządy dwóch największych polskich spółek, PKN Orlen i PGNiG razem wzięte.
Słowacy trenera zwolnili, bo spadli na najgorsze w historii miejsce w światowym rankingu. Łotysze dołożyli do tego ex aequo najniższe od 15 lat miejsce w Mistrzostwach Świata. Polskie połączenie najgorszych miejsc w MŚ i rankingu pozwoliło Wiktorowi Pyszowi posadę zachować. Z Rosjanami, którzy ostatnio pozbyli się Wiaczesława Bykowa też Polskę coś łączy. Obie reprezentacje w tegorocznych turniejach z cyklu MŚ zajęły 4. miejsce...
Jeśli pisaliśmy, że decyzja w sprawie Pysza będzie symboliczną odpowiedzią na pytanie czy polski hokej myśli jeszcze o robieniu postępów, to środowe postanowienie zarządu jest de facto wywieszeniem białej flagi. Zarząd powiedział - na lepszego trenera i jakąkolwiek nadzieję na przyszłość nas po prostu nie stać. Być może powinniśmy więc wzorem hokejowych środowisk w krajach takich jak Litwa, czy Holandia cieszyć się z utrzymania gdziekolwiek, choć i brak utrzymania jak widać po ostatnich wydarzeniach nie jest uważany za niepowodzenie.
Najważniejsi ludzie polskiego hokeja stworzyli bowiem w środę formułę w skali świata niespotykaną oceniając występ reprezentacji seniorów i U-18 negatywnie i wyciągając z tego wniosek, że ich trenerzy powinni pozostać na stanowiskach. Mało tego, dowiedzieliśmy się jedynie o elementach ocenionych (mniejsza czy słusznie) pozytywnie. O tym, co było źle cisza. Operacja się udała, tyle że pacjent zmarł.
Dwa lata temu występ reprezentacji na Mistrzostwach Świata I Dywizji w Toruniu zakończył się tym samym miejscem, co w Kijowie, z tą różnicą, że wówczas nie oznaczało to spadku do światowej trzeciej ligi. Mimo to Peter Ekroth za słabe wyniki zapłacił posadą, ponieważ Wiktor Pysz i działał i czuł się źle jako szef wyszkolenia i trzeba było go rzucić na inny odcinek.
Choć o nominacjach selekcjonerskich decyduje zarząd PZHL, to los Pysza rozstrzygnąłwcześniej jego prezes mówiąc, że reprezentacja potrzebuje stabilizacji. Doprawdy dziwna to stabilizacja, której efektem jest stoczenie się pod każdym względem na najniższy poziom w historii. W środę zarząd PZHL przyznał, że na zsuwanie się Polski w światowej hierarchii nie ma odpowiedzi i musi zaakceptować istniejącą sytuację. Nie było bodaj dotąd wyraźniejszego świadectwa zupełnej bezradności władz polskiego hokeja wobec tego, co się z nim dzieje.
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że przynajmniej pod względem tempa podejmowania decyzji Polska ustępuje tylko związkom krajów elity, ale już nie wyżej notowanych państw I Dywizji. Występów swoich reprezentacji na MŚ nie oceniły jeszcze choćby federacje Węgier, czy Ukrainy.
Węgrzy, których wciąż wielu w Polsce uważa za równorzędnych rywali mieli zresztą ostatnio inny problem. W czasie, gdy u nas rozważano przyszłość trenera Pysza, "Madziarzy" próbowali za równowartość niespełna 2 milionów złotych ściągnąć na mecz towarzyski do Budapesztu drużynę New York Rangers. Nie udało się, bo w László Papp Sportarénie na początku października zabrakło wolnych terminów.
Może też powinni wywiesić białą flagę. A może pierwszy raz w historii sprowadzą drużynę NHL na Węgry za rok. Jeśli wcześniej reprezentacja Wiktora Pysza spełni wyznaczone jej ambitne zadanie awansu do Dywizji IA, a Węgrom nie uda się awansować do elity, to znów będziemy na jednym poziomie. I tylko coś mi mówi, że podczas gdy jedni wywieszają białą flagę inni mają podstawy, by zakładać różowe okulary.
Komentarze