Winter Classic NHL. Działo się!
Rybacy, Elvis Presley, ryby nad kaskami i puchar Kakao – oto, co towarzyszyło ostatniemu Winter Classic w NHL. 2 stycznia w T-Mobile Park w Seattle miejscowy Kraken mierzył się z Vegas Golden Knights. Górą okazali się gospodarze, zwyciężając 3:0, a bohaterem został bramkarz, Joey Daccord, który zaliczył pierwszego shoutouta w historii spotkań na świeżym powietrzu.
Rybacy i Presleye
Oprawa spotkania nawiązywała do symboli drużyny gospodarzy. Obok tafli pojawił się m.in. wrak zatapianego przez mitycznego Krakena statku. Długi na 18 metrów i wysoki na 7 metrów. A to tylko jeden z wielu morskich elementów, który przyozdobił stadion.
– Wrak zaraz za ławkami wygląda całkiem fajnie – przed meczem śmiał się Jared McCain, zawodnik gospodarzy.
– Gdy tylko rozejrzeliśmy się wokoło, to pomyśleliśmy „Boże, to jest teraz szalone” – przyznał Kailer Yamamoto, jego kolega z zespołu.
On i jego koledzy postanowili również popuścić wodzę fantazji. Otóż, na arenę przybyli… przebrani za rybaków. Hokeiści pojawili się ubrani w pomarańczowe fartuchy i z atrapą ryb pod pachą.
Strój nawiązywał do pracujących na słynnym Pike Place Market - targu, na którym sprzedaje się warzywa i ryby. Otwarty został w 1907 roku, dzięki czemu należy do najstarszych działających na terenie Stanów Zjednoczonych. To jedno z ikonicznych dla Seattle miejsc.
– Wielu z nas było na Pike’s – mówi Jordan Eberle, hokeista Seattle. – Był to wspólny pomysł, który wyszedł od zespołu. Filson, sponsor drużyny, pomógł nam z nim, dzięki czemu pojawiliśmy się w strojach rybaków. Nie wiem, czy mój kapelusz rzeczywiście pasuje do ich ubioru, ale myślę, że to był fajny dodatek.
Na czele tego, dość niecodziennego nie da się ukryć, pochodu, szedł Marshawn Lynch – były futbolista amerykański, mistrz NFL, który większość kariery spędził w Seattle Seahawks.
Chyba jeszcze bardziej jednak zaskoczyli przyjezdni z Las Vegas. Z autokaru, który przywiózł gości pod stadion, wyszło bowiem kilkunastu… Elvisów Presleyów. Biały kostium, okulary przeciwsłoneczne i charakterystyczna fryzura – to odzienie, w jakim na mecz przybył Golden Knights.
– Myślę, że, to był zabawny pomysł. Kiedy widzi się grupę wychodzący Elvisów, można się nieźle uśmiać – mówi Keegan Kolesar, zawodnik zespołu z Nevady. – Nie wiem, co jeszcze moglibyśmy zrobić, aby reprezentować Vegas. Myślę, że Elvis był trafnym i sami nieźle się z tego uśmialiśmy.
Ryby nad kaskami
Rybacy z Pike Place Market pojawili się także przy wejściu zawodników na lód. W akompaniamencie piosenki „Jump on it” autorstwa rapera pochodzącego z Seattle, Sir-Mix-a-lot, utworzyli szpaler, przepuszczając udających się w stronę tafli zawodników, a w międzyczasie z rąk do rąk przerzucali sobie… ryby. Latały one ponad kaskami hokeistów, tworząc kolejny element oprawy widowiska.
Specjalne było również odegranie hymnu USA. Wykonał go bowiem ledwie 14-letni Nikhil Bagga, który zrobiło ponadto na elektrycznej gitarze.
Pierwszy shoutout w historii Winter Classic
Po tym wszystkim przyszedł już jednak czas na rywalizację na lodzie. Mecz już od początku lepiej układał się dla Krakena. W 5.minucie Vince Dunn z niebieskiej linii wrzucił krążek w kierunku bramki, skąd do siatki skierował go Eelvi Tolvanen. Dla Fina był to zarazem setny punkt na taflach NHL.
Gospodarze wynik podwyższyli z początkiem drugiej tercji. W 23.minucie Will Borgen na prawym buliku zebrał gumę i jak z armaty. Bomba minęła bezradnego bramkarza i zatrzepotała w siatce.
Niecałe 20 minut później Seattle ustaliło końcowy wynik. Yanni Gourde wykorzystał wówczas fatalne zachowanie defensywy Vegas. Najpierw odebrał krążek obrońcy, a potem, po nieudanej próbie zamrożenia przez golkipera, wepchnął gumę między jego parkany. Ostatecznie Seattle zwyciężyło 3:0.
Bohaterem tego spotkania został bramkarz Kraken’s, Joey’s Daccord. Wybronił on 35 strzałów, w tym aż 5 „Grad-A chances”. Nie przepuścił żadnej bramki, dzięki czemu stał się pierwszym golkiperem w historii Winter Classics, który zachował czyste konto. Szczególnie świetnie zachował się na trzy minuty przed końcem, kiedy w fenomenalny sposób wyciągnął strzał Jacka Eichela z czystej pozycji.
– Dzisiejszy dzień był niesamowity i jestem ogromnie wdzięczny, że mogłem być jego częścią… To coś, czego nie zapomnę i prawdopodobnie był to najfajniejszy dzień w całym moim życiu – przyznał po spotkaniu Daccord.
W nagrodę… Puchar Kakao
27-latek za swoje interwencje zebrał owacje z trybun. W pewnym momencie kilkadziesiąt tysięcy gardeł skandowało „Joey, Joey”. Za swój świetny występ zawodnik odebrał także nagrodę MVP spotkania, którą był… Cocoa Cup, czyli trofeum z kubkiem Kakao.
Komentarze
Lista komentarzy
J_Ruutu
Ale że żaden Elvis nie zaśpiewał...
RafałKawecki
Parę razy byłem w Seattle i ten zwyczaj rzucania łososiami zawsze wprawiał mnie w osłupienie. Kompletny brak szacunku dla martwego zwierzęcia.
Poza tym miasto i okolica całkiem przyjemne.