Tomáš Pařízek: Ten człowiek rujnuje bogatą historię zasłużonego klubu z Janowa
- Była to pewnego rodzaju komedia. Oczywistym jest, że przegrywanie nie jest fajne, ale jako zawodnik powinieneś mieć zapewnione godne warunki i móc skupić się tylko na graniu w hokeja. Niestety my nie mieliśmy płaconych pensji, nie mieliśmy czym grać, gdyż brakowało kijów i wielu elementów sprzętu - mówi Tomáš Pařízek, były czeski obrońca Naprzodu Janów.
Po dwóch latach gry w Polsce wróciłeś na czeskie lodowiska. Jak oceniasz dotychczasowe mecze Piratów z Chomutowa?
W mojej opinii, na razie idzie nam dobrze. Liga nieco się różni i jest tu dużo struktur i musiałem się do tego przyzwyczaić oraz nauczyć wszystkich systemów jakimi gramy. Teraz to procentuje i dzięki temu gra jest dla ciebie łatwiejsza, stąd bardzo to lubię. Także sposób w jaki trenujemy i przygotowujemy się pod danego rywala jest niesamowity. To również pomaga nam wygrywać mecze. W szatni mamy świetną atmosferę i to wszystko składa się na dobre wyniki. Myślę, że jedyna rzecz, którą musimy poprawić to nasz poziom gry i koncentrację na wyjazdowych meczach.
Wróćmy do twojej pierwszej przygody z PHL. W sezonie 2017/2018 grałeś w Naprzodzie Janów. Jak wspominasz ten czas sportowo i organizacyjnie?
To był ciężki sezon. Zmagałem się z kontuzją ramienia zanim przyszedłem do Janowa i byłem szczęśliwy z możliwości gry w PHL, ale to moment, w którym pozytywne rzeczy się kończą. Była to pewnego rodzaju komedia. Oczywistym jest, że przegrywanie nie jest fajne, ale jako zawodnik powinieneś mieć zapewnione godne warunki i móc skupić się tylko na graniu w hokeja. Niestety my nie mieliśmy płaconych pensji, nie mieliśmy czym grać, gdyż brakowało kijów i wielu elementów sprzętu. Mimo tego, kiedy wychodziliśmy na lód dawaliśmy z siebie wszystko i zagraliśmy kilka udanych meczów. Później była nietrafiona decyzja o zmianie trenera i drużyna nie przyjęła tego dobrze. Nowy trener prezentował "starą szkołę" i jego metody i schematy nie były efektywne. To był kluczowy element meczów o utrzymanie z Gdańskiem, które jak wiemy zakończyły się dla nas spadkiem.
Twój spór za należne pieniądze wynikające z kontraktu dopiero niedawno został zakończony. Dlaczego trwało to tak długo?
To co wydarzyło się po sezonie, było bardzo nie w porządku do nas i pokazało charakter Pana Grycnera i to jak traktował nas przez cały sezon. Próbował nie wypłacać nam 40% za luty i marzec. Uzasadnił to tym, że to z powodu naszego spadku z PHL. Co ważne - mecze o utrzymanie rozpoczęły się w marcu. Może gdyby powiedział, że zabierze nam 20% z marcowej wypłaty zgodził bym się na to bez słowa. Prezes był jednak nieugięty i dlatego musieliśmy wejść na drogę sądową. Oczywiście klub próbował przeciągać sprawę, jak tylko się dało. Myśleli, że wycofam się z żądań. Dlatego trwało to tak długo. Na szczęście byłem cierpliwy i dzięki pomocy Ewy Szymury i jej zespołu prawników, udało mi się odzyskać należne pieniądze. Dzięki temu przeszłość mam już wyczyszczoną i nie muszę więcej myśleć o Janowie. Mam nadzieję, że prezes Grycner przemyśli, że powinien lepiej traktować zawodników, albo powinien po prostu odejść. Ten człowiek rujnuje bogatą historię zasłużonego klubu z Janowa.
Po grze w Janowie trafiłeś do Torunia, czy tam było zgoła inaczej jeśli chodzi o kwestie finansowe?
W porównaniu do Janowa to było znacznie, znacznie lepiej. Wypłaty otrzymywaliśmy nieco po czasie, ale nie było wielkich opóźnień, a także komunikacja miedzy zawodnikami i prezesem była na wyższym poziomie. Wszyscy wiemy, jak trudno jest zdobyć pieniądze na hokej w Polsce. Uważam, że prezes robił wszystko, co mógł zrobić. Jedyna rzecz, która była nie fair w stosunku do nas, to obiecanie przez prezesa Rozwadowskiego premii za awans do czołowej szóstki. Niestety obietnica nigdy nie stała się rzeczywistością. W mojej ocenie, w Toruniu jest wielki potencjał. Mają tam wspaniałych kibiców. Ja sam zakochałem się w tym mieście i życzę klubowi jak najlepiej. Poprzedni sezon był bardzo udany i klub powinien budować sukces na tym fundamencie. Niestety z tego, co słyszałem, to wymieniono połowę składu. Urządzili testy Rosjan i podpisali niemal samych nowych zawodników i wszystko zaczyna się od nowa. Mam nadzieję, że Toruń znajdzie odpowiednią ścieżkę i wygrają mistrzostwo w ciągu najbliższych 5 lat. Żeby to się stało, wiele rzeczy musi się jednak zmienić.
Jak układała się Twoja współpraca z trenerem Czuchem?
Nigdy nie miałem z nim problemów. Traktował mnie dobrze i dziękuję mu za szansę gry w drużynie. Jest on bardzo emocjonalną osobą i czasami podczas meczu wybucha na ławce, co doprowadza do tego, że tak naprawdę nie dyryguje zespołem. Teraz, gdy widzę jak jesteśmy trenowani w Czechach i jak reagujemy na systemy gry rywali, to myślę, że mogliśmy grać znacznie lepiej w poprzednim sezonie. Było to widać, kiedy prowadziliśmy 2-1 z Nowym Targiem w ćwierćfinale. Wtedy oni przyjechali do Torunia z nową taktyką i my nie zareagowaliśmy odpowiednio w trakcie meczu. Dopiero po meczu dostosowaliśmy się do nich, ale było za późno.
Żeby zakończyć w pozytywnym tonie, chciałbym aby tak samo, jak my zawodnicy, trenerzy się dokształcali i nieustannie podnosili swoje umiejętności. Powinni patrzeć jak obecnie działa siła i uwarunkowanie, jaki typ treningu jest efektywny, uczyli się o każdym zawodniku z osobna i umieli z nim porozmawiać. Tylko taką drogą każdy na tym skorzysta i będziemy mogli stawać się lepszymi hokeistami, trenerami i co najważniejsze osobami.
Komentarze