Pretnar: Jesteśmy gotowi
– Na razie nie chcemy dużo mówić o naszych celach. Zrobimy wszystko, by jak najlepiej przygotowywać się do każdego kolejnego meczu i grać w nim jak najlepiej – mówi Klemen Pretnar, nowy obrońca Re-Plast Unii Oświęcim. Transfer etatowego reprezentanta Słowenii był jednym z najgłośniejszych w tym sezonie.
HOKEJ.NET: – Chyba spodziewasz się od jakiego pytania zaczniemy. Miejmy je zatem za sobą: dlaczego zdecydowałeś się podpisać kontrakt z Unią?
Klemen Prentar, obrońca Re-Plast Unii Oświęcim: – To była bardzo ciekawa sytuacja, bo miałem kilka ofert z innych klubów. Mam już 33 lata i jestem w takim momencie kariery, że chciałbym jeszcze coś wygrać. Działacze Unii pokazali mi, że chcą coś zbudować i zrobić krok do przodu pod względem sportowym. Spodobał mi się ten projekt, jak to wszystko ma wyglądać. Zadzwoniłem więc do trenera Nika Zupančiča, którego znam z reprezentacji Słowenii i odbyliśmy fajną rozmowę. Dlatego też zdecydowałem się dołączyć do Unii.
Mam rozumieć, że trener Zupančič odegrał przy Twoim transferze ogromną rolę?
– Dokładnie. To był oczywiście jeden z głównych powodów mojej decyzji. Rozmowa z nim, ale też z działaczami pomogła mi podjąć tę decyzję. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, bo w ciągu góra dwóch tygodni.
Pracowałeś z nim już w reprezentacji Słowenii. Zapytam więc wprost: jakim jest trenerem?
– Chyba nie mogę za dużo powiedzieć na ten temat (śmiech). Myślę, że jest on sprytnym szkoleniowcem, który praktycznie nie krzyczy. Zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że wrzeszczenie po zawodnikach powoli odchodzi do lamusa. Dlatego też przekazuje nam swoje uwagi w sposób spokojny, a zarazem bardzo precyzyjny. Próbuje wdrażać nowoczesne metody treningowe oraz schematy taktyczne. Myślę, że to są jego najmocniejsze strony.
W swojej karierze grałeś w EBEL, białoruskiej i słowackiej ekstralidze. Która z tych lig była dla Ciebie najbardziej wymagająca.
– Ciężko je porównywać przede wszystkim dlatego, że w każdym z tych krajów mamy do czynienia z inną mentalnością, kulturą. Pochodzenie i poziom sportowy zawodników też jest inny. Gdziekolwiek byłem, miałem do czynienia z odmienną sytuacją. Każde z tych rozgrywek na swój sposób są trudne i mają swoje plusy i minusy. Naprawdę moglibyśmy siedzieć tutaj i rozmawiać o tym godzinami. Ale te ligi łączy jedna wspólna cecha: w play-offach zawsze gra się dobry i twardy hokej.
Gdy spojrzymy w Twoje statystyki, widzimy sporo punktów. Widać, że lubisz ofensywną grę.
– Mógłbym powiedzieć, że jestem bardziej ofensywnym niż defensywnym obrońcą, ale przez całą karierę staram się pracować nad swoimi umiejętności gry w obronie i pomagać zespołowi w taki sposób, jaki chcą tego trenerzy. Jeśli wymagają ode mnie, żebym punktował lub dogrywał krążek, to ja to robię. Z kolei jeśli chcą, żebym bronił, to staram się to robić jak najlepiej. Oczywiście najważniejsze jest to, żeby zespół wygrywał.
Jakie są mocne strony Klemena Pretnara?
– To bardzo trudne pytanie, ponieważ nigdy nie lubiłem mówić o sobie. To pytanie raczej do trenerów, analityków, statystyków i dziennikarzy.
OK, spróbuję na nie odpowiedzieć. Świetnie jeździsz na łyżwach, masz dobre otwierające podanie i potrafisz przymierzyć z nadgarstka. Nieźle grasz też w formacjach specjalnych. Mylę się?
– Miło to słyszeć. Chcę głównie pomagać drużynie, kolegom, z którymi akurat jestem na tafli i wygrywać. To chyba główny cel każdego hokeisty. Zdobyłem w swojej karierze kilka trofeów i to było dla mnie niezapomniane uczucie.
A jakie są Twoje pierwsze wrażenia związane z naszym hokejem?
– Na polskich lodowiskach potrafi być bardzo głośno, tu zawsze miło się gra. Nie za bardzo mogę jeszcze wypowiedzieć się na temat siły poszczególnych zespołów w lidze, bo graliśmy do tej pory tylko z kilkoma przeciwnikami. Widziałem grę GKS-u Tychy w Hokejowej Lidze Mistrzów i muszę przyznać, że mają naprawdę bardzo dobrą drużynę. Jestem pewny, że czeka nas wszystkich naprawdę niezły sezon.
W Polskiej Hokej Lidze spotkasz wielu kolegów z tafli. Oprócz Luki Kalana i Gregora Koblara, z którymi grałeś w reprezentacji jednym z nich jest... Michal Fikrt.
– Tak (śmiech). Graliśmy razem w Acroni Jesenice, a teraz jest moim trenerem. Rzeczywiście tych graczy jest sporo. W Junosti Mińsk miałem okazję grać z Aleksiejem Jefimienką, a w lidze białoruskiej rywalizowałem z Glebem Klimienko i Grzegorzem Pasiutem, którzy występowali w Niomanie Grodno. Kojarzę również fińskich zawodników i będzie miło ich znowu zobaczyć.
W niedzielę rusza sezon. Jesteście gotowi?
– Myślę, że tak. Wydaje mi się, że dobrze przygotowaliśmy się do sezonu, bo w sierpniu trenowaliśmy naprawdę intensywnie. Najbliższe dwa miesiące pokażą, jakie są nasze słabe strony i co trzeba jeszcze poprawić. Na tę chwilę mogę powiedzieć, że jesteśmy gotowi.
Jakie są więc wasze cele na sezon?
– Na razie nie chcemy dużo mówić o naszych celach. Zrobimy wszystko, by jak przygotowywać się do każdego kolejnego meczu i grać w nim jak najlepiej. Zobaczymy, na którym miejscu znajdziemy się przed fazą play-off.
Słyszałem, że masz ogromny talent do języków obcych. W kilku mówisz biegle i coraz lepiej rozumiesz język polski.
– Powiem ci, że odkąd przyszedłem do klubu, to gdziekolwiek bym nie poszedł, to wszędzie mogę dobrze dogadać się po angielsku. Okazji do używania języka polskiego na razie nie było zbyt wiele, ale będę chciał go poznać, bo lubię uczyć się języków obcych. Zgłębiałem rosyjski, słowacki, umiem mówić po angielsku i niemiecku, więc polski jest kolejnym językiem, którego chciałbym się nauczyć. Choćby dlatego, żeby móc zamienić parę słów z sąsiadami, bo to starsi, ale bardzo sympatyczni ludzie. Troszkę więc się poduczę.
Jak Ci się żyje w Oświęcimiu?
– Lubię Oświęcim, bo to bardzo fajne, małe miasto, a ludzie są tutaj naprawdę mili. Często spaceruję ze swoim psem, wilczakiem czechosłowackim, po mieście i wokół jezior.
Skoro wywołałeś temat jezior to należysz do grupy hokeistów Unii, którzy wędkują?
– Nie, jeszcze nie byłem tutaj na rybach. Koledzy pokazują w szatni wiele zdjęć ze swoich połowów. Ale prawdą jest, że nad tymi jeziorami można się fajnie wyciszyć.
Jak spędzasz wolny czas?
– Staram się jak najwięcej czasu spędzać z dziećmi, które poszły tutaj do szkoły, więc prawdopodobnie nauczą się szybciej polskiego niż ja (śmiech). Oczywiście spędzam też czas z moją żoną i psem, jest to całe moje życie. Wspólnie staramy się poznać miasto i całą okolicę.
A książki?
– O widzisz, zapomniałem o tym. Bardzo lubię czytać i niedawno byłem w Waszej nowej bibliotece. To jedno z tych miejsc, do których często będę wracał, bo jest tam sporo książek po niemiecku i angielsku. Właśnie skończyłem czytać „Bliznę” Anthony'ego Kiedisa (wokalista Red Hot Chili Peppers – przyp. red.). To naprawdę bardzo dobra książka, którą z czystym sumieniem mogę polecić.
Miałeś okazję próbować polskiej kuchni?
– Chyba jeszcze nie próbowałem, ale może gdy byłem na mieście z kolegami, to coś zjedliśmy. Niemniej, gdy grałem na Słowacji to wszyscy mówili mi, że koniecznie muszę jechać do Polski, bo można tam dobrze zjeść. Oświadczam, że na pewno spróbuję.
Niemniej sam dużo gotuję i to jest powód, dla którego rzadko wychodzę na miasto coś zjeść. Zwłaszcza teraz, gdy dużo trenujemy, gramy mecze sparingowe, a sezon zbliża się wielkimi krokami. Chcę zachowywać się profesjonalnie i odżywiać w odpowiedni sposób. Dlatego właśnie przygotowuję posiłki w domu, jeśli tylko jest to możliwe.
Siódemka na plecach jest dla Ciebie szczególnym numerem?
– Powiem Ci, że tak. Moja przygoda z tym numerem zaczęła się odkąd trafiłem do Villach. Późno podpisałem kontrakt i zostało już niewiele wolnych numerów. Wziąłem „siódemkę” i rozegrałem z nią dobre sezony. Od tamtej pory, gdy jest to tylko możliwe, wybieram numer siódmy. Także w kadrze.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze