Play-offy NHL: Golden Knights w finale. Twardziel z Winnipeg bohaterem (WIDEO)
Swój pierwszy sezon w NHL ekipa Vegas Golden Knights zakończy w finale Pucharu Stanleya. "Złoci Rycerze" zapewnili sobie awans do decydującej rozgrywki wygrywając mecz numer 5 finału konferencji zachodniej dzięki golowi zawodnika uważanego przez samych hokeistów za najtwardszego w lidze.
Była 34. minuta piątego spotkania finału konferencji zachodniej pomiędzy Winnipeg Jets, a Vegas Golden Knights, gdy zawodnik tego drugiego zespołu Ryan Reaves dostawił kij do krążka wystrzelonego przez Szwajcara Lukę Sbisę i na tyle szczęśliwie zmienił tor jego lotu, że "guma" odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki Jets strzeżonej przez Connora Hellebuycka. Goście z Las Vegas objęli prowadzenie 2:1 i już do końca meczu go nie oddali.
To, w co rok temu, gdy powstawał klub Golden Knights, nikt by nie uwierzył, stało się faktem. Wygrywając finał konferencji zachodniej 4-1 podopieczni Gerarda Gallanta już w pierwszym sezonie awansowali do finału Pucharu Stanleya. Drużyna z Las Vegas ma w tym sezonie niemal samych nieoczekiwanych bohaterów i właśnie Reaves jako strzelec gola na wagę finału nadaje się do tej roli idealnie. To gracz słynący z bardzo twardej gry. Ba, w tym sezonie w głosowaniu samych hokeistów ligi został wybrany najtwardszym w NHL. W dzisiejszym meczu spędził na lodzie najmniej ze wszystkich graczy swojego zespołu, bo tylko 7 i pół minuty. W poprzednich nie zawsze mieścił się w składzie. Ale to właśnie on został bohaterem decydującej akcji.
Reaves swoim magicznym dotknięciem zdobył dopiero drugiego gola w 41. występie w play-offach NHL i pierwszego w barwach Golden Knights w ogóle. Przed tym sezonem, po 7 latach spędzonych w St. Louis Blues, podpisał kontrakt z Pittsburgh Penguins. Mógł wtedy mieć nadzieję, że zagra w finale Pucharu Stanleya, ale raczej nie spodziewał się, że zrobi to w Las Vegas. Tymczasem w lutym Penguins oddali go razem z wyborem w czwartej rundzie draftu w pozornie mało znaczącej wymianie do Golden Knights w zamian za młodego Tobiasa Lindberga. A dziś Reaves swoim golem wyeliminował zespół z miasta, w którym się urodził. To właśnie w Winnipeg przyszedł bowiem na świat i tam zaczynał grać w hokeja.
Przed jego golem prowadzenie gościom z Las Vegas dał w 6. minucie 22-letni Alex Tuch, który wykorzystał błąd Josha Morrisseya. Ten ostatni we własnej tercji obronnej tak niefortunnie zagrał krążek, że ten odbity od łyżwy Ryana Carpentera trafił prosto do Tucha, który nie zmarnował okazji. Morrissey zrehabilitował się później doprowadzając do remisu mocnym strzałem natychmiast po wznowieniu wygranym przez Bryana Little'a, ale na więcej nie było gospodarzy stać.
Mecz był popisem bramkarzy. Tym razem nie można było mieć pretensji do strzegącego bramki Jets Hellebuycka. Nominowany do nagrody dla najlepszego gracza na swojej pozycji w sezonie zasadniczym Amerykanin w dwóch poprzednich meczach w Las Vegas nie zaprezentował się najlepiej, ale dziś bronił bardzo dobrze. Znów jednak przegrał ze znacznie bardziej doświadczonym w play-offach Marc-André Fleurym. Kanadyjcczyk obronił 31 strzałów, czyli o 1 więcej od swojego rywala i odniósł już 74. zwycięstwo w rywalizacji o Puchar Stanleya. Zrównał się tym samym z zajmującym 8. miejsce w bramkarskiej klasyfikacji wszech czasów Chrisem Osgoodem i wyśrubował rekord wśród bramkarzy obecnie występujących w najlepszej lidze świata.
Fleury zagra już w piątym finale Pucharu Stanleya. 3 z 4 wcześniejszych wygrał. Zapytany chwilę po decydującym meczu z Jets czy dziś gra lepiej niż kiedykolwiek odparł: - Nie wiem. Zawsze jesteś tak dobry, jak twoja drużyna. Chłopcy dookoła mnie są świetni i bardzo mi pomagają, więc przyjemnie jest grać w takiej sytuacji.
Gracze Winnipeg Jets po piątkowym meczu numer 4, przegranym w Las Vegas, mówili że ich gra wygląda na tyle dobrze, że zwycięstwo w końcu przyjdzie. Nie przyszło jednak, a choć drużyna z Winnipeg zaczęła finał konferencji zachodniej od zwycięstwa, to później przegrała 4 kolejne mecze i to wszystkie w 60 minutach. Wcześniej w całym sezonie nie zdarzyło jej się przegrać więcej niż dwóch kolejnych meczów w regulaminowym czasie. Na pocieszenie pozostała podopiecznym Paula Maurice'a jedynie satysfakcja, że osiągnęli najlepszy wynik od przeniesienia klubu z Atlanty, bo do tego sezonu "nowym" Jets nie udało się nawet wygrać w play-offach meczu.
- Myślę, że również w tej serii robiliśmy dużo rzeczy prawidłowo i graliśmy naprawdę dobrze. Trudno jest mi zaakceptować to, jak skończył się ten mecz. Nie jest łatwo to przełknąć, ale taki jest sport - powiedział po ostatnim spotkaniu tej rywalizacji Hellebuyck.
Po wygraniu spotkania numer 5 zespół Golden Knights odebrał od zastępcy komisarza NHL Billa Daly'ego trofeum im. Clarence'a Campbella dla najlepszej drużyny konferencji zachodniej. "Rycerze" nie mają kapitana, a jedynie aż sześciu alternatywnych kapitanów i to jeden z nich musiał przyjąć trofeum. Padło na Deryka Engellanda. Choć często zawodnicy nie dotykają tego trofeum, by nie zapeszyć w oczekiwaniu na Puchar Stanleya, to Engelland nie miał z tym problemu.
W finale NHL Golden Knights zmierzą się z Tampa Bay Lightning lub Washington Capitals. W finałowej rywalizacji na Wschodzie Lightning prowadzą obecnie 3-2, a szósty mecz w Waszyngtonie odbędzie się w poniedziałek.
Winnipeg Jets - Vegas Golden Knights 1:2 (1:1, 0:1, 0:0)
0:1 Tuch - Carpenter 05:11
1:1 Morrissey - Little 17:14
1:2 Reaves - Sbisa - Nosek 33:21
Strzały: 32-32.
Minuty kar: 4-6.
Widzów: 15 321.
Stan rywalizacji: 1-4. Awans Golden Knights.
Komentarze