NHL: Szczęśliwa "siódemka" Maple Leafs (WIDEO)
Toronto Maple Leafs nie zawodzą nikogo, kto po dołączeniu do drużyny Johna Tavaresa oczekiwał porażającej siły ofensywnej "Klonowych Liści". Zespół w drugim kolejnym meczu strzelił 7 goli, a jego najlepszy ofensywny tercet nie może się zatrzymać.
To miał być niezwykle mocny ofensywnie zespół prowadzony przez tercet złożony z Tavaresa, Austona Matthewsa i Mitcha Marnera, choć cała trójka nie tworzy jednej formacji ataku. Wszyscy jednak punktują na potęgę, a zwłaszcza w dwóch ostatnich spotkaniach, w których drużyna strzeliła 7 goli. Tej nocy naszego czasu w Dallas wygrała z miejscowymi Stars 7:4, a dwie noce wcześniej w Chicago pokonała Blackhawks 7:6.
Matthews i Tavares strzelili tym razem po dwa gole, Marner zanotował bramkę i 3 asysty, Morgan Rielly asystował czterokrotnie, a listę strzelców uzupełnili Ron Hainsey i Connor Brown, który ustalił wynik w 57. minucie strzałem do pustej już bramki rywali. W Dallas ofensywne gwiazdy "Klonowych Liści" toczyły rywalizację ze znakomitym pierwszym atakiem Stars złożonym z Jamie'ego Benna, Tylera Seguina i Aleksandra Radułowa. Ta formacja też spisała się znakomicie, ale nie wystarczyło to do zwycięstwa. Każdy z nich trafił do siatki po razie, Seguin dodatkowo miał 3 asysty, a Radułow 2. Swojego gola dla gospodarzy strzelił także obrońca John Klingberg.
Marner, Matthews i Tavares grają na razie tak, że zupełnie nie widać nieobecności innej ofensywnej gwiazdy Williama Nylandera, który ciągle nie podpisał w Toronto nowego kontraktu i nie może grać. Tavares, który latem podpisał w Toronto siedmioletnią umowę opiewającą na 77 milionów dolarów, w pierwszych 4 występach w nowym klubie strzelił 6 goli i w ogóle nie asystował. Na razie nieco przyćmił go swoimi wyczynami Matthews, który prowadzi w klasyfikacji strzelców i punktowej NHL z 7 bramkami i 10 punktami. Tej nocy został pierwszym graczem w historii klubu strzelającym gole w pierwszych 4 meczach sezonu. Po drugiej wojnie światowej żaden zawodnik Maple Leafs nie zdobywał w każdym z pierwszych 4 meczów rozgrywek przynajmniej 2 punktów. Zrobili to tylko Harry Cameron w 1917 i Sweeney Schriner w 1944 roku. Wczoraj środkowy z Toronto dodatkowo miał bilans 13-8 we wznowieniach.
Po wczorajszym spotkaniu chwalił przede wszystkim swoich kolegów z pierwszego ataku. - Na razie idzie mi dobrze i wszystko wpada. Wiadomo, że będą w sezonie okresy lepsze i gorsze, ale trzeba ciężko pracować - mówił. - Mam dwóch dobrych partnerów w ataku Patricka Marleau i Kasperiego Kapanena. Staramy się szukać wzajemnie na lodzie. Matthewsa w klasyfikacji punktowej najbardziej goni jednak nie żaden z napastników, a obrońca Rielly, który także ma już 10 punktów za 2 gole i 8 asyst. W obronie jednak zespół z Toronto na razie ma problemy. Przed wczorajszym meczem trener Mike Babcock mówił, że nie można zawsze strzelić więcej goli niż zrobi się błędów, tak jak udało się w niedzielę w Chicago. Wczoraj jednak znów zespół stracił sporo, bo 4 bramki i znów strzelił więcej. Tym razem między słupkami stał nie rezerwowy Garret Sparks, a bramkarz numer 1 Frederik Andersen.
Drużynie Stars nie udało się zacząć sezonu od trzech zwycięstw, ale zawodnicy twierdzą, że czują się lepiej w nowym, bardziej ofensywnym systemie gry zaproponowanym przez trenera Jima Montgomery'ego, który zastąpił weterana Kena Hitchcocka. - Mamy teraz wyższe tempo gry. Ostatnio skupialiśmy się tak bardzo na obronie, że traciliśmy naszą szybkość, która wcześniej była atutem tej drużyny. Jim Montgomery do tego wrócił - mówi Tyler Seguin.
Dallas Stars - Toronto Maple Leafs 4:7 (1:2, 2:3, 1:2)
0:1 Marner 09:40
1:1 Radułow - Seguin - Heiskanen 17:23
1:2 Matthews - Kapanen - Rielly 18:58
2:2 Seguin - Lindell - Bishop 29:04
2:3 Matthews - Rielly - Marner 31:59 (w przewadze)
2:4 Hainsey - Kapanen - Lindholm 36:00
2:5 Tavares - Marner - Rielly 37:00 (w przewadze)
3:5 Benn - Radułow - Seguin 38:02 (w przewadze)
4:5 Klingberg - Radułow - Seguin 42:39
4:6 Tavares - Marner - Zajcew 44:55
4:7 Brown - Rielly - Hainsey 56:40 (pusta bramka)
Strzały: 34-30.
Minuty kar: 6-2.
Widzów: 17 866.
To było bardzo przykre przywitanie Philadelphia Flyers z własnymi kibicami. "Lotnicy" przegrali pierwszy w tym sezonie mecz przed własną publicznością aż 2:8 z San Jose Sharks. Już po pierwszej tercji było 0:4, a później gospodarze nie dali rady gonić rywali. Evander Kane i Joe Pavelski strzelili dla gości po dwa gole, a po jednym Logan Couture, Barclay Goodrow, Tomáš Hertl i Timo Meier. Czterokrotnie asystował Kevin Labanc, zaś Aaron Dell zastępujący odpoczywającego bramkarza numer 1 Martina Jonesa obronił 31 strzałów. Sharks sami oddali na bramkę Briana Elliotta aż 48 uderzeń. Ostatni raz więcej goli drużyna "Rekinów" strzeliła dokładnie 5 lat i 1 dzień wcześniej, gdy 9:2 pokonała New York Rangers. Z kolei Flyers stracili najwięcej bramek od przegranego 8:9 szalonego meczu z Winnipeg Jets w październiku 2011 roku.
Jeżeli Carolina Hurricanes chcą w tym sezonie przerwać trwającą od 9 lat, najdłuższą aktualnie w NHL serię bez występu w play-offach, to początkiem rozgrywek robią w tym kierunku właściwy krok. Drużyna z Raleigh tej nocy pokonała u siebie Vancouver Canucks 5:3, odnosząc trzecie zwycięstwo w czwartym meczu. W każdym zdobywała punkty i z 7 "oczkami" prowadzi na razie w dywizji metropolitalnej, choć to jeszcze bardzo początkowy etap rywalizacji. Sebastian Aho zaliczył dla zwycięzców gola i asystę, a trafiali także: Jordan Staal, Brett Pesce, numer 2 tegorocznego draftu Andriej Swiecznikow i Warren Foegele. Od przeniesienia klubu z Hartford do Raleigh w 1997 roku nigdy jeszcze Hurricanes nie zdobywali punktów w każdym z pierwszych czterech meczów sezonu. Nawet w rozgrywkach 2005-06 zakończonych zdobyciem Pucharu Stanleya na tym etapie mieli na koncie tylko 4 punkty.
Nick Foligno poprowadził Columbus Blue Jackets do zwycięstwa nad Colorado Avalanche. Napastnik drużyny z Ohio strzelił dwa gole i zaliczył asystę, do siatki trafiali także Pierre-Luc Dubois, Artiemij Panarin oraz Josh Anderson, a ich zespół wygrał 5:2. Siergiej Bobrowski obronił 25 strzałów. Jednym z graczy, którzy go pokonali był Carl Söderberg. Szwed tym samym osiągnął granicę 200 punktów w NHL. Avalanche ponieśli pierwszą porażkę w sezonie. Oba zespoły mają teraz na koncie po 2 zwycięstwa i po 1 przegranej.
Pierwszy raz w tych rozgrywkach przegrali Nashville Predators, którzy u siebie ulegli Calgary Flames 0:3, mimo że oddali aż 43 strzały. Bohaterem wieczoru był jednak bramkarz "Płomieni" Mike Smith, który zatrzymał je wszystkie i po raz 37. w NHL zachował "czyste konto". Dwa gole strzelił Sean Monahan, jednego Elias Lindholm, a przy wszystkich bramkach asystował Johnny Gaudreau. Od przeniesienia klubu Flames z Atlanty do Calgary żaden bramkarz drużyny nie zachował "czystego konta" broniąc tyle strzałów, ile Smith wczoraj. Wcześniej zdarzyło się to dwukrotnie Danowi Bouchardowi, który w 1972 roku przeciwko Detroit Red Wings obronił wszystkie 46, a w 1975 z Toronto Maple Leafs 45 uderzeń. Predators poprzednio nie strzelili gola u siebie 4 lutego 2017 roku w przegranym 0:1 spotkaniu z Red Wings.
Rozgrywający swój pierwszy w tym sezonie mecz przed własną publicznością Winnipeg Jets pokonali 2:1 Los Angeles Kings. Zwycięskiego gola strzelił w przewadze w drugiej tercji Kyle Connor, a wcześniej trafił dla gospodarzy także Mark Scheifele. Dla Kings pierwszą bramkę po powrocie do NHL zdobył Ilia Kowalczuk. Bramkarzowi "Królów" Jackowi Campbellowi, który zastępuje kontuzjowanego Jonathana Quicka, nie udało się uchronić drużyny przed porażką mimo 37 skutecznych interwencji. Tymczasem po drugiej stronie tafli Connor Hellebuyck odniósł zwycięstwo broniąc zaledwie 16 uderzeń.
Komentarze