Zagrają w Tychach już bez legendy. "Nie docenili mojego potencjału" (WIDEO)
Już bez jednego z najlepszych graczy w swojej historii zagra w najbliższym sezonie rywal GKS-u Tychy w Hokejowej Lidze Mistrzów.
Klub Skellefteå AIK oficjalnie rozstał się ze swoją żywą legendą, Jimmie'em Ericssonem, z którym nie podpisze nowego kontraktu. Doświadczony gracz po ostatnim sezonie nie miał umowy i rozważał zakończenie kariery, ale nadal prowadził ze swoim ukochanym klubem rozmowy kontraktowe. Okazało się jednak, że obie strony nie są w stanie dojść do porozumienia. Negocjacje zostały zakończone, a Ericsson już więcej w ekipie SAIK nie zagra.
To dziś wiadomość dnia w szwedzkim świecie hokejowym. Nic dziwnego, bo chodzi o jedną z największych postaci tamtejszej ekstraklasy w ostatnich latach. Ericsson w drużynie z północy Szwecji spędził 14 sezonów, w tym 5 w roli kapitana. Rozegrał dla niej 602 mecze sezonów zasadniczych i zdobył 338 punktów. W obu tych kategoriach jest drugim graczem w historii klubu. Do ekstraklasy trafił późno, bo w wieku 25 lat, ale od tego czasu nikt w play-offach nie rozegrał w Elitserien/SHL więcej meczów (149), nie strzelił więcej goli (45), nie zdobył więcej punktów (82) i nie otrzymał więcej karnych minut (191). I to wszystko, mimo że Ericsson uchodzi za defensywnego napastnika.
38-letni już dziś hokeista, który jest starszym bratem obrońcy Detroit Red Wings Jonathana Ericssona, sięgnął z reprezentacją Szwecji po mistrzostwo świata w 2013 roku, a także jeden srebrny i dwa brązowe medale MŚ oraz "srebro" Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Na arenie klubowej był ostatnio prawdziwym talizmanem swoich klubów. Brał udział w sześciu z siedmiu finałów szwedzkiej ekstraklasy, w których wystąpił zespół Skellefteå AIK w ostatnich ośmiu sezonach, zdobywając tytuł w 2013 i 2014 roku. W 2013 został wybrany MVP sezonu i najlepszym szwedzkim napastnikiem. A gdy na rok przeniósł się do KHL, z SKA Petersburg pod wodzą Wiaczesława Bykowa sięgnął po Puchar Gagarina.
Ericsson po ostatnim sezonie mówił, że przegrany z kretesem finał Pucharu Le Mata przeciwko Växjö Lakers daje mu motywację do walki o kolejne mistrzostwo, ale teraz przekonuje, że rola, jaką widziano dla niego w klubie z Skellefteå mu nie odpowiadała i to dlatego rozmowy upadły. - Oczywiście pensja ma znaczenie, ale w żadnym razie to nie był priorytet. Problemem w tym przypadku było to, że klub nie docenił mojego potencjału i nie chciał mnie w roli, w której ja bym siebie widział - powiedział szwedzki weteran. - Oni chcą zbudować zespół według swojego zaufania. Ja pewnie robiłbym to inaczej, gdybym decydował. Oczywiście jestem rozczarowany.
Ericsson rozważał zakończenie kariery już przed rokiem, ale zdecydował się wrócić do gry i miał swój udział w awansie drużyny do finału play-offów SHL. W 16 meczach tej rywalizacji strzelił 4 gole i zaliczył 3 asysty. Zdobył m.in. taką piękną bramkę na wagę zwycięstwa w półfinałowym meczu z Djurgården Sztokholm.
Sam zawodnik mówi, że niepowodzenie rozmów z klubem z rodzinnego miasta, w którym spędził niemal całe zawodowe życie, tylko wzmaga w nim apetyt na kontynuowanie kariery. - Jeśli kiedyś powiedziałem, że nie zagram już w innym klubie niż Skellefteå, to to cofam - mówi. - Pomyślę, co teraz zrobić, ale skoro ocena mojej wartości jako zawodnika nie była taka, jak uważam, że powinna być, to biorąc pod uwagę, co osiągnąłem w ostatnich play-offach grając z kontuzją, chcę udowodnić, że ktoś się pomylił.
Na brak miejsca dla Ericssona w drużynie mogło wpłynąć także pozyskanie przez rywali GKS-u Tychy przed kilkoma dniami mistrza świata z 2011 roku i czterokrotnego mistrza Finlandii Juhamattiego Aaltonena. Wicemistrzowie Szwecji nadal jednak do zamknięcia kadry potrzebują przynajmniej jednego napastnika, tyle że może to być ktoś młodszy niż Ericsson.
Tyszanie zagrają z wicemistrzami Szwecji w Hokejowej Lidze Mistrzów 2 września na swoim Stadionie Zimowym i 4 dni później w Skellefteå.
Komentarze