Duże kłopoty bogaczy. Chcą podnieść limit obcokrajowców
Nawet kluby drugiej najbogatszej ligi w Europie znalazły się w poważnych tarapatach finansowych wobec przedwczesnego zakończenia sezonu z powodu epidemii koronawirusa. Teraz jednym ze sposobów na problemy z pieniędzmi ma być zwiększenie limitu obcokrajowców.
W Szwajcarii do dyskusji wraca temat dopuszczenia do gry większej liczby zagranicznych hokeistów. Ma to pomóc obniżyć wynagrodzenia, jakich domagają się za kontrakty najlepsi szwajcarscy hokeiści.
Obecnie każdy klub miejscowej National League może mieć jednocześnie podpisane kontrakty z 8 zagranicznymi hokeistami, a w meczu może wystąpić 4. Liga ta od lat cieszy się najwyższą frekwencją na trybunach w Europie i bardzo dynamicznie rozwijała się finansowo, ale połączenie relatywnie niskiego limitu obcokrajowców z dużymi pieniędzmi wpompowanymi w szwajcarski hokej doprowadziło do sytuacji windowania oczekiwań finansowych miejscowych zawodników.
Jak podaje dziennik "Neue Zürcher Zeitung", średnie wynagrodzenie hokeisty w najwyższej klasie rozgrywkowej wynosi między 250 a 300 tysięcy franków za sezon (w przeliczeniu 1,08 - 1,29 mln. złotych), a czołowi Szwajcarzy z dodatkami są w stanie zarobić nawet 1 mln. franków. Czyni to National League najlepiej płacącą ligą w Europie po KHL. - Może czołowi zawodnicy w Szwecji zbliżają się pod względem zarobków do naszej ligi, ale przeciętnie zarabia się tam znacznie mniej - mówi dyrektor sportowy HC Davos Raeto Raffainer.
Kluby biedniejsze, które nie są w stanie ścigać się finansowo z potentatami, ostrzegały już wcześniej, że w końcu "bańka" musi pęknąć. Teraz wygląda na to, że przebił ją koronawirus. - Dla połowy klubów sytuacja jest naprawdę dramatyczna, a dla drugiej połowy poważna - przyznaje prezes Zürich Lions Peter Zahner. - A pamiętajmy, że jeśli jeden klub zbankrutuje, to wszyscy na tym stracą, bo znikną przychody z meczów z nim. Nawet prezes relatywnie bogatego SC Berno Marc Lüthi mówi, że walczy o przetrwanie swojego klubu.
Temat otworzenia rynku w celu obniżenia wynagrodzeń wraca w Szwajcarii nie po raz pierwszy. Głośno mówiło się o tym także półtora roku temu. Wtedy jednak większość klubów zagłosowała przeciwko dopuszczeniu większej liczby obcokrajowców. - W klubie już długo przed tym "koronakryzysem" zastanawialiśmy się nad naszą polityką wobec obcokrajowców - mówi prezes EHC Biel Daniel Villard. - Jest faktem, że spirala wynagrodzeń była cały czas nakręcana. Ale pamiętajmy, że musimy uważać, żeby nie obniżyć poziomu naszego produktu, jakim jest liga ze względu na to, że znajdujemy się w przejściowym kryzysie.
Popularny komentator portalu watson.ch Klaus Zaugg pisze zaś w swoim felietonie, że zwiększenie limitu obcokrajowców nie wpłynie na wysokość wynagrodzeń, a będzie miało złe skutki dla szwajcarskiego hokeja.
- Ci, którzy chcą zdobyć mistrzostwo albo utrzymać się w lidze nadal będą polegali na dobrych Szwajcarach. Oni nie staną się przez to tańsi. A przypuszczalnie tańsi obcokrajowcy nie zastąpią szwajcarskich gwiazd, tylko naszą młodzież, która nie będzie miała gdzie grać. Poza tym dyrektorzy sportowi mieli już kłopoty ze znalezieniem 4 dobrych obcokrajowców, a co dopiero mówić o 5, 6, 7 czy 8... Każdy, komu leży na sercu dobro naszego hokeja powinien być przeciwko zwiększeniu limitu. Ta walka z potęgą głupoty staje się coraz trudniejsza - pisze ostro.
Władze klubów National League rozważają też inne działania, które mają pomóc im przetrwać. W przyszłym sezonie ma nie być spadków z ligi. Pojawiają się także bardziej śmiałe koncepcje przeniesienia zza Oceanu idei draftu i górnego limitu wynagrodzeń, choć Zahner ocenia szanse na ich wprowadzenie jako "iluzoryczne".
Dużo będzie zależało od tego, kiedy ewentualnie na trybuny będą mogli wrócić kibice, którzy stali się jedną z sił napędowych ligi. Tu Szwajcarzy są ostrożnie optymistyczni. Powołany został specjalny zespół, który wspólnie z władzami kraju planuje strategię "wyjścia" sportu ze stanu zamrożenia, która będzie częścią rozpoczynanego właśnie znoszenia restrykcji nałożonych na gospodarkę w związku z koronawirusem. Jeśli liczba aktywnych przypadków choroby nadal będzie się zmniejszała, to mówi się o tym, że sezon hokejowy startujący w połowie września, a najpóźniej w październiku, mógłby ruszać już przy pełnych trybunach.
Co więcej, liga dostała pełną transzę ok. 35 milionów franków (150,6 mln. złotych) za prawa telewizyjne do sezonu 2019-20 od firmy UPC, która jest właścicielem transmitującego rozgrywki kanału MySports. Kluby nie będą musiały zwracać żadnych pieniędzy, mimo że sezon nie został dokończony, ale w zamian za to mają zrezygnować z części środków w dwóch kolejnych latach. Umowa była skonstruowana tak, że wysokość wypłaconych za sezon pieniędzy miała rosnąć do wygaśnięcia kontraktu w 2022 roku. Teraz kluby w dwóch ostatnich sezonach obowiązywania kontraktu otrzymają jednak prawdopodobnie tyle, ile zarobiły w ostatnich rozgrywkach.
Komentarze