Hokej.net Logo

Obrońca przepytał obrońcę. "Jestem spełniony"

Obrońca przepytał obrońcę. "Jestem spełniony"

Cześć! Mam przyjemność zaprosić Was do dłuższej rozmowy z byłym zawodnikiem. A o kim mowa? Na początek parę faktów, po których „załapiecie” o kogo chodzi. Debiutował w ekstralidze w wieku niespełna piętnastu lat, rozegrał w niej 573 mecze i zdobył 256 punktów. Jak na obrońcę, wynik całkiem przyzwoity. Jego gra i punkty przyczyniły się do zdobycia przez Cracovię trzech tytułów mistrza Polski w latach 2005-2009. Za pierwszą wypłatę kupił wieżę stereo. Jeśli jeszcze jakimś cudem nie wiecie, o kim mowa, to zapraszam na dłuższą rozmowę z Marianem Csorichem.


Powiedz jak wyglądały Twoje początki, dlaczego akurat hokej, czy rodzina jako, że również miała do czynienia z hokejem pomogła Ci w podjęciu decyzji?


– Moje początki gry w hokeja oczywiście miały miejsce oczywiście w Gdańsku, gdzie się urodziłem i wychowałem. Jak wiadomo, w hokeja grał mój dziadek Stefan, wujek Marian i ojciec Bogdan. To na pewno miało ogromny wpływ na to, że ja też zacząłem uprawianie tej pięknej dyscypliny. Choć od razu muszę zaznaczyć, że w wieku około 10 lat mój tato zapisał mnie do sekcji piłki nożnej w klubie Gedania Gdańsk i przez pewien okres trenowałem i hokej, i piłkę. Później sam zrezygnowałem z piłki, zresztą pewnie dlatego, że w piłce nie szło mi tak dobrze, jak w hokeja. Rozegrałem parę meczów w Gedani, ale nie byłem na boisku tak potrzebny, jak w hokeju i to pewnie zdecydowało o rezygnacji z piłki.


Jedną z legend polskiego hokeja jest Stefan Csorich, czyli twój dziadek. Czy był idolem dla Ciebie w młodości, coś Ci podpowiadał?


– Oj tak, zdecydowanie! Dziadek był legendą nie tylko dla mnie, ale i dla całego hokejowego świata. Był bardzo szanowany na wszystkich lodowiskach w Polsce. Zawsze dawał sporo rad, ale jedną, którą pamiętam do dzisiaj, było to, żeby strzelać do góry.


Jak wyglądały Twoje początki w seniorskim hokeju?


– Początki dorosłego hokeja tak naprawdę zaczęły się już w 1994. Wtedy trener Wiesław Walicki zabrał mnie na treningi pierwszej drużyny i powoli do niej wprowadzał. Na początku grywałem w trzecich tercjach, a w momencie debiutu w ekstraklasie miałem 14 lat i 10 miesięcy, co uważam za niezły wynik. Chciałbym zaznaczyć, że na to jakim stałem się zawodnikiem duży wpływ miał trener Walicki, który był wymagający, ale stawiał na mnie pomimo młodego wieku, za co jestem mu bardzo wdzięczny.


Początek przygody i wyjazd za granicę. Proszę opisz swój pobyt w Ameryce Północnej.


– W 1998 roku wyjechałem do USA na camp do klubu Columbus, który grał w CHL. Pomógł mi w tym wyjeździe zawodnik Maciek Zieliński, którego znałem z gry w Krakowie, a on na stałe mieszkał w USA. Po tym campie pojechałem do juniorskiej drużyny w Kanadzie w Manitobie i tam spędziłem mój pierwszy sezon za granicą. Poznałem świetną rodzinę, u której mieszkałem i z którą mam kontakt do tej pory. To są niesamowici ludzie. W ogóle Kanada to chyba najlepszy kraj do mieszkania i życia na świecie. Po sezonie, gdy skończył mi się wiek juniora w Kanadzie, pojechałem jeszcze na rok grać do Stanów Zjednoczonych do drużyny Bismarck Bobcats. Tam rozegrałem całkiem niezły sezon, czego potwierdzeniem był występ w meczu gwiazd tamtej ligi. Później przeniosłem się do seniorskiego hokeja, a mianowicie do San Antonio z ligi CHL. Z perspektywy czasu myślę, że to był błąd, bo wtedy na stole pojawiły się oferty z paru fajnych klubów uniwersyteckich i powinienem był wybrać tamten kierunek. Miałbym skończone fajne studia, hokej również był tam na fajnym poziomie, ale człowiek był młody i chciał od razu grać profesjonalnie. Po paru miesiącach w San Antonio wysłano mnie do słabszej drużyny Border City Bandits i tam dostałem więcej czasu na lodzie. Niestety drużyna zbankrutowała przed zakończeniem rozgrywek.


Jakie ciekawe sytuacje spotkały Cię podczas tego wyjazdu? Jak spędzałeś wolny czas?

– Początek tam to był totalny szok dla mnie. Niesamowita organizacja na lodzie jak i poza nim. Wtedy takie rzeczy, jak kije z własnym wygięciem, łyżwy na odlew stopy, ludzie układający sprzęt w szatni oraz wiele innych do tej pory były niespotykane na naszych lodowiskach. Wolnego czasu dużo nie było, bo w Kanadzie i USA odległości między drużynami są ogromne, więc dużo czasu spędzało się w podróży. Gdy już znaleźliśmy czas wolny, trenerzy często organizowali dla zawodników wspólną grę w golfa, kręgle, bilarda i spotkania z kibicami. Oczywiście wychodziło się z chłopakami na różne fajne imprezy.



Rok 2001, powrót do Polski. Skąd taka decyzja?


– W 2001 miałem wylot do Polski, jak co roku na kilka tygodni. Akurat przypadł on na dzień zamachów w Nowym Jorku. W drodze na lotnisko, w Chicago, w taksówce usłyszeliśmy w radiu, co się dzieje. To był szok, gdy dojechałem na lotnisko, to zastałem tam ogromny chaos. W ten dzień już nie wyleciałem. Udało mi się w następnym dniu i jak się okazało, już tam nie wróciłem.


Po powrocie do Polski postanowiłeś związać się umową z KTH Krynica. Co lub kto przekonał Cię do tego i jak wspominasz ten okres?


– W Krynicy spotkałem trenera Andrzeja Słowakiewicza, który był pasjonatem hokeja. Od razu postawił na mnie i naprawdę fajnie się tam grało. Super kibice, fajne miasto, życzliwi ludzie. Niestety nie płacono nam tam przez długie okresy, a kiedy zaległości sięgnęły około trzech miesięcy zdecydowaliśmy z drużyną nie wyjść na mecz (jak dobrze pamiętam był to mecz ze Stoczniowcem). Było sporo ludzi na trybunach i po 15 minutach jak nie wychodziliśmy na lód do szatni wpadł prezes, który zalegał nam pieniądze i zaczął pytać po kolei czy wychodzimy grać. Zaczął ode mnie, a ja mu odpowiedziałem, że nie i po mnie wszyscy tak odpowiedzieli. Na drugi dzień na drzwiach szatni wisiała kartka z nazwiskami kilku zawodników których prezes wyrzucił z klubu, w tym oczywiście moje.


Próbowałeś szukać sprawiedliwości?


– Odpuściłem sprawę.


Wylądowałeś w Nowym Targu, również pod opieką trenera Słowakiewicza. Czy to jego osoba przyczyniła się do wyboru tej drużyny?


– Zgadza się. Osoba trenera miała ogromny wpływ. Niestety to już był gorszy sezon, bardzo ciężki, nie graliśmy dobrze, a na dodatek w trakcie sezonu pozbywano się kolejno zawodników przyjezdnych. Ja dograłem sezon do końca, ale nie byłem zadowolony z siebie. Trener Słowakiewicz chciał żebym został, ale ja zdecydowałem odejść, bo nie czułem się tam dobrze.


W tym sezonie zadebiutowałeś w reprezentacji Polski, w wygranym 4:1 meczu z Francją. Czy po 19 latach od debiutu przypominasz sobie jakie to było uczucie? Czy w szatni spotkałeś kogoś, kto wywarł na Tobie wrażenie?


– Z samego występu niewiele pamiętam, ale to w jakiej formie strzeleckiej był Andrzej Schubert wywarło na mnie wrażenie. Strzelał jak na zawołanie.


Co spowodowało, że postanowiłeś opuścić Nowy Targ?


– Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie byłem w najlepszej formie i za to mogłem mieć uwagi do samego siebie. Wiem, że Podhale to wielki klub, ale w gorszych momentach nie mieliśmy potrzebnego wsparcia ze strony kibiców. Pomimo tylko jednego sezonu spędzonego pod Tatrami nawiązałem dobry kontakt z Jarkiem Różańskim, Krzyśkiem Zapałą, Marcinem Koluszem czy braćmi Piotrowskimi.


Kolejny rok i zmiana, tym razem sezon zacząłeś w Toruniu. Jak wspominasz ten czas?


– Zgadza się, kolejny sezon zacząłem w Torniu, a wraz ze mną z Nowego Targu przeniósł się Oktawiusz Marcińczak. Klub wiązał z nami duże nadzieje, lecz my ich nie potrafiliśmy spełnić. Z perspektywy czasu myślę, że zarząd miał za duże ambicje jak na to jakim składem wtedy dysponowaliśmy oraz na to jakiemu trenerowi powierzył drużynę. Moim zdaniem trener Rossak nie miał dobrego warsztatu, delikatnie mówiąc. Oczywiście muszę dodać, że sam nie grałem tak jakbym chciał.



Trafiłem na Twoją wypowiedź, z której jasno dało się zrozumieć, że Twojemu odejściu z Torunia towarzyszyły dodatkowe, niekoniecznie pozytywne emocje. Skąd one się wzięły?


– Dobrze pamiętam w jaki „profesjonalny” sposób się ze mną i Oktawiuszem pożegnano. Po kolejnym przegranym meczu wpadł prezes do szatni i wydzierając się powiedział, że wyrzucą nas obu. To był szok i turbo nieprofesjonalne, bo tak się spraw nie załatwia, ale może ja się nie znam.


Czyli można powiedzieć, że po raz kolejny to za Ciebie podjęto decyzję o przyszłości. Trzeba przyznać, patrząc z perspektywy roku 2020, że zejście w grudniu do pierwszej ligi to dość zaskakujący oraz ryzykowny ruch. Co możesz opowiedzieć o tej sytuacji?


– Tak, wszystko działo się około grudnia. Zadzwonił do mnie prezes Adam Zięba z Cracovii. Zaproponował grę wtedy w pierwszoligowej Cracovii. Długo się zastanawiałem, bo myślałem sobie: „Boże, to pierwsza liga”, ale się zgodziłem, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Jeszcze w międzyczasie, po wyrzuceniu z Torunia wróciłem do Gdańska i odbyłem rozmowę z prezesem Kosteckim. Chciałem wrócić do swojej macierzystej drużyny za półdarmo, ale prezes powiedział, że jestem konfliktowy i uniemożliwił mi powrót. Tak naprawdę nie wiem, skąd wziął się wniosek, że jestem konfliktowy, ale tak się traktuje często wychowanków. Teraz jestem mu za to wdzięczny, bo wylądowałem w Cracovii.


Z prezesem Ziębą od początku współpracowało mi się świetnie, bardzo miło go wspominam. Szkoleniowcem był Mieczysław Nahuńko, który pomógł mi się odbudować. W momencie podpisywania kontraktu z Cracovią w pierwszej lidze dominował Sanok, ale przed nami była jeszcze najważniejsza faza, czyli play-offy. Awans uzyskiwała jedna drużyna. Usiedliśmy z prezesem Ziębą i on miał plan w grudniu zbudować drużynę, która wygra te play-offy. Miał jeszcze małe rozeznanie na rynku, ale duże ambicje i wchodzącego w sport pana profesora Filipiaka co równało się z większymi pieniędzmi. Pomogłem mu ściągnąć do Krakowa Oktawiusza Marcińczaka, Mateusza Malinowskiego oraz na bramkę Marka Rączkę. Prezes „od siebie” zakontraktował Karela Horný’ego i ograliśmy Sanok 3:0 w finale.


Można powiedzieć w takim razie, że byłeś jednym z pierwszych zawodników w nowej erze drużyny z Krakowa. Jak wyglądał czas budowy drużyny na ekstraklasę?


– Następny sezon, już w lato, prezes Zięba chciał budować zespół na ekstraklasę i profesor Filipiak zaczął się nami bardziej interesować. Myślę, że duży wpływ na to miało znaczenie, że na finale play-off w pierwszej lidze z Sanokiem była masa ludzi i świetny doping. Osobne zdanie chcę poświęcić kibicom Cracovii, którzy są niesamowici. Charakteryzowało ich to, że zawsze nas wspierali, niezależnie od tego czy wygrywaliśmy, czy nie wychodziły nam mecze. Oni okazywali nam szacunek i wspierali nas.


Ok, wróćmy do budowania drużyny na ekstraklasę.


– Sam dzwoniłem do moich przyjaciół między innymi Damiana Słabonia i Piotrka Sarnika, żeby przyszli do Krakowa. Mówiąc nieskromnie, z dużą moją pomocą, ponieważ oni występowali w Tychach, czyli zespole z góry tabeli, ale pomimo tego zdecydowali się przyjść. Trwało to długo, ale prezes Zięba zdołał ich namówić. Graliśmy razem w piątce i był to super czas na lodzie i poza nim. Przyszedł także Rafał Radziszewski, który okazał się ogromnym wzmocnieniem.


Jak się odnaleźliście jako nowa drużyna w lidze?


– Sezon trwał i nie był wymarzony. Do momentu, gdy prezesi zdecydowali się ściągnąć bezrobotnego wtedy trenera Rudolfa Roháčka. Trener Nahunko został drugim trenerem. Play-off był niesamowity. Z piątego miejsca pokonaliśmy faworyzowane Podhale z Krzysztofem Oliwą w składzie. Pamiętam jak niemiło witali mnie kibice w Nowym Targu po tym nieudanym w moim wykonaniu sezonie w ich barwach. To zwycięstwo smakowało wyśmienicie, a zdobyty gol w ostatnim meczu i nawałnica kibiców z Krakowa na Nowy Targ – bezcenne wspomnienia. Miny kibiców po ostatnim meczu zawsze będę pamiętał. W półfinale przegraliśmy z Unią, a mecze o trzecie miejsce rozegraliśmy z ekipą z Torunia. Pożegnaliśmy się w niezbyt fajnej atmosferze, zaledwie rok wcześniej, tak więc życie dało szansę do rewanżu szybciej niż myślałem. Ograliśmy ich o brąz i to również smakowało podwójnie.



Przez długi czas występowałeś na lodzie razem z atakiem Laszkiewicz – Słaboń – Laszkiewicz.


– Na następny sezon Profesor Filipiak nabrał jeszcze większego apetytu i ściągnął do Krakowa absolutną gwiazdę Leszka Laszkiewicza. Graliśmy w jednej piątce: ja, Leszek, Damian Słaboń oraz Piotr Sarnik. Super nam się to wszystko układało, duży wpływ na to miał Leszek, który był niesamowicie ambitnym hokeistą i ciągnął wszystkich do góry. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Ci napastnicy potrafili wychodzić na pozycję i poszukać mnie na niebieskiej. Później doszedł do nas Daniel Laszkiewicz, dzięki któremu mogłem zdobywać wiele goli, bo potrafił świetnie grać na bramkarzu, co zdecydowanie ułatwiło mi zdobywanie goli. Na polskich taflach na bramkarzu potrafi lepiej od niego grać chyba tylko Marcin Kolusz.


Przez te sześć lat rozgrywałeś około 50 meczów na sezon, co oznacza, że nie miałeś problemów z kontuzjami. Z czego to głównie wynikało? Dobre przygotowanie, regeneracja czy po prostu szczęście?


– Szczęśliwie omijały mnie wtedy kontuzje. Pamiętam, że moja najdłuższa seria bez opuszczenia meczów wyniosła prawie trzy sezony.


Co możesz powiedzieć o współpracy z trenerem Roháčkiem?


– Nie chcę umniejszać jego kompetencji, ale mogę powiedzieć, że my jako piątka dużo rzeczy sami sobie ustalaliśmy. Dominowaliśmy w lidze i nie ma się co oszukiwać - nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie to, że w Krakowie ludzie kochają hokej oraz to, że profesor się nim zainteresował. Była sytuacja, że jak negocjowałem kontrakt z prezesem Tabiszem to zawsze przy rozmowach obecny był trener Roháček. Raz przy okazji rozmów padło stwierdzenie ze strony trenera, że 18 punktów na obrońcę to mało. Myślę: OK, życie. Kolejny sezon, wygrałem punktację w lidze wśród obrońców (40 punktów), spotkanie w tym samym gronie i słyszę że jestem obrońcą, a nie graczem od „robienia” punktów.


Czy profesor Filipiak był częstym gościem w Waszej szatni i czy masz w pamięci jakąś konkretną sytuację z nim związaną?


– Zawsze będę miło wspominał pana profesora. Poznałem go osobiście i bardzo szanuję. Pamiętam, że podczas finałowej rundy play-off, jeszcze w pierwszej lidze przeciwko drużynie z Sanoka, w meczu numer dwa w Krakowie, miałem parę fajnych wejść ciałem. Po tym meczu do szatni wszedł prezes Filipiak i dał mi za ten jeden mecz 5000 złotych. To był szok i mega miłe uczucie.


W Twoim hokejowym CV zauważyć można trzymiesięczne zawieszenie w sezonie 2005/06. Czy mógłbyś odnieść się do tej sytuacji?


– Tak, w sezonie 2005-2006 miałem 3-miesięczną dyskwalifikację. Sytuacja wydarzyła się w Toruniu. Podczas meczu jeden z zawodników miejscowych pchnął Damiana Słabonia na bandę. Był to ewidentny faul. Zaraz obok tej sytuacji stał sędzia. Krzyknąłem, że to był faul na co on tylko popatrzył na mnie i powiedział: „graj kur*a”. Nie muszę dodawać jak bardzo mnie zagotował, więc zahaczyłem go kijem, co było totalną bzdurą. Co dziwne, sytuacja miała miejsce między boksami obu drużyn i nikt nie widział tego poza mną, sędzią i Damianem. Dostałem karę meczu oraz miałem otrzymać pół roku zawieszenia. Związek przeglądał nagrania z meczu i akurat z żadnej kamery nie było nic widać. Wtedy trener Nahuńko i prezes Zięba pomogli mi się z tego wygrzebać. Dostałem „tylko” trzy miesiące. Teraz się z tego śmieję. ale wtedy ani trochę nie było mi do śmiechu.


Trzy razy zdobyłeś z Cracovią tytuł mistrzowski. Które z nich zapamiętałeś najbardziej? Czy może inny moment związany z Krakowem wspominasz najcieplej?


– W Krakowie generalnie był dla mnie świetny czas. Super kibice, ekscytujące miasto, prezes Filipiak, który potrafił docenić ciężką pracę oraz współpraca w piątce z Leszkiem, Damianem, Danielem – jednym słowem wyśmienicie.


Ostatni Twój sezon w Krakowie to srebrny medal, ale przede wszystkim występ na Mistrzostwach Świata w Lublanie. Czemu dopiero w wieku 31 lat zadebiutowałeś na Mistrzostwach Świata?


– Nie wiem. Chyba nie pasowałem wcześniej trenerom do ich koncepcji.



Po Mistrzostwach Świata, po sześciu latach w Cracovii, zdecydowałeś się na przenosiny do GKS-u Tychy, z którym w latach 2010-2013 zdobyłeś srebrny oraz brązowy medal Mistrzostw Polski.

– Ostatni sezon w Cracovii przegraliśmy sromotnie w finale z Podhalem, a byliśmy wielkim faworytem. Sam nie wiem czemu tak się stało. Po sezonie kończył mi się kontrakt. Podczas rozmów z prezesem Tabiszem nie podjął on nawet tematu warunków na przyszły sezon. W klubie panowała przygnębiająca atmosfera, wszyscy byli zawiedzeni po przegranym finale. Po tych wszystkich latach pełnych sukcesów liczyłem, że porozmawiam dłużej, ale nie doszedłem do słowa. Chciałem wtedy nieznacznie lepsze warunki, bo miałem już córkę Wiktorię i rodzinę. W tym samym czasie zadzwonił Karol Pawlik, dogadaliśmy się w moment. Wtedy zadzwonili z Krakowa, że chcą pogadać, ale ja już dałem słowo Tychom, a nie chciałem robić z ludzi wariatów. Karol to bardzo fajny człowiek, bardzo miło go wspominam. Spakowałem rodzinę i ruszyliśmy do Tychów.


Rok 2011 i Twój kolejny finał. Tym razem już z Tychami, przeciwko byłej drużynie. Towarzyszyły dodatkowe emocje?


– Cracovia pokonała nas bezapelacyjnie. Czy towarzyszyły mi dodatkowe emocje? Oczywiście, że tak. Chciałem wygrać, ale w finale byliśmy bez szans.


Przez trzy lata w Tychach miałeś pięciu trenerów. Czy któregoś z nich zapamiętałeś szczególnie?

– Najlepiej wspominam trenera Płachtę. Miał najlepszy warsztat, ale niestety i jemu tam nie wyszło. Nie wiem dlaczego, ale zapamiętałem, że jako jedyny trener, z którym się spotkałem i który został zwolniony w trakcie sezonu potrafił przyjść do szatni i uścisnąć rękę, podziękować każdemu zawodnikowi za współpracę. To było/jest warte docenienia. To normalne, ale niestety rzadko spotykane w Polsce.


2011/12 to Twój kolejny występ na Mistrzostwach Świata, tym razem w Krynicy. Wydawało się, że przez cały turniej przejdziecie bez większych problemów ale...?


– Mistrzostwa w Krynicy to było coś strasznie dziwnego. Cały turniej spokojnie wygrywaliśmy i na ostatni meczu z Koreą Południową stało się coś totalnie niezrozumiałego. Prowadziliśmy 2:0, później Mikołaj Łopuski zdobył gola na 3:0, ale nie został on uznany przez arbitrów. Według mnie była to zła decyzja arbitrów. Koreańczycy zdobyli trzy gole i wygrali. Przed meczem trener Pysz uczulał, że lód nie jest najlepszy pod koniec turnieju, niestety popełniliśmy nieodpowiedzialne błędy i głupio przegraliśmy.


Na wspomnianych Mistrzostwach szatnię dzieliłeś m.in. z Adamem Borzęckim. "Borzena" również jest z Gdańska i w podobnym wieku. Czy za młodu znaliście się i czy było już wtedy widać po nim smykałkę?


– Tak, spotkaliśmy się z Adamem w Krynicy. Było to fajne, bo spotkaliśmy się po wielu latach. Razem wychowywaliśmy się na lodzie. Byliśmy i jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Teraz niestety rzadko się widujemy, bo Adam mieszka w Niemczech. Czy było widać, że zrobi karierę? Tak, Adam był zawsze wiodący w każdej kategorii wiekowej, a przy tym zawsze skromny i pomocny. Bardzo go lubię, to naprawdę świetny hokeista i facet.


Miałeś okazję spotkać także w szatni między innymi Andreja Husaua. Jak go odebrałeś jako jeszcze zawodnika?


– Znam go bardzo dobrze, bo grałem z nim w Cracovii. Niesamowity zawodnik, a teraz jako trener ma ogromne sukcesy. Szkoda, że opuścił nasz kraj, ale życzę mu wszystkiego najlepszego.



Przyszedł rok 2013 i koniec Twojej kariery w wieku 34 lat, co wydaje się przedwczesnym zakończeniem. Skąd taka decyzja? Co miało na nią wpływ i czy byłeś przygotowany na to?


– Czy to szybko? Nie wiem, miałem wtedy jeszcze oferty z kilku klubów, ale nie były bardzo konkretne więc zdecydowałem się zakończyć. Doszedłem do wniosku, że czym szybciej zacznę „coś” po hokeju, tym będzie łatwiej.


Twoje zakończenie kariery odbyło się w ciszy.


– Tak i nie mam do nikogo żalu bo tak to u nas działa, sport niszowy.


Czy nie myślałeś żeby zostać przy hokeju w innej roli?


– Przy hokeju widziałbym się tylko w roli scouta, żadnej innej. Mógłbym jeździć, obserwować i łowić dobrych graczy, ale jak wiemy takie funkcje nie istnieją w polskim hokeju, także nie widzę dla siebie miejsca w innej roli.


Masz swoje ulubione spotkanie, które do teraz przywołuje wspomnienie?


– Jedno spotkanie i gola w nim na pewno zapamiętam do końca życia. Nie pamiętam dokładnie który to był rok, ale pierwszy mecz finału play-off z Tychami w barwach Cracovii (marzec 2009 – przyp. JW). 30 sekund do końca, Tychy prowadzą 4:2, a my w niecałe 30 sekund doprowadzamy do wyrównania. W karnych Leszek kończy dzieło. Po tym meczu wygrywamy cały finał 4:1.


Nie wiadomo jakby się finał potoczył, gdybyśmy przegrali ten pierwszy mecz.


Najciekawsza szatnia, której byłeś częścią i dlaczego?


– Najlepsza szatnia była w Krakowie, ale tak jest zawsze, jak jest sukces.


Jak zmieniła się szatnia na przestrzeni tylu lat Twojej kariery?


– Myślę, że szatnia nie zmieniła się za wiele, chociaż z pewnością media społecznościowe, które zdominowały świat odcisnęły swoje piętno na zachowaniu zawodników w szatniach. Tu bym się upatrywał różnicy.



Dlaczego #13 i czy był on z Tobą przez całą karierę?


– Numer 13 dostałem zupełnie przypadkowo od kierownika, jak przyszedłem do Cracovii. Widać przyniósł szczęście i do dzisiaj lubię tę liczbę.


Masz możliwość cofnięcia czasu. Czy jest jakaś rzecz, którą chciałbyś zrobić inaczej w hokejowym życiu?


– Tak jak już wcześniej rozmawialiśmy, w USA powinienem iść grać do uniwersyteckiej drużyny, a nie od razu do seniorów.


Podobne pytanie. Cofasz się w czasie i spotykasz 16-letniego Mańka. Co byś mu powiedział?


– Żeby nie słuchał nieżyczliwych ludzi dookoła siebie, nie brał tego do siebie tylko dążył do celu.


Czy czujesz się spełniony czy może jednak brakuje Ci czegoś?


– Jestem spełniony, wycisnąłem ze swoich predyspozycji do hokeja maksimum, jakie posiadałem.


Twoja największa zaleta?


– Pamiętam, że od czasu wyjazdu do Kanady, mówili, że potrafię celnie podawać, nie wiem ile w tym prawdy, trzeba by było spytać zawodników z którymi grałem.


Wskazówka dla młodych adeptów ?


– Chciałbym, żeby zawsze mieli cel. Duży, mały – nieistotne. Ważne, aby dążyli do niego, a rodzice pozwolili w spokoju pracować trenerom.


Powiedz czym zajmujesz się teraz, jak minął Ci czas w kwarantannie i na którym lodowisku w Polsce można Cię spotkać ?


– Pracuję w firma budowlanej, w której jestem koordynatorem prac budowlanych. Podczas kwarantanny pracowaliśmy normalnie, było jedynie mniej chłopaków na każdym projekcie. Nowością było to, że używamy rękawiczek i od niedawna również masek podczas przemieszczania się poza domem. A na tyle ile czas pozwala chodzę na mecze Stoczniowca.



ULUBIONE


Ulubiony film / książka / serial?

– Film „Jak zostałem gangsterem”, Serial „Odwróceni”.


Aktor / aktorka?

– Uwielbiam Żebrowskiego z „Sępa” i Więckiewicza z „Odwróconych”.


Sport poza hokejem to?

– Piłka nożna i żużel.


Ulubiona drużyna/y?

– Lechia Gdańsk, AC Milan.


Idol z dzieciństwa?

– Jaromir Jagr, Hans Nielsen.


Ulubione potrawa?

– Żurek.


Największy kawalarz?

– Sebastian Witowski, Marcin Cieślak, Paweł Kozendra.


Pokój na wyjazdach dzieliłem z?

– Najczęściej z Grześkiem Pasiutem i przyznać muszę, że brakuje mi tych wyjazdów i naszych rozgrywek w Football Managera.


Na co przeznaczyłeś pierwszą wypłatę?

– Na wieżę stereo.


Mój rytuał przedmeczowy?

– Słuchanie muzyki techno.


Najlepsza impreza?

– Każda po mistrzostwie w Krakowie.


Pamiętny gol?

– W barwach Cracovii, przeciwko Tychom w sezonie regularnym. Przegrywaliśmy bodajże 2:5, żeby wygrać 6:5 po moim golu w ostatnich sekundach z podania Leszka Laszkiewicza.


Trener z którym nie współpracowałeś, a chciałeś?

– Igor Zacharkin.




Zawodnik przeciw któremu nie lubiłeś grać?

– Może nie tyle, że nie lubiłem, ale bardzo trudnym rywalem był gracz Podhala – Marián Kacíř. On był klasowym zawodnikiem.


Zawodnik który najbardziej Cię rozczarował?

– Z hokeja nikt nie przychodzi mi do głowy, ale ze świata sportu najbardziej zawiedli mnie Mario Balotelli i Alexandre Pato.


Najlepsza formacja w której grałeś?

– Pavel Urban, ja, Leszek Laszkiewicz, Damian Słaboń, Piotr Sarnik albo Daniel Laszkiewicz. Fajną formację mieliśmy w Tychach z Grześkiem Pasiutem, Mikołajem Łopuskim oraz Teddym Da Costą, niestety zawsze coś stawało na przeszkodzie żeby potwierdzić umiejętności.


Najlepszy zawodnik przeciw któremu grałeś?

– Super grali ze sobą Krzysztof Zapała, Jarek Różański i Marián Kacíř. Pierwszy zawodnik, który przychodzi mi do głowy i przeciwko któremu grałem to Jordin Tootoo. Miałem z nim w lidze juniorskiej nawet pojedynek pięściarski. Już wtedy widać było, że zrobi karierę i udowodnił to. Pamiętam jeszcze jak na mistrzostwach świata w Sosnowcu i Tychach U18, w meczu z Danią, ich zawodnik Kim Staal strzelił nam pięć goli i również zrobił fajną karierę.


Wynik pojedynku?

– Dobrze poszło. Wszyscy chwalili, bo to był prawdziwy fighter, a ja „świeżak” za oceanem.




Dzięki wszystkim, którzy poświęcili swój czas, żeby przeczytać ten wywiad. A szczególne podziękowania kieruję do Mariana.


Kuba Wanacki


Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Wypowiedz się o hokeju!
Shoutbox
  • Ligota_GKS: Na przełomie wieku do Was jeździliśmy, ale wiadomo jak to wtedy wyglądało i czym się kończyło
  • Młodziutki: W kurniku będzie 1400 u nas 4000 niezła proporcja
  • Kudlaczenko: No i?
  • Simonn23: wstyd żeby w Katowicach nie było porządnego lodowiska
  • omgKsu: Po co jak na lidze te marne 1400 mieli ciezko uzbierac
  • Ligota_GKS: w Oświęcimiu też tłumy nie chodziły na zasadniczy. Przykład Sosnowca pokazał, że potrzebne są nowoczesne obiekty, żeby podnieść frekwencję
  • unista55: Marketingowo lepiej, by to Unia grała w LM... pokazalibyśmy przynajmniej Europie, że w Polsce i 4000 może przyjść na mecz. Ale co ma być to będzie :)
  • PanFan1: Szkoda że nie da się zorganizować chociaż finałowych meczy w spodku, bo się nie da prawda ?
  • Paskal79: Panowie dlatego trzeba coś zrobić ,by projekt który wygrał na remont naszego lodowiska nie wszedł na życie ,bo pamiętajmy już nigdy nowego lodowiska ,czy nowoczesnego nie będzie , jakie to ważne dla miasta , mieszkańców i zawodników, przykład Sosnowca pokazuję jakie to ważne,wtedy można organizować praktycznie wszystkie ważne imprezy hokejowe i nie tylko! A tak będziemy mieli taką,, starą babę ''która była u kosmetyczki i się podrobiła a w środku dalej starość i ruiną składowisko 60 la
  • omgKsu: Amen.
  • Paskal79: To fakt jakby przyszło nawet ok 2500-3000 tyś na LM i taka oprawa to na pewno by na tych europejskiej działaczach zrobiło wrażenie,bo nie ukrywajmy LM w Europie niee ciszy się uznaniem i niee wiem czy 30/40 %pojemnosci lodowisk są wypełniane no i łatwiej skusić zawodników do podpisania kontraktów,bo kasa b ważna,ale to już jakiś argument, choć droga ciężka i daleka do tego Ale ja stawiam 4:2 w serii dla Uni:-)
  • Paskal79: No pewnie w spotku trzeba zarezerwować termin wcześniej , choć może być wolny,ale koszty zamrożenia lodu i zrobienia lodowiska i band to duże koszty, raczej ciężko do ogarnięcia, choć było by super,dla kibiców pewnie na takie final w spotkaniu przyszło by 5-7tys a może i więcej no i goście by się zmieścili:-)
  • hanysTHU: Zawsze można grać w Sosnowcu. Teren neutralny;)
  • PanFan1: Toronto: po meczu Leeafs, potrzebują czterech godzin i 21 osób obsługi, żeby przygotować halę dla Raptors - ludzie dlaczego u nas nie może być normalnie ??? Może my po prostu zbyt mało wymagamy od swoich pryncypałów ? Łatwo nas zbyć tanią bajeczką że się nie opłaca i nie da (qoorwa wszędzie się da, tylko nie u nas)
  • PanFan1: https://youtu.be/UTnnX6M5K-4?si=75N-m8pm58Tj0st2
  • hanysTHU: Madison Square Garden też w momencie się przeobraża.
  • hanysTHU: Ale takie podejście,że się nie da. Płacę podatki to kujwa wymagam.
  • hanysTHU: Ale na komisje, audyty audytów to ja nie chcę płacić
  • TenHasek;): Szkoda ,że w Oświęcimiu nie ma hali jak w Ameryce . Myślę ,że lekko zapełnili by hale na 60 tysięcy . Bilety by się sprzedały w pół dnia i jeszcze trza bilbordy w "centrum" " miasta " postawić
  • Paskal79: Szkoda faknie było by spodek odwiedzić na takim finałowym meczu,no trudno, choć atmosfera tu i tu będzie gorącą to pewne
  • PanFan1: Powiem Ci Paskal że chętnie bym się wybrał, akurat w PL będę i myślę że spodek byłby pełny.
  • PanFan1: Dokładnie to mam na myśli Hanys, śmierdzi mi w tym wszystkim zwykłym lenistwem, a nie to że się nie da.
  • Paskal79: Nie lenistwem kasa panowie kasa,i może termin bo kto na początku roku,zarezerwuje spodek na finał w hokeju!?, jakby Katowice niee weszły to straty byłby ogromne,bo ani meczy ani innych imprez nie było by
  • Paskal79: Panfan a może były pełny dużo kibiców z Katowic by było mogłoby z Oświęcimia też przyjechać,a w dodatu pewnie trochę kibiców z innych drużyn i miast z okolic by wpadło na finał,bo zapowiada się bardzo ciekawa batalia.....
  • PanFan1: ... ale jak trzeba wiec dla aktywu partyjnego, z darmowym kateringiem, gorzałą i [****]mi ogarnąć, to się terminy znajdują od ręki ? 😉
  • PanFan1: ... dziewczynkami...
  • PanFan1: Łatwiej byłoby zapełnić spodek poczas finału THL, niż np. na mecze Repry.
  • Arma: Żeby zapełniać cokolwiek to najpierw kibicom trzeba pokazać ten sport bo poza Południem i Toruniem to mało kto wie że w PL jest hokej. Jak nie było klubu z ekstraklasy w mieście to raczej nowy widz się nie dowie o tym sporcie.
  • PanFan1: I tak i nie Arma, jak byłem w styczniu u siebie, spotkałem młode małżeństwo z trójką dzieci u nas na hali przed meczem - poznaniacy - przyjechali w koszulkach "koziołków", bo chcieli obejrzeć polską ligę i Podhale. W Nottingham (na MŚ) była masa Polaków z Gdańska, ale i z Bydgoszczy byli i wrocławiaków spotkałem, nie jest zaś tak że ten nasz hokej jest całkiem nieznany
  • PanFan1: Poza tym wracając do finału THL, mecze będą w TVP, będą zapowiedzi, gdyby było to ogarnięte w spodku, masz pełną halę na bank, was z Oświęcimia przyjechałoby "legion", Gieksy na pewno nikt nie musiałby namawiać, a i takich wolnych strzelców jak w tym przypadku mnie, dwa razy powtarzać nie trzeba by było, no tylko trzeba wpierw się za to było zabrać
  • m1chas: Biletów na sobotę online już nie ma 🙂
  • Arma: Bilety na spodek by się wyprzedały od razu ale zabezpieczenie takiej imprezy to byłby horror dla służb.
  • PanFan1: Arma proszę cię, nie wymyślaj, skoro inne dyscypliny można zorganizować i wszędzie indziej można, to i hokej by się dało, tylko trzeba najpierw chcieć.
  • J_Ruutu: Problemem nie jest zabezpieczenie spodka, lecz zrobienie i utrzymanie tam lodu.
  • PanFan1: kiedyś się robienie lodu w spodku udawało, chyba że teraz aparatura już niedomaga ?
  • hubal: władzom się nie opłaca , mniej kasy do zajumania
  • hokej_fan: Bilety online na sobotni mecz w Oświęcimiu wyprzedane
  • hokej_fan: Będzie się działo
  • Hokejowy1964: Aparatura, w trakcie ostatniego remontu, została że to tak ujmę "zdekompletowana". To po pierwsze. Po drugie biletów sprzedało by się max 3, w porywach 4 tysiące i taka liczba w Spodku słabo wygląda. Duża część biletów trafiłaby do kibiców sukcesu i oni już nie stworzą takiej atmosfery jaką mamy na małej hali. Spodek jest we władaniu tak zwanego "operatora" a oni nie są skorzy do współpracy z Klubem, Del karnie mówiąc. W wielkim skrócie to tyle.
  • hokej_fan: Biletów na mecze sobota-niedziela w Oświęcimiu, online już niema. Rozeszły się w kilka godzin.
  • Arma: Ale kibic sukcesu nie ma stworzyć atmosfery. Ma kupić bilet, kupić jedzenie i być liczbą w sprawozdaniu. Niestety ale dla żywotności dyscypliny, kibice sukcesu są najważniejsi. Każdy kto chodzi na hokej regularnie, będzie chodzić dalej, to bańka tak wąska i zamknięta na nowe osoby. Kiedyś jak ta dyscyplina się nie zawinie w kraju, będzie trzeba zburzyć małe obiekty i zbudować większe dla kibiców którzy przyjdą na mecz raz w miesiącu albo od świeta
  • uniaosw: Zakładając że było 2000(na pewno nie mniej) biletów online na każdy dzień online to dzisiaj poszło w sumie 4000 biletów, Brawo
  • uniaosw: Bez tego drugiego online oczywiście
  • omgKsu: Brawo kibice z miast finalistów :)
  • hokej_fan: Hasło się sprawdza. "Oświęcim - tu się dzieje"
  • PanFan1: To o tym Hokejowy nie wiedziałem, czyli w spodku lodu nie uświadczy. Ale co do możliwej ilości sprzedanych biletów na taki event to z Tobą zapolemizuję, myślę że ze 3K to sam Oświęcim by łykał, u nich nikogo na hokej zapraszać nie trzeba, a mają blisko do Kato. Waszych też przecież byłoby dużo, no i jeszcze wonych strzelców też by było sporo.
  • Hokejowy1964: PanFan moim zdaniem w naszych realiach jest niewykonalne to co proponujesz.. Nie przy tej mentalności kibiców.
  • PanFan1: Masz ich na co dzień, więc trudno mi z Tobą o tych sprawach dyskutować, chociaż tyscy i nowotarscy pokazali ostatnio że da się.
  • Hokejowy1964: Wy kibicowsko jesteście inaczej postrzegani. Nie wyobrażam sobie takiego klimatu za kilka dni na meczach finałowych. Za dużo naleciałości kibolskich z piłeczki skopanej niestety....
  • Luque: Nitrasa zaproście do młyna... polansuje się chłop trochę ;p
  • rober03: A ja bym tak obejrzał finał przy piwku pokomentował nawet trochę sobie nawzajem podokuczał a potem pogratulował zwycięzcy i wrócił do domu
  • KOS46: Myślę, że "Spodek" przy tym zainteresowaniu wydarzeniem wśród kibiców, to mógłby zostać szczelnie wypełniony. Już na PP z Tychami w Krynicy oświęcimianie zdominowali trybuny, i nie myślę tu jedynie o sektorze kibolskim. W Katowicach, do których mamy blisko to myślę, ze przy takim głodzie sukcesu to 3000 mogłoby się wybrać. A i nasi kibole mają tam wielu przyjaciół. Mogłoby być grubo... Miejscowych też przyszłoby dużo więcej niż do małej hali.
  • tombot64: To na szczęście czysta fantastyka i pobożne życzenia, najwięcej kibiców Unii to by przyjechało wyremontować spodek z Chorzowa haha, zapomnijcie.
  • hanysTHU: Jeszcze bilety w rozsądnej cenie i byłoby pełno. Byłem na zagranicznych gwiazdach ligi vs repra i było pełno. Bilety były wtedy po dychę;) Z górnych miejsc nie widać krążka ale był full.
  • flashki80: ale na co komu "kibice" kerzy nawet kolory linii by pomylili? Dla Małopolan: ci z chorzowa wam przetłumaczą
  • flashki80: P.S. oby ten głód nie został zaspokojony...
  • PanFan1: Ludzie o co tu chodzi z tym Chorzowem ?
  • Luque: O to, że Unia z kibolami Ruchu się przyjaźni ;)
  • Andrzejek111: Nie Unia, tylko kibole Unii
  • PanFan1: Przecież Chorzów ma nie wiele wspólnego z hokejem, choć kibicować każdemu wolno.
  • hubal: Ruch 3yma z Wisłą K a Unia Oś kibicuje Wiśle PanieF1
  • Luque: Jeśli chodzi o sport to kiedyś przed meczem reprezentacji chciałbym usłyszeć prawdziwy hymn Polski
  • Luque: https://m.youtube.com/watch?v=PsUIGY_b99M&pp=ygUEUm90YQ%3D%3D
  • S'75: Nie Unia Oświęcim kibicuje Wiśle...tylko kiedyś dużo osób jeździło na Wisłę i był to raczej FC niż jakaś zgoda ...czy jak tam zwał...
  • RafałKawecki: Ja tam kibicuję tym co aktualnie grają z GTS Wisła. Ten klub zawsze będzie mi się kojarzył z milicją.
  • TenHasek;): Ogólnie to [****] WRWE i tyle w temacie piłkarskim 🤣
  • hanysTHU: https://zrzutka.pl/wvffcv
  • hanysTHU: Kiedyś nie do pomyślenia żabskocygański układ idealny. Bez napinki...
  • PanFan1: dzięki Hubi ino po co to się do hokeja pcho ?
  • hanysTHU: Nie tylko przez Wisłę, pod koniec lat osiemdziesiątych na Cichej często skandowano na trybunach Unia Oświęcim. A z Wisłą wtedy była kosa. Sztamę Ruch miał z Jagiellonią. A ta Unia na Ruchu mogła być przez Waldka Waleszczyka wychowanka Zatorzanki ,który grał później w Unii z której przeszedł do drużyny niebieskich i zdobył z nią tytuł mistrza Polski w pamiętnym 1989 roku.
  • S'75: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Mieczys%C5%82aw_Szewczyk
  • S'75: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Waldemar_Waleszczyk
  • S'75: To chyba o Miecia Szewczyka Ci bardziej chodziło:)
  • S'75: A tu jeszcze taka ciekawostka że strony kibiców Widzewa Łódź...
    Innym przykładem takiego wczesnego „układu” byli kibice Unii Oświęcim. Jesienią 1988r. podczas pamiętnego meczu w Białymstoku Jagiellonia – Widzew (debiut Jagi w I lidze) na trybunach pojawiło się także 3 kibiców Unii Oświęcim, która w tamtym czasie miała zgodę z kibicami Ruchu Chorzów. Goście z Oświęcimia chcieli wówczas zrobić zgodę z „Jagą” i przy okazji nawiązali także przyjazne stosunki z obecnymi na tym spotkaniu kib
  • S'75: Kontaktów szerszych raczej nie było, choć watro podkreślić, że gdy na początku lat 90tych ŁKS grał w ramach rozgrywek hokejowych (słynny come back Stopczyka) to przybyli na halę fani Unii przychylnie wyrażali się o Widzewie, co z oczywistych względów nie podobało się gospodarzom, więc były ganianki na hali. Wśród gości raczej fanów Widzewa nie było (lub pojedyncze osoby) dlatego też relacje te „umarły” śmiercią naturalną
  • hanysTHU: Tak jest!!! Pomyliłem zawodnika. Czuwaj!
  • hanysTHU: Skąd ten Waldemar mi się wziął?
  • hanysTHU: Jeżeli ktoś to pamięta to ma prawo do lekkiej sklerozy ;)
  • PanFan1: S'75 - nikogo nie obrażając, ale to co tu odpisujesz, jakieś nawiązywanie zgód itd. - dla mnie osobiście - jest kompletnie idiotyczne. Po co to komu ?
  • hanysTHU: Historia panie, historia!
  • hanysTHU: Nawiązanie do dzisiejszych zgód i układów.
  • PanFan1: Przyjeżdżam na mecz w koszulce drużyny której kibicuję, zajmuję kulturalnie wykupioną i przeznaczoną dla mnie miejscówkę, nikogo nie obrażam, zachowuję się kulturalnie, po cholerę jakieś "zgody" i inne takie ... ? Tyscy i nowotarscy kibice parę dni temu udowodnili że w Polsce to również jest możliwe.
  • PanFan1: Mam nadzieję że to rozejdzie się szerzej po innych hokejowych obiektach, a kopana niech robi co chce, mam na nią całkowicie wyepane ;)
  • emeryt: jest tu jakiś detektorysta?
  • hanysTHU: W grupach lepszy doping a pikniki niech siadają gdzie chcą 😛
  • Oilers: Widzieliście logo orlen na koszulkach litvinowa?
  • omgKsu: Oczywiście.
  • hanysTHU: I na tafli.
  • narut: Trzyniec zmógł Budziejowice w 7 meczu...
  • Oilers: teraz sparta, czy będą losować?
  • Paskal79: Sparta -Triniec i Pardubice -Litvinov,a w Szwecji Farjestad (1)-Rogle (9)awans 9 drużyny to Ci niespodzianka
  • Paskal79: W Szwajcarii na cztery pary, to w trzech jest 3:3 w meczch i będą 7 spotkania
  • Simonn23: 6-7 kwietnia i w Oświęcimiu, i w Trzyńcu mecze najwyższej rangi
  • Oilers: Z tymi biletami na ms to jest niezła ściema, wydaje sie ze na mecze Polaków zostało juz niewiele biletów, a prawda jest taka że Słowacy kupili całodniowe
  • Giovanni: Ludzie ktoś ma archiwalne tabele 2 liga 94/95 Znicz,CKH Cieszyn, oraz rezerwy TTH i Stoczniowca ale co było z Krynicą ??
  • JARASSTO: @Giovanni: Tam jeszcze zdaje się Boruta Zgierz wtedy w lidze grała.
  • TenHasek;): Masz rację Simon . 7 kwietnia ważne 3 zwycięstwo Mistrza Polski z rzędu i feta GKS Katowice na lodzie w Oświęcimiu
  • Giovanni: @Jarrasto Boruta to padła tak 2 sezony wcześniej :) jeszcze BTH II.Kurcze żeby kilkanaście ekip więcej wtedy grało w 2 lidze i więcej TV było
  • Giovanni: Tak chciałoby się cofnąć czas
  • Giovanni: Moim zdaniem na początku lat 90 to powinno być tak ze 40 ekip hokejowych co daje 1 i 2 ligę po 10 drużyn a 3 liga to powinna być podzielona na 4 grupy (Północ,Centrum,Południe i Śląsk) razem z rezerwami ponad 50 drużyn
Tylko zalogowani użytkownicy mogą korzystać z Shoutboxa Zaloguj się!
© Copyright 2003 - 2024 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe