Leszek Laszkiewicz: Potrafimy być groźni dla każdego. To będzie walka z Goliatem!
W najbliższą sobotę ruszają ćwierćfinały fazy play-off ekstraligi, w których JKH GKS Jastrzębie stoczy wojnę z Cracovią Kraków. Choć "Pasy" skończyły rundę zasadniczą o jedną pozycję niżej od naszego zespołu, to zdaniem wielu są zdecydowanymi faworytami zmagań. Bo potężny budżet, bo mocne transfery w trakcie sezonu, bo runda zasadnicza swoją drogą, a play-off swoją...
Nastroje wśród jastrzębskich kibiców są (generalnie) dalekie od optymizmu, ale przecież podobnie było przed Pucharem Polski, a potem trzeba było leczyć kaca po szampanie pod Jastorem! O pojedynku z Cracovią rozmawiamy z dyrektorem sportowym JKH GKS Jastrzębie Leszkiem Laszkiewiczem, który jak zwykle nie owija w bawełnę i szczerze mówi o wszystkich sprawach.
- Gdy okazało się, że rywalem JKH GKS Jastrzębie w ćwierćfinale play-off będzie Cracovia, nastroje wśród naszych kibiców stały się wręcz minorowe... Dziwi to pana?
Leszek Laszkiewicz - Nie dziwię się pesymizmowi kibiców, bo dla nas będzie to walka z "Goliatem". Cracovia ma ogromne aspiracje i chce sięgnąć po mistrzostwo Polski. Wszyscy doskonale wiemy, że prof. Janusz Filipiak nie szczędzi pieniędzy na swoją ukochaną drużynę. "Pasy" utrzymały wicemistrzowski skład z zeszłego sezonu, a następnie wzmocniły się przed Pucharem Kontynentalnym. Nasz ćwierćfinałowy rywal dysponuje pięcioma, a nawet sześcioma mocnymi piątkami. Krakowianie mają zawodników drogich i doświadczonych. Dlatego jesteśmy świadomi, jak ciężka przeprawa nas czeka.
- Czyli, podsumowując, takie nastroje wśród naszych kibiców nie są dla pana niespodzianką?
- Nie. Na dodatek wszyscy pamiętamy, jak przebiegały zeszłoroczne ćwierćfinały. To też ma wpływ na obecne nastroje. Mieliśmy swoje nadzieje i ambicje, ale Cracovia kupiła przed fazą play-off ośmiu klasowych zawodników i... tyle. W fazie zasadniczej graliśmy z "Pasami" jak równy z równym, a potem przegraliśmy cztery spotkania. Nie muszę chyba dodawać, że jako JKH GKS Jastrzębie nie mamy budżetowych możliwości dokonania wzmocnień na takim poziomie. Naprawdę ciężko podejmuje się walkę z drużynami, które mają tak potężne zaplecze finansowe, gdzie praktycznie w dowolnym momencie sezonu trener może liczyć na wzmocnienie składu wskazanym przez siebie zawodnikiem.
- Ale chyba nie możemy z góry powiedzieć, że mamy już po sezonie.
- Oczywiście, że nie! W tym sezonie sytuacja wygląda nieco inaczej, a dla mnie sporym zastrzykiem nadziei jest nasza sytuacja kadrowa. Sezon jest długi i wyczerpujący. Przy takiej ilości spotkań nie ma czasu nie tylko na regenerację i odpoczynek, ale nawet na... wspólny trening. Gwarantuję jednak, że jesteśmy przygotowani. Nikt nie ma zamiaru poddać się przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Wreszcie mamy pełny skład. Wszyscy są zdrowi i gotowi do gry. Jako drużyna zdążyliśmy już udowodnić w pierwszej części sezonu i w Pucharze Polski, iż w pełnym składzie potrafimy wygrać z każdym rywalem. Zdaję sobie sprawę, że kibice nie byli zadowoleni z postawy zespołu w pojedynkach z Energą Toruń i Lotosem PKH Gdańsk, ale przed tymi meczami nasza drużyna odbyła tylko jeden trening w pełnym składzie. Wcześniej kilku chłopaków leczyło kontuzje, a czterech pojechało na reprezentację. Teraz drużyna ma czas na to, aby popracować razem. Nie przekreślajmy szans naszego zespołu. Wygraliśmy w tym sezonie dwa prestiżowe trofea, a zatem pokazaliśmy, że potrafimy grać w hokeja. Przestrzegałbym przed lekceważeniem Jastrzębia!
- Kończąc tę kwestię pesymistycznego myślenia dodajmy, że kibice innych klubów też chcieli uniknąć w ćwierćfinałach "krakowskiej miny". I niektórzy z nich już nas żałują.
- To tylko świadczy o tym, że wszyscy zdają sobie sprawę z potencjału Cracovii. "Pasy" od początku miały bardzo mocny zespół, który nieco przespał start sezonu. Nie moją rolą jest mówić o przyczynach takiego stanu rzeczy. Faktem jest jednak, że jeśli trenerowi Rudolfowi Rohaczkowi coś nie wychodzi, to naprzeciw wychodzi mu prof. Filipiak, który wzmacnia zespół wedle życzeń szkoleniowca. O obiecanej premii za mistrzostwo Polski nawet nie wspominam, bo dla niektórych klubów jest to kwota rzędu... połowy rocznego budżetu.
- Zgodziłby się pan z takim twierdzeniem, że w tym sezonie JKH GKS Jastrzębie jest jak kolarz podczas Tour de France, który od startu uciekał rywalom, zgarnął po drodze wszystkie premie, po czym na finiszu został dopadnięty przez peleton?
- I tak, i nie. Coś w tym na pewno jest, więc nie mogę powiedzieć, że to nieprawda. Z drugiej jednak strony pamiętajmy, że JKH GKS jako jedyny klub nie dokonał żadnych wielkich wzmocnień przed play-offami. Wyznajemy inną filozofię budowania drużyny. Stawiamy na naszych młodych chłopaków i to się nie zmienia. Nie chcemy, aby nasi wychowankowie oglądali mecze z trybun. O tym, że taka postawa ma sens, świadczyło zdobycie Pucharu Polski i Pucharu Wyszehradzkiego. Dlatego liczymy, że w play-offach przeciw Cracovii wychowankowie odwdzięczą nam się za okazane zaufanie i zostawią na lodzie... dwieście procent serducha. Za samo urodzenie się w Jastrzębiu-Zdroju nikt nikomu nie da miejsca w ekstralidze. Trzeba je sobie wywalczyć ciężką pracą.
- Właśnie w związku ze zdobyciem tych trofeów pojawiają się zarzuty, że drużyna przygotowana została na Puchar Polski, a nie na play-offy. W efekcie teraz brakuje formy.
- To bzdura. Tak samo jak niedorzecznością jest stwierdzenie, że inne kluby nie spinają się na Puchar Polski. Wszyscy wiedzą, że to najpoważniejszy test przed play-offami. A co do przygotowania drużyny, to mogę zapewnić, że kiedy jeszcze grałem, to w praktycznie każdym momencie sezonu "pod" trenerem Robertem Kalaberem czułem się wręcz znakomicie. Krytycy jego warsztatu nie wiedzą, o czym mówią. Kalaber przyszedł do JKH GKS Jastrzębie po Mojmirze Trlicziku. Dostał połowę składu, który zdobył brązowy medal, choć akurat wtedy mieliśmy kadrę na finał. Tymczasem dzięki ciężkiej pracy Słowaka wygraliśmy fazę zasadniczą, a potem zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski. Następnie Kalaber pozostał w Jastrzębiu i mimo kryzysu zbudował zespół, który potrafił sprawić problemy najlepszym drużynom w ekstralidze. Miał do dyspozycji Tomasza Kominka, młodych wychowanków i starego dziadka...
- To znaczy kogo?
- Mnie! I z takim potencjałem był w stanie powalczyć z jak równy z równym z Podhalem Nowy Targ, które miało znacznie mocniejszy skład i budżet. Dlatego bardzo denerwuje mnie twierdzenie, że trener Kalaber źle przygotował drużynę na drugą część sezonu. Powtórzę, że to bzdura.
- Dodajmy, że takie "średnie" nastroje panowały w Jastrzębiu także przed Pucharem Polski.
- Dokładnie tak. Niektórzy chyba zapominają, że dopadła nas plaga kontuzji i że nie dysponujemy zapleczem w postaci sześciu piątek. Powiem coś niepopularnego, ale... nie pomógł nam sukces w Pucharze Wyszehradzkim. Oczywiście bardzo cieszymy się ze zwycięstwa z wicemistrzem Słowacji, ponieważ to osiągnięcie zyskało spore echo wśród kibiców wszystkich polskich klubów. Jednak z drugiej strony były to kolejne mecze do rozegrania. Przypomnijmy, że pierwotnie udział w tym turnieju miał służyć przygotowaniu do rozgrywek ligowych. Dlatego w pewnym momencie sezonu niektórzy nasi zawodnicy byli zwyczajnie zmęczeni nadmiarem spotkań. A my jako klub nie dysponujemy niestety workiem pieniędzy, aby z dnia na dzień zasilić zespół kimś doświadczonym.
- Trudno jednak wygrywać, kiedy marnuje się trzy minuty gry w podwójnej przewadze. To aktualnie nasz największy problem. Gdy spogląda pan z "balkonu" na młodszych kolegów, to nie ma pan ochoty pójść do szatni, przebrać się i...
- Powiem szczerze, że od momentu zakończenia kariery odczuwam znacznie większy stres podczas zawodów! Jako dyrektor sportowy nie mogę przecież wziąć kija i zagrać... Natomiast faktem jest, że nie ma co usprawiedliwiać naszych napastników. Jeśli gramy w pięciu na trzech, to gol po prostu musi paść. Nie ma innej opcji. Z Gdańskiem i Toruniem stworzyliśmy sobie mnóstwo okazji, ale nie zdołaliśmy ich wykorzystać. Gdybyśmy strzelili parę bramek, to dziś rozmawialibyśmy w zupełnie innych nastrojach. Dlatego powtórzę jedynie, iż tak bardzo cieszy mnie fakt, że do ćwierćfinałów z Cracovią przystąpimy w pełnym składzie. Nie mamy takich rezerw, jak Rudolf Rohaczek. Ale jeśli nie dotyka nas plaga kontuzji, to potrafimy być groźni dla każdego.
- Doskonale zna pan Rudolfa Rohaczka. Nie chciałbym już wracać do pewnych zadrażnień z przeszłości, więc spytam tylko, jaka jest metoda, aby pokonać zespół prowadzony przez trenera, który "zjadł zęby" na polskiej ekstralidze?
- Rzeczywiście, znam go od wielu lat. Jednak metoda na zwycięstwo nie jest owiana wielką tajemnicą. To są play-offy. Po pierwsze - musimy do bólu realizować założenia taktyczne. Po drugie - nasz bramkarz musi mieć "dzień konia". Po trzecie - musimy poprawić skuteczność w przewagach. A po czwarte - walka, walka i jeszcze raz walka. Jak sam pan widzi, nie jest to wielka filozofia. Teraz już nie można się oszczędzać. Trzeba rzucać się pod krążki i gryźć lód do betonu.
- W sezonie zasadniczym nie było jednak źle. JKH GKS wygrał z Cracovią trzy z pięciu spotkań, a "Pasy" zdołały nas pokonać w regulaminowym czasie gry dopiero w ostatnim pojedynku.
- To prawda. Nie wyciągałbym jednak z tej statystyki jakichś daleko idących wniosków. Obecnie Cracovia to jest już inny zespół niż jeszcze dwa miesiące temu. Rohaczek dostał pięciu nowych zawodników, którzy nie kosztowali przecież po tysiąc euro. Nie jest wielką tajemnicą, że nowy doświadczony zawodnik potrafi być niesamowitym impulsem dla szatni. A co dopiero pięciu? Hokeiści, których przywiezie ze sobą Rudolf Rohaczek, mają w CV wiele spotkań o medale. Znają smak zwycięstwa i doskonale wiedzą, jak mentalnie przygotować się do walki o najwyższe cele. Nie spalą się psychicznie. Do tego wszystkiego dochodzi potężna premia za mistrzostwo Polski, o której już wspominałem. Ja jednak bardzo cieszę się, że gramy właśnie z Cracovią!
- Poważnie?
- Tak! Czeka nas niezwykle ciężka przeprawa, jednak jeśli zdołamy wygrać, to smak tego zwycięstwa będzie niepowtarzalny. Radość będzie taka, jak po zdobyciu mistrzostwa Polski!
- Jedno pytanie "z innej beczki". Selekcjoner Tomasz Valtonen przyznał, że mylił się w swojej krytycznej opinii wobec ligi open. Czy Leszek Laszkiewicz także zmienił zdanie w tej sprawie?
- Nie. Być może opinia Tomka została wypowiedziana na fali sukcesu w Kazachstanie, z którego oczywiście bardzo się cieszę i liczę, że da on dodatkowy impuls do rozwoju polskiego hokeja. Chciałbym, abyśmy w sierpniu poszli za ciosem, ale będzie o to szalenie trudno. Natomiast na ocenę całkowitego otwarcia ligi na obcokrajowców przyjdzie czas za kilka lat. Na razie nie ma sensu zachwycać się wyższym poziomem ligi, ponieważ należy spojrzeć też na inne aspekty. Powoli zaczyna brakować bramkarzy i obrońców do reprezentacji Polski. Fajnie, że liga będzie mocniejsza i atrakcyjniejsza, ale ja nadal twierdzę, że zgubimy po drodze wielu zawodników. Przez ostatnie dwadzieścia lat straciliśmy ich mnóstwo.
- Nasz hokej "nie narzeka" na nadmiar polskich hokeistów.
- To niestety prawda. Nie sądzę też, aby liga open podniosła poziom naszych zawodników. Spójrzcie na inne kluby, gdzie młodzi Polacy nie tylko nie grają przewag, ale praktycznie w ogóle nie wychodzą na lód. Wyjątkiem jest tu chyba tylko JKH GKS, gdzie szansę dostali Dominik Paś, Kamil Wałęga, Kamil Wróbel, Jan Sołtys czy Jakub Michałowski. Chłopcy mieli możliwość pokazania się i wykorzystali ją. Nie grają tu tylko dlatego, że są z Jastrzębia, ale po prostu dano im szansę. Teraz jako dorośli ludzie muszą ciągle udowadniać swoją przydatność do zespołu i właśnie z tego pożytek ma reprezentacja Polski. Natomiast w kwestii mojej oceny ligi open, to... jeśli uznam, że nie miałem racji, to nie będę miał problemu z przyznaniem się do tego. Na razie nie widzę powodu do zmiany zdania.
- Na koniec - czego oczekuje pan od kibiców JKH GKS Jastrzębie na te play-offy?
- Wsparcia, wsparcia i jeszcze raz wsparcia. Bądźcie z nami, bo was potrzebujemy. Zróbcie taki kocioł, jak na finałach Pucharu Polski. Przyjdźcie na Jastor i zapełnijcie trybuny. Gramy u siebie i z waszą pomocą chcemy w pełni wykorzystać ten argument przeciw Cracovii. Chciałbym też, aby na czas ćwierćfinałów zaprzestano "hejtu" wobec klubu i drużyny. Jeśli przegramy bez walki, to krytykujcie, ile się da. Ale w trakcie bitwy bądźcie z nami!
Fot. Magdalena Kowolik / rozm. mg
Komentarze