Sibik: Za trzy lata będziecie nam bić brawo albo nas krytykować
O słabszej formie oświęcimskich zawodników, atmosferze wokół hokeja w mieście nad Sołą oraz ruchach kadrowych rozmawiamy z Mariuszem Sibikiem, prezesem Towarzystwa Hokejowego Unia Oświęcim. – Na tę chwilę nas nie stać na wzmocnienie zespołu, ale rozważamy korekty – zaznaczył.
HOKEJ.NET: – Czyta pan fora internetowe?
Mariusz Sibik, prezes Towarzystwa Hokejowego Unia Oświęcim: – Czytam. Chyba każdy to robi.
W takim razie, jak reaguje Pan na komentarze kibiców, którzy w ostatnim czasie mieli sporo pretensji do postawy zespołu, bierności trenera Zupančiča oraz tego, że zarząd nie reaguje na to, co obecnie się dzieje?
– Szczerze?
Tylko tak...
– Uważam, że konstruktywna krytyka jest jak najbardziej na miejscu, ale ciągłe biadolenie nie pomaga nikomu. Ba, niszczy atmosferę wokół klubu. Bez niej trudno będzie pozyskać wartościowych zawodników i nowych sponsorów.
Po 30. kolejkach Unia plasuje się na piątym miejscu w tabeli, a styl gry nie powala.
– Spójrzmy prawdzie w oczy. Niezależnie od tego czy zespół zajmował trzecie, czy piąte miejsce pojawiały się liczne głosy niezadowolenia. W ciągu ostatnich dwóch tygodni przybrało to na sile.
Nie jestem w stanie pojąć, jak osoby mieniące się kibicami mogą wyrażać się o ukochanym zespole w taki sposób. Przecież nie od dziś mówi się, że trzeba być z drużyną na dobre i na złe. Wspierać ją, zwłaszcza w tych trudnych chwilach. Owszem nasi chłopcy w trzeciej rundzie nie grają tak, jakbyśmy chcieli.
Apetyty w Oświęcimiu są mocno rozbudzone. Kibice oczekują, że zespół będzie wygrywał jak najwięcej spotkań na własnym lodzie. A ostatnio trochę punktów wam uciekło.
– Z trzeciego miejsca byliśmy bardzo zadowoleni. Teraz jesteśmy na piątym, ale strata do zespołów wyżej notowanych jest niewielka. Biorąc pod uwagę ścisk w tabeli, to za trzy kolejki możemy być wiceliderem, a możemy też być na szóstym miejscu. Liga jest bardzo wyrównana i nie jest to tylko pusty slogan.
Warto jednak zaznaczyć, że jeśli przegrywaliśmy, to nie były to klęski. Wszystko oscylowało wokół różnicy jednej bramki, czasami zdarzało się to po dogrywce. W trzeciej rundzie tylko raz – z Lotosem PKH Gdańsk – przegraliśmy wyżej. Nie wydaje mi się, żeby zespół przechodził obok meczu, widzę zaangażowanie.
Powtórzę to jeszcze raz – poziom hejtu, jakim niektórzy kibice albo raczej pseudokibice Unii obdarzają drużynę i poszczególnych graczy jest ogromny. Rozmawiałem na ten temat z zawodnikami i oni sami przyznają, że w innych klubach nie doświadczyli takiego zjawiska. Przeglądamy prasę, social media i widzimy, że po naszych meczach jest wielka lawina komentarzy. W przypadku pozostałych drużyn zainteresowanie jest znacznie mniejsze.
Nie od dziś wiadomo, że oświęcimska publiczność jest jedną z najbardziej wymagających w Polsce.
– Owszem wymagajmy, ale pamiętajmy, że na razie realizujemy swoje cele. Przed rozpoczęciem tego sezonu jasno podkreślaliśmy, że będziemy działać według trzyletniego planu. Jego zwieńczeniem ma być zbudowanie profesjonalnej drużyny walczącej o najwyższe laury.
Pragnę zaznaczyć, że dopiero weszliśmy na tę drogę, a proszę mi wierzyć, że pracy jest sporo. Chyba nie muszę nikomu przypominać, że jeszcze cztery lata temu istniało realne zagrożenie, że Unia zniknie z hokejowej mapy Polski. Były trudności, które trzeba było przezwyciężyć. Zresztą przed startem poprzedniego sezonu Towarzystwo Hokejowe Unia Oświęcim miało długi na poziomie 200 tysięcy złotych. Teraz jesteśmy w tym względzie „na czysto”.
Zadam proste pytanie, czy w rok da się postawić dom na zgliszczach?
Raczej nie jest to możliwe.
– Prosimy więc o cierpliwość. Co nagle, to po diable. Póki co udało nam się wywalczyć awans do Turnieju Finałowego Pucharu Polski, więc pierwszy cel został zrealizowany. Drugim jest dobra gra w fazie play-off. Jeśli znajdziemy się w półfinale, będę szczęśliwy.
W tej chwili nie mamy argumentów finansowych, by realnie mówić o walce o tytuł mistrzowski. Nie będziemy też zadłużać zespołu, robić czegoś na kredyt, by na siłę osiągnąć sukces. Historie ekip z Sanoka czy Krynicy pokazały, jak kończy się droga na skróty.
Zagrajmy więc w otwarte karty. Jakim budżetem dysponujecie w tym sezonie?
– Nie będzie to kwota większa niż trzy miliony złotych. Wiele zależy od tego, ilu widzów będzie przychodzić na mecze i kiedy zakończymy sezon. Wpływy z biletów też wliczamy do budżetu.
Nie da się ukryć, że do ligowej czołówki, czyli GKS-u Tychy, Comarch Cracovii i GKS-u Katowice wiele nam brakuje. Przecież tamte kluby są w pełni profesjonalne: prezesi pobierają wynagrodzenia, w drużynach są rozbudowane działy marketingu i biura prasowe. U nas tego jeszcze nie ma, dlatego pod względem finansowym bliżej nam do Podhala i Zagłębia Sosnowiec. Żeby myśleć o profesjonalnej drużynie i nie martwić się o to, co będzie jutro, budżet klubu musi wynosić cztery miliony złotych.
Poza tym czy tylko Unia poczyniła wzmocnienia przed tym sezonem? Nie. Wzmocnili się jastrzębianie, w Nowym Targu gra kilkunastu nowych obcokrajowców, bardzo szeroką kadrę mają katowiczanie, a w ostatnim czasie z transferami szaleje Cracovia. Liga jest najbardziej wyrównana od lat, o czym świadczą wyniki. W grudniu każdy z zespołów z czołówki tracił punkty. Nie jesteśmy więc sami.
fot: unia-oswiecim.pl
Ale nie da się ukryć, że w porównaniu do poprzedniego sezonu kilku zawodników gra słabiej. Od takich graczy jak Martin Przygodzki i Andrej Themár trzeba wymagać więcej.
– Zgodzę się z tym i mamy tego świadomość. Niemniej nie znam sportowca, który przez cały sezon utrzymałby równą formę. Każdemu zdarzają się lepsze i gorsze momenty, dlatego liczymy na to, że już wkrótce będą prezentowali się tak, jak w poprzednim sezonie.
Zresztą sztab szkoleniowy pracuje nad tym, aby zespół wypracował jak najlepszą formę na decydującą fazę rozgrywek.
Wydaje się, że kilku nowo pozyskanych zawodników również spisuje się poniżej oczekiwań.
– To też prawda. Nie zgodzę się jednak z narzekaniami na postawę Słoweńców. Wszystkich narzekających na Lukę Kalana i Gregora Koblara proszę o znalezienie zawodników prezentujących taki poziom w tych widełkach finansowych.
Ale, żeby było sprawiedliwie to jest też kilku zawodników, którzy w porównaniu do poprzedniego sezonu grają lepiej. Przykłady? Darek Wanat, Sebastian Kowalówka, Damian Piotrowicz czy Miłosz Noworyta.
Sezon powoli wkracza w decydująca fazę. Zapytam wprost: czy zamierzacie jeszcze wzmocnić drużynę?
– Na tę chwilę nas na to nie stać. Nie będziemy zadłużać zespołu, bo wiemy, że taka strategia nie wróży nic dobrego. Wyznajemy zasadę krok po kroku.
A przewidujecie korekty, bo nie da się ukryć, że brakuje ognia w ataku?
– Dajemy zespołowi czas do meczu z JKH GKS-em Jastrzębie. Chcielibyśmy, aby w najbliższych czterech spotkaniach drużyna zdobyła dziewięć punktów.
Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że o tej porze roku niezwykle trudno jest pozyskać wartościowego zawodnika. Te transfery obarczone są sporą dozą ryzyka. A może stanie się tak, że wkrótce niektórzy zawodnicy odpalą? Wtedy problem rozwiąże się sam. Odpowiadając wprost na pytanie: tak, rozważamy korekty personalne.
Trener Nik Zupančič musi martwić się o swoje stanowisko?
– Przypomnę, że nasz szkoleniowiec podpisał dwuletni kontrakt. Cały czas się spotykamy, analizujemy sytuację i wymieniamy się uwagami. Przypomnę, że trener objął zespół, gdy był on już niemal skompletowany. Musiał nauczyć się naszej ligi i pewnych zwyczajów w niej panujących.
Wiele osób zarzuca mu to, że jest osobą zbyt spokojną, typem introwertyka.
– Rzeczywiście jest osobą bardzo spokojną. Wychowany jest w oparciu o fińską szkołę, a więc lubi, gdy zespół dobrze gra w destrukcji i wiedzieliśmy to przed podpisaniem kontraktu. Sporo uwag przekazuje przed spotkaniem i w przerwach.
Rozmawialiśmy z zawodnikami i mówią nam, że jest profesjonalistą w każdym calu. Jego treningi są nowoczesne i intensywne. Poza tym bardzo ufa swoim podopiecznym, a przy tym wyznaje też zasadę znaną z lepszych lig. Polega ona na tym, że jeśli zawodnik potrzebuje częstszych wizyt w siłowni, to może trenować też we własnym zakresie. Każdy zawodnik zna swój organizm bardzo dobrze i będąc profesjonalistą wie, czego mu brakuje. Cała drużyna ma nielimitowane wejścia do klubu fitness i może z nich korzystać, kiedy tylko zechce.
Na sam koniec zapytam, jakie są wasze plany na najbliższy czas?
– Cały czas pracujemy nad tym, by klub działał stabilnie. Wciąż jest wiele do poprawy, ale coś już udało się zrobić. Jesteśmy pierwszym klubem w Polsce, który zorganizował na lodowisku pokaz mappingu. Wyremontowaliśmy zawodnikom szatnie, stworzyliśmy im pomieszczenie, by mogli się integrować.
Chcemy, aby mecze były widowiskiem, dlatego dbamy też oprawę świetlną, a także wydajemy programy meczowe. Na naszych działaniach wzorują się inni.
Powołaliśmy dyrektora sportowego, a zawodnicy mają kierownika technicznego, który dba o ich sprzęt zarówno podczas treningów, jak i meczów. Tego w naszym klubie wcześniej nie było. Poza tym uruchomiliśmy sprzedaż biletów przez internet, stworzyliśmy klubową telewizję i zadbaliśmy o gadżety. Na koronie lodowiska w końcu można coś zjeść, nie stojąc przy tym w gigantycznych kolejkach. Wciąż chcemy się rozwijać. Kibiców prosimy o wsparcie i o liczne pojawianie się na trybunach. Cóż, za trzy lata będziecie nam bić brawo albo nas krytykować.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze