Miroslav Kopřiva: Dobra gra całego zespołu nakręca bramkarza. Potem łatwiej o super parady
Miroslav Kopřiva to doświadczony bramkarz, mający na koncie występy w reprezentacji Czech. W swojej karierze miał przyjemność zasiadać nawet w boksie dla rezerwowych w NHL, a także grać u boku Jaromira Jágra. Dziś „czaruje” w polskiej ekstraklasie, robiąc prawdziwą furorę w fazie play-off.
HOKEJ.NET: Cracovia po wygranej 3:2 w Katowicach wyśrubowała swój rekord w tegorocznych play-offach do siedmiu wygranych. Nie ponieśliście jak dotąd żadnej porażki. Przyznasz, że to nie jest powszechna sytuacja w rozgrywkach postsezonowych?
To prawda. Oczywiście bardzo się z tego cieszymy, ale trzeba podkreślić, że każdy mecz jest bardzo ciężki, a przeciwnicy naprawdę dobrze grają. To, że nasz rekord wynosi siedem wygranych z rzędu jest wynikiem twardej, nieustępliwej postawy naszych zawodników. Każdego, bez wyjątku.
Komentatorzy telewizyjni stwierdzili, że mogłeś lepiej zareagować przy pierwszej bramce dla Tauronu KH GKS-u Katowice. Czy faktycznie dało się tam coś jeszcze zrobić?
Widziałem jak Maciej Urbanowicz jedzie na bramkę, ale był tam też nasz obrońca (Bartłomiej Bychawski – przyp.red.), który zasłaniał mi nieco rywala. Napastnik z Katowic wypalił jak z armaty, a krążek przeleciał gdzieś w okolicach mojego ramienia. Następnym razem zwrócę większą uwagę na tego zawodnika.
A co możesz powiedzieć o swoich zapierających dech w piersiach interwencjach? W pierwszej tercji rzuciłeś się odbijając kijem w powietrzu krążek zmierzający do pustej bramki, a następnie w trzeciej części gry w podobnej sytuacji znów genialnie interweniowałeś, łapiąc „gumę” na linii. Trzeba przyznać, że to była klasa światowa.
To jest hokej. Czasami coś takiego po prostu się uda. Dobra gra całego zespołu nakręca bramkarza. Z mojej perspektywy, jeżeli mam przed sobą defensorów, którzy naprawdę poświęcają się w meczu, to gdzieś podświadomie wiem, że muszę przysłowiowo stanąć na głowie, żeby wybronić te sytuacje pozornie nie do wyciągnięcia. No i tak później tworzą się takie super parady.
Jesteś bardzo wysokim bramkarzem (192 cm). Charakterystyczne jest dla takich „wielkoludów”, że miewają problemy ze strzałami lecącymi w dolne rejony bramki. Jaki jest twój sposób na tego rodzaju uderzenia?
Jestem cały czas maksymalnie skoncentrowany. Wiem, że muszę zadziałać o ułamki sekund szybciej niż niżsi bramkarze. Na szczęście jakoś sobie radzę z tymi strzałami. Nie jest źle.
Jesteś znany ze swojego specyficznego stylu gry, czyli mocno stoisz na nogach, tak długo jak tylko się da, rzadko schodzisz do parteru. Stawiasz na obronę pozycyjną. Dlaczego akurat taki styl preferujesz?
W zasadzie ciężko coś powiedzieć na ten temat. Każdy bramkarz ma jakiś swój styl. Sposób, który najbardziej mu odpowiada, w którym czuje się komfortowo. Ja mam właśnie taki i tyle.
W 2003 roku byłeś draftowany przez Minnesota Wild, ale dwa kolejne sezony spędziłeś w Czechach grając w ekstraklasie juniorów i seniorów w barwach HC Kladno, a także na drugim froncie, gdzie reprezentowałeś HC Medvědi Beroun. Co się zatem stało, że jednak trenerzy klubu z St.Paul zawezwali cię do siebie przed rozgrywkami 2005/06?
Najpierw draft, a potem podpisanie umowy z klubem z Minnesoty to były wielkie chwile dla mnie. Zespół miał wtedy dwóch dobrych bramkarzy, więc stwierdzono, że nie będę potrzebny w Ameryce i mogę wrócić do domu, żeby grać w czeskiej lidze. Potem działacze Wild doszli do wniosku, że lepiej byłoby, gdybym był jednak na miejscu.
W twoim debiutanckim sezonie za Oceanem (2005/06) Minnesota Wild nie awansowała do fazy play-off. Powiedzmy sobie uczciwie, zespół spisywał się słabo. Nie uważasz, że w tej sytuacji powinieneś dostać szansę występu w NHL?
W mojej opinii duet Manny Fernandez – Dwayne Roloson bronił dobrze, więc nie było potrzeby, żeby próbować mnie. Wypełniali swoje zadania, byli zdrowi. Nie uważam, że działo się coś, co powinno spowodować zmianę w bramce.
Ciekawy jestem zatem jak wytłumaczysz kolejny sezon, w którym podstawowa dwójka bramkarzy „Dzikich” – Nicklas Bäckström i Manny Fernandez doznała kontuzji, a na placu boju pozostałeś ty oraz Josh Harding. Nie myślałeś wtedy „teraz muszą mi dać wreszcie szansę debiutu”?
Znalazłem się kilka razy w składzie meczowym Wild. Dla mnie było to ogromne wyróżnienie. Czułem się zaszczycony, że mogę uczestniczyć w całym tym widowisku, którym są mecze NHL. To jest sport. Opiera się na rywalizacji. Decyzję podejmują trenerzy. Ja w ich opinii miałem siedzieć na ławce i być gotowy w razie potrzeby. Tak właśnie było, a że nie pojawiła się sposobność do wyjechania na lód… trudno.
Przez dwa sezony łączyłeś grę w AHL z występami w niższych ligach amerykańskich (CHL i ECHL), ale w trzecim roku występowałeś już tylko Austin Ice Bats z ligi CHL. W czasie trwania rozgrywek zdecydowałeś się na powrót do Europy. Co było tego przyczyną?
Postanowiłem coś zmienić, ponieważ brakowało mi gry. Zbyt mało miałem okazji. Trening to nie to samo, co mecz. Dlatego też, zdecydowałem się na powrót do Czech. Zresztą to było już tak dawno, że nawet dobrze tego nie pamiętam (śmiech).
Będąc zawodnikiem praskiej Slavii w sezonie 2012/13 wywalczyłeś ze stołeczną drużyną brązowy medal czeskiej Extraligi. Indywidualnie natomiast okazałeś się bramkarzem z najniższą średnią wpuszczonych goli w obu częściach rozgrywek (dwie w sezonie zasadniczym, 0,75 w play-offach). Miałeś także najlepszy procent skuteczności obron w play-offach (96,5%). Teraz stoisz przed bardzo realną szansą powtórzenia tych osiągnięć, a co więcej być może uda ci się zdobyć złoto zamiast brązu. Myślisz, że jesteś w stanie zgarnąć te wszystkie trofea?
Statystyki nie mają dla mnie żadnego większego znaczenia. Hokej to przecież gra zespołowa. Idea jest taka, że cała drużyna wygra i cała przegrywa, a zatem osiągnięcia indywidualne są tylko częścią składową tego. One same w sobie nie liczą się do niczego. Statystyki to tylko rodzaj takiego pewnego bonusu.
Pochodzisz z Kladna, które nierozerwalnie kojarzone jest z legendarnym Jaromirem Jágrem. Miałeś okazję grać z nim w jednym klubie w ubiegłym sezonie. 47-letni gwiazdor światowych lodowisk zmaga się z problemami zdrowotnymi, ale nie poddaje się i w lutym znów wrócił na taflę. Co możesz powiedzieć o tym wybitnym zawodniku?
Jaromir to mój przyjaciel. Dwa razy była taka sytuacja, że byliśmy w tym samym zespole. Faktycznie w ubiegłym roku również tak się zdarzyło. To jest wielki człowiek. Kupił klub z Kladna i robi wszystko, żeby mu pomóc wrócić do Extraligi. Nie tylko finansuje działalność, ale także dokłada swoją cegiełkę doświadczeniem na tafli. Z tego co go znam, to zrobi wszystko, żeby w Kladnie znowu była ekstraklasa.
Rytíři Kladno z Jágrem i Tomášem Plekancem w składzie po wyeliminowaniu w 1.rundzie play-off ZUBR-a Przerów są już w półfinale Chance Ligi, gdzie remisują 1-1 z Duklą Igława. Myślisz, że w tym roku uda się twojemu przyjacielowi wprowadzić wreszcie „Rycerzy” do ekstraklasy, z której spadli pięć lat temu?
Mam taką nadzieję. Bardzo bym tego chciał. To jest w końcu moje rodzinne miasto i klub, w którym się wychowałem.
Jeszcze tylko jedna wygrana i drużyna Comarch Cracovii zamelduje się w finale PHL. To oznaczać będzie awans do rywalizacji europejskiej. W przypadku wygranej do Hokejowej Ligi Mistrzów, a w razie porażki do Pucharu Kontynentalnego, w którym nie miałeś sposobności jak na razie uczestniczyć. Czy w takiej sytuacji chciałbyś pozostać w Krakowie i spróbować powalczyć z „Pasami” na arenie europejskiej?
To są rzeczy, o których trudno dzisiaj mówić. Jeszcze ten sezon się nie skończył. Jeszcze nawet nie awansowaliśmy do finału, więc trudno coś wyrokować na temat gry w europejskich pucharach. Trzeba się skupić na następnym meczu i to wszystko. Co będzie dalej, okaże się po sezonie. Na razie trzeba grać i wygrywać każdy mecz.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Komentarze