Eetu Koski: W Polsce odzyskałem radość z grania w hokeja
Eetu Koski ma 26 lat. Jest najskuteczniejszym zawodnikiem TatrySki Podhala Nowy Targ. W tym sezonie zdobył już ponad pół setki punktów. Fin opowiedział o wczorajszym meczu z GKS-em Tychy, o swoich sukcesach oraz pasjach.
HOKEJ.NET: Jak ocenisz to inauguracyjne spotkanie serii półfinałowej GKS-em Tychy?
To był naprawdę ciężki mecz, taki jak powinien być w tej fazie rywalizacji. Rywal zagrał agresywnie, z czym nie potrafiliśmy sobie poradzić. Nasza ofensywa nie funkcjonowała tak jak należy. Strzeliliśmy tylko jednego gola, a to zbyt za mało w takim starciu. Na szczęście to był dopiero pierwszy mecz.
Spędziliście na ławce kar aż 18 minut w dzisiejszym meczu. Czy te wykluczenia miały wpływ na wynik spotkania?
Kiedy łapiesz dużo kar, to tracisz siły i to niestety nie pozostaje bez konsekwencji. Później ich brakuje, tak jak to było w końcówce dzisiejszego meczu, kiedy wpadły przeciwko nam dwa gole. Poza tym musimy poprawić rozgrywanie przewag. Dziś zdobyliśmy w ten sposób jedną bramkę, ale to za mało w tak zaciętej rywalizacji. Ta skuteczność musi być lepsza.
Czasu przed kolejnym meczem nie jest dużo, ale na pewno niektóre aspekty można poprawić. Na czym twoim zdaniem powinniście się skupić?
Musimy być lepiej przygotowani na piątkowe starcie. Trzeba poprawić grę we własnej tercji. Potrzebujemy lepiej prezentować się w ataku i ustawić odpowiednio nasze celowniki.
Rozegrałeś w Polsce cały sezon. Masz zatem na pewno swoje przemyślenia na temat PHL. Czy ta liga czymś cię zaskoczyła?
Tak i to bardzo. Muszę przyznać, że nie miałem pojęcia jak wygląda hokej w Polsce, także byłem szczerze zdziwiony kiedy zobaczyłem, że to nie przelewki. Każdego dnia muszę mocno pracować, żeby utrzymywać się w formie, bo inaczej mógłbym mieć problemy z rywalizacją tutaj. Siłą tej ligi jest jej wyrównany poziom. Spójrz na to co działo się w ćwierćfinałach. Katowice uważane za głównego faworyta męczyły się do końca z drużyną z 8. miejsca. Oczywiście dwie, może trzy ostatnie ekipy mocno odstawały od reszty stawki i nawet nie były w stanie dograć sezonu. To naprawdę dobra liga. Gdyby jeszcze udało się doprowadzić do sytuacji, że nie ma takiej przepaści miedzy tą czołową ósemką, a resztą stawki, to byłoby idealnie. Ale muszę powiedzieć, że to robi wrażenie, kiedy dwa czołowe zespoły po rundzie zasadniczej muszą w siedmiu spotkaniach rozstrzygać o losach batalii ćwierćfinałowych.
Przychodząc do TatrySki Podhale Nowy Targ znałeś już trenera Tomka Valtonena, czy to było wasze pierwsze spotkanie?
Trenował mnie kiedyś w juniorach Jokeritu Helsinki. Także znam go dosyć dobrze. To było jakieś sześć, może siedem lat temu. Jestem już taki stary, że nie mogę sięgnąć dobrze pamięcią w tamte czasy (śmiech).
Pomimo, że grasz w klubie zagranicznym, to chyba nie możesz czuć się obco. Masz dookoła siebie sześciu innych hokeistów z twojego ojczystego kraju, a do tego jeszcze sztab trenerski. Zgodzisz się, że to taka mała Finlandia w Polsce?
No tak, to prawda. Są sytuacje kiedy jest to bardzo pomocne, że ktoś obok ciebie też mówi po fiński, ale tak naprawdę moi polscy koledzy są równie mili i nie widzę różnicy pomiędzy rodakami, a nimi. Stanowimy jeden zespół w szatni i tam nie ma miejsca na rozgraniczanie, kto jakiej jest narodowości. Bardzo staramy się o to, żeby tworzyć jedną, silną grupę. Wszyscy razem, jeden duch.
Rozumiem, że dbacie o dobrą atmosferę i jedność w drużynie, ale i tak wydaje mi, że zawsze lepiej słyszeć swoją ojczystą mowę na co dzień w pracy niż tylko oglądając coś w komputerze lub dzwoniąc do znajomych do ojczyzny. Nie uważasz tak?
Tak, to jest oczywiście fajne. Nie da się ukryć. Ale z drugiej strony wszyscy mówią po angielsku, także znów muszę powiedzieć, że to jest bez znaczenia skąd dany zawodnik pochodzi. Angielski jest zdecydowanie przeważającym językiem w naszej szatni. Posiadanie Finów przy sobie ma jednak duże znaczenie w czasie poza meczami i treningami. Wtedy to naprawdę dobra rzecz, że można pogadać w swoim ojczystym języku. Spędzamy dużo czasu razem.
Grałeś cały czas w Finlandii, nigdzie nie wyjeżdżałeś, aż tu nagle pojawiła się Polska. Z czego wyniknął ten brak doświadczeń międzynarodowych? Hokej to jednak bardzo „mobilny” sport.
Faktycznie jestem całkowitym nowicjuszem, jeżeli chodzi o grę zagranicą. Jak do tej pory zawsze załapywałem się do jakiegoś klubu w ojczyźnie i po prostu nigdy nie miałem potrzeby wyjeżdżać z kraju. Także moja obecna gra w Polsce to absolutny debiut na obcej ziemi.
Twój rekord sezonu wśród seniorów w ojczyźnie to zaledwie 12 punktów na zapleczu ekstraklasy w TUTO Hockey w rozgrywkach 2013/14. W Polsce w swoim debiutanckiej kampanii masz już 51 „oczek” i jesteś najskuteczniejszym zawodnikiem Podhala. Z czego wynika ten gigantyczny wzrost, jeżeli chodzi o ilość zdobytych punktów?
W ostatnich latach zdrowie mnie nie rozpieszczało. Miałem dużo kontuzji, które powodowały, że w sezonie rozgrywałem nieraz zaledwie po 20 spotkań. Wiesz jak to jest, pięć meczów i przerwa, kolejne pięć i znowu pauza. To nie były sprzyjające warunki do śrubowania rekordów. Myślę, że to jest właśnie główna przyczyna stanu rzeczy, o który pytasz. Teraz na szczęście zdrowie mi dopisuje. Gram bez przerwy cały sezon. Do tego jestem w naprawdę mocnej drużynie, więc i indywidualnie pojawił się jakiś wynik.
Patrząc na twoje osiągnięcia w PHL, to chyba możesz być zadowolony z przenosin na drugą stronę Bałtyku?
Cieszę się, bo miałem dobry początek w Polsce, a to zawsze pomaga. To dobry klimat do tego, żeby forma systematycznie rosła. Czuję, że rozwinąłem się tutaj jako zawodnik. Zacząłem znów odczuwać prawdziwą radość z grania.
Co uważasz za swój największy sukces w dotychczasowej karierze?
Mistrzostwo ligi Mestis (drugi poziom rozgrywkowy w Finlandii – przyp.red.) z zespołem Jukurit Mikkeli w sezonie 2015/16. Poza tym cenię też brązowy medal Liigi z rozgrywek 2013/14, który wywalczyłem z Lukko Rauma.
Z tego co mówisz, to chyba najwyższy czas zgarnąć swój pierwszy tytuł mistrza kraju. Masz na to chrapkę w tym roku?
Bardzo bym chciał, żeby tak się stało. Na razie jeszcze wszystko jest możliwe. Co prawda przegrywamy, ale odbył się zaledwie jeden mecz, a do awansu potrzebne są cztery wygrane. Sprawa jest otwarta zatem. Zresztą z Energą Toruń też przegrywaliśmy i to nawet 1:2. To nie jest nowa sytuacja dla nas. Wtedy sobie poradziliśmy, więc teraz też jest to możliwe. Musimy przeanalizować na wideo ten mecz, wyciągnąć wnioski, poprawić kilka rzeczy i będzie dobrze. Wierzę, że już w piątek na własnym lodowisku odrobimy straty.
Przejdźmy do spraw nie związanych z twoim zawodem. Powiedz mi jaką największą rybę udało ci się złowić?
Myślę, że jakieś 6,5 kilograma. Trochę zaskoczyłeś mnie tą zmianą tematyki, ale muszę przyznać, że bardzo lubię wędkować. Przyjaciele śmieją się ze mnie, że jestem specjalistą od łapania ryb poniżej kilograma. Mój plan na zbliżające się lato to złowić dziesięciokilogramową sztukę. Zrobię wszystko, żeby spełnić ten cel (śmiech)
Pomyślałem sobie, że skoro jesteś takim fanem wędkarstwa, to może powinieneś spróbować zmierzyć się z naszymi pstrągami, których nie brakuje w górskich rzekach. Co o tym myślisz?
Słyszałem o tym. Rozmawiałem z Tomkiem (Valtonenem – przyp.red.) na ten temat. Właśnie on mi sprzedał tę informację. Teraz czekam tylko, żeby poprawiła się trochę pogoda. Jak zrobi się cieplej, to mam nadzieję, że znajdę trochę czasu, żeby tu powędkować.
Czy wzorem wielu innych hokeistów ty także interesujesz się piłką nożną? Wydaje mi się, że widziałem cię w na jakimś meczu Barcelony? (śmiech)
Bardzo lubię piłkę nożną. Faktycznie byłem w kwietniu na Camp Nou na meczu Ligi Mistrzów, kiedy FC Barcelona grała z AS Romą. Mam w ogóle taką grupę przyjaciół, którzy podobnie jak ja są zwariowani na punkcie futbolu i kiedy tylko możemy to spotykamy się, robimy sobie jakieś jedzenie, siadamy i oglądamy mecze. Naprawdę piłka nożna to jest coś co bardzo lubię.
Skoro jesteś fanem piłki nożnej, to pochwal się jaki jest twój ulubiony klub.
W zasadzie nie mam chyba ulubionego. Szybciej mógłbym wskazać ligę, która najbardziej mi się podoba. To angielska Premier League. Chociaż teraz jak myślę, to w zasadzie mogę powiedzieć, że najbardziej podoba mi się gra FC Liverpool. Ich styl jest miły dla oka, dobrze się to ogląda. No tak, to jest mój ulubiony klub, ponieważ najwięcej radości sprawia mi fakt, kiedy oni właśnie wygrywają.
Miałeś już okazję obejrzeć jakiś mecz na żywo w polskiej ekstraklasie piłkarskiej?
Na stadionie jeszcze nie byłem, ale są plany, żeby jechać na mecz do Krakowa.
Wybierasz się może na derby, czyli pojedynek Wisły z Cracovią? Słyszałeś coś o tej rywalizacji?
Tak. Wiem o co chodzi. Słyszałem, że potrafi być naprawdę niebezpiecznie kiedy te drużyny spotykają się ze sobą. Trzeba być wtedy ostrożnym (śmiech).
Miałeś czas, by trochę pozwiedzać Polskę? Widziałeś jakieś ciekawe miejsca?
Bywam dosyć często w Zakopanem, bo w końcu to bardzo blisko Nowego Targu. Trzy razy odwiedziłem też Kraków. Poza tym wybrałem się do Oświęcimia, gdzie zwiedzałem obóz koncentracyjny.
Jak się czujesz w Polsce?
Podoba mi się tutaj. Bardzo fajny kraj. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Jest trochę podobny do Finlandii, z tym, że w mojej ojczyźnie jest więcej lasów i jezior. Kulturowo nasze kraje są zbliżone, ja nie zauważam jakichś szokujących różnic. Podoba mi się w Nowym Targu, ponieważ pochodzę z niedużej miejscowości. Na szczęście to nie jest pędzące wielkie miasto, tylko miejsce, w którym mogę się dobrze zrelaksować między treningami, czy też kolejnymi pojedynkami.
Na koniec chciałbym jeszcze dowiedzieć się jakie są hokejowe marzenia Eetu Koskiego?
Przede wszystkim chcę, żeby omijały mnie kontuzje. Chcę się rozwijać jako zawodnik. Wiadomo, że gramy po to, żeby wygrywać, dlatego też moim największym marzeniem jest zdobyć jak najwięcej się da. Zwyciężać we wszystkich rywalizacjach, w których będę brał udział. Tego właśnie chcę.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Komentarze