Przygodzki i Trandin postanowili wspólnie kroczyć przez polskie lodowiska
We wczorajszym meczu przy Chemików 4 po raz pierwszy w barwach Unii Oświęcim zaprezentowało się dwóch byłych zawodników PGE Orlika Opole. Mowa o Aleksieju Trandinie i Martinie Przygodzkim. Gospodarze przegrali 1:4, ale nabytki ze stolicy polskiej piosenki pokazały, że ich zakontraktowanie może przysporzyć wiele radości.
O grze oświęcimian we wczorajszym spotkaniu trudno mówić w superlatywach. Drużyna ośmiokrotnych mistrzów Polski (ostatnio w 2004 roku) nie potrafiła wykorzystać stworzonych przez siebie sytuacji, sama zaś traciła bramki w prosty sposób. Nie umniejszając sukcesu niedawnych zdobywców Pucharu Polski, pytanie brzmi: czy to Jastrzębie było tak dobre, czy Unia tak słaba?
–Było dużo okazji bramkowych, ale nic nie wpadało. Nie mam na myśli tylko naszej formacji, ale to dotyczyło wszystkich piątek – analizował po meczu Przygodzki. –Nie mam pojęcia, jak to możliwe, żeby przy tylu strzałach zdobyć tylko jednego gola. Powiedzmy sobie, że to były dobre sytuacje, nie tylko jakieś uderzenia spod niebieskiej, albo z tercji neutralnej.
Gospodarze aż 32 razy próbowali pokonać Ondřeja Raszkę. Czech z polskim paszportem skapitulował tylko raz, co pokazuje problem biało-niebieskich ze skutecznością. Jeżeli ten stan dalej będzie się utrzymywał, to trudno oczekiwać skutecznej walki o pierwszą szóstkę.
–Mam nadzieję, że jak najszybciej ta sytuacja się zmieni i zaczniemy wykorzystywać takie „setki” jak mieliśmy w meczu z Jastrzębiem – mówi z nadzieją w głosie Przygodzki.
Pojawienie się na tafli w jednej formacji dwóch nowych snajperów, którzy przybyli nad Sołę prosto z Opola, ma być
wyrazem szukania przez zarząd klubu rozwiązania na problemy ze skutecznością zespołu.
–Wiedzieliśmy, że w Unii jest problem ze strzelaniem bramek i po to zostaliśmy tutaj ściągnięci – wyjaśnia Przygodzki. –Główne nasze zadanie to zdobywać punkty. W Opolu na pewno było nam łatwiej, ponieważ więcej czasu byliśmy na lodzie w czasie meczu, co wynikało z tego, że kadra była mniej liczebna.
Jak na razie duet Trandin – Przygodzki rozegrał tylko jeden mecz w biało-niebieskich barwach, ale trzeba przyznać, że nadzieje zostały rozbudzone. Obaj hokeiści należeli do najaktywniejszych w swoim zespole. Pracowali mocno, starali się wypaść jak najlepiej, a w efektem tego był gol Rosjanina przy asyście napastnika rodem z Trenczyna.
–Pierwsza tercja była trochę ciężka. Nowi koledzy, nowy klub, wiadomo dopiero wszystko trzeba poznać – mówi Trandin. –Z każdym meczem będzie coraz lepiej. Czym więcej wspólnych treningów, tym szybciej w grze będzie widać lepsze zrozumienie z partnerami.
Duet, który dołączył do ekipy Witolda Magiery znany jest ze wzajemnej sympatii, zarówno na lodzie, jak i poza nim. To zawodnicy dobrze rozumiejący się i tworzący na tafli ciekawy konglomerat, zapewniający drużynie spore korzyści.
–Dla mnie dalsza gra z Martinem była priorytetem – oznajmia Trandin. –Rozumiemy się świetnie zarówno na lodowisku, jak i poza nim.
Pierwszy raz spotkali się w opolskim klubie w poprzednim sezonie. Przygodzki w 38 spotkaniach strzelił 14 goli i zaliczył 17 asyst, a Rosjanin pokazał się 18 razy i zanotował po 10 bramek i kluczowych podań. Ich współpraca w bieżących rozgrywkach doprowadziła do kolejnych ciekawych osiągnięć. Aktualny reprezentant Polski rozegrał o jeden mecz mniej (31) od swojego kolegi z Czerepowca. Łącznie zdobyli 25 goli z 81, jakie na koncie ma opolski Orlik. To blisko jedna trzecia dorobku drużyny. Trandin 14 razy pokonywał bramkarzy rywali ,a Przygodzki dokonał tego jedenastokrotnie. Za to w asystach proporcje są odwrotne. Wychowanek Dukli Trenczyn podawał 22 razy, a Rosjanin dziewiętnaście.
–Podjęliśmy decyzję, że chcemy grać w jednym klubie – wyjawił Przygodzki. –Już po zakończeniu poprzedniego sezonu ustaliliśmy, że w razie czego w przyszłości będziemy szukać wspólnie nowego zespołu. Od tego czasu pojawiło się kilka ofert, ale zawsze w każdej rozmowie podkreślaliśmy, że tematem możemy się zainteresować, o ile transfer dotyczy nas obu.
Przygodzki po raz pierwszy w Polsce pojawił się w sezonie 2011/12, zasilając tyski GKS. Dołączył do drużyny z piwnego miasta przechodząc z juniorskiej drużyny Dukli. Jest w naszym kraju znacznie dłużej od Trandina, który rozpoczął przygodę z PHL dopiero w poprzednich rozgrywkach. Rosjanin czuje się w Polsce dobrze i nie zamierza nigdzie się przenosić.
–Ściągnąłem tutaj całą swoją rodzinę. Nie traktuje gry w PHL jako krótkiego przystanku w mojej karierze – oznajmia wychowanek słynnego Siewierstalu Czerepowiec.
Dramatyczna sytuacja finansowa klubu z Opola zmusiła 28-letniego przybysza zza wschodniej granicy do pierwszej zmiany klubu w naszej lidze. Dla rok młodszego Słowaka Unia jest siódmą drużyną w Polsce.
–Wiadomo, że hokej to nasz zawód. Z pieniędzy, które zarabiamy utrzymujemy swoje rodziny – tłumaczy Przygodzki. –Dla nas to była ciężka sytuacja. O tym, że nie uciekliśmy z Opola, nie czekając na rozwiązanie niech świadczy fakt, że mieliśmy już wcześniej kilka ofert, ale odrzuciliśmy je, dając do końca szansę działaczom Orlika na rozliczenie się z nami.
Okazuje się, że zadłużenia klubu ze stolicy polskiej piosenki w stosunku do swoich graczy sięgają kilkunastu tysięcy złotych. W sytuacji, gdy nie widać żadnych konkretów, co do spłaty tych należności, logicznym jest, że hokeiści muszą szukać innego źródła finansowania, co oznacza w praktyce zmianę pracodawcy.
–To są kwoty rzędu kilkunastu tysięcy złotych, to nie są małe pieniądze – wyjawia Przygodzki. –Trudno jest podać konkretny okres zaległości w miesiącach, ponieważ umowy były tak skonstruowane, że przez pierwsze cztery miesiące zarabialiśmy 50% stawki, a w drugiej połowie sezonu miało to wzrosnąć do 150%. Te ustalenia nie dotyczyły sytuacji, w której dochodzi do rozwiązania kontraktu. Wtedy po prostu za każdy miesiąc zawodnik miał być rozliczony według 100% stawki wynikającej z kontraktu.
Los opolan nie jest obcy byłym napastnikom niebiesko-żółtych. Spędzili tam dobry dla siebie okres, będąc czołowymi graczami zespołu, a co najważniejsze tam zawiązała się ich przyjaźń, która zaprowadziła ich wspólnie do kolejnego klubu. Nowi gracze Unii ściskają kciuki i kibicują swoim kolegom z Barlickiego 13 wierząc, że jednak tamten statek nie zatonie.
–Mamy nadzieję, że ten klub naprawdę przetrwa – mówi przejęty Przygodzki. –Ogromny szacunek dla tych chłopaków, którzy zostali w Opolu. Liczę na to, że władze miasta, albo PGE dadzą jakieś dodatkowe pieniądze i Orlik dokończy ten sezon.
Teraz przed parą napastników nowe wyzwania, nowe nadzieje i układanie swojego sportowego życia w innych realiach. To co zobaczyli podczas niedzielnego spotkania z JKH GKS Jastrzębie nie pozwala na bycie spokojnym i niczym nie zmącony optymizm, choć potencjał w zespole z Chemików 4 jest na pewno.
–To był nasz pierwszy mecz w Unii, wiec ciężko jeszcze coś powiedzieć o tej drużynie – dokonał krótkiej oceny Trandin.
–Jak zobaczyliśmy skład Unii przed sezonem, to byliśmy zgodni, że w najgorszym wypadku to będzie piąta drużyna ligi – powiedział Przygodzki. –W tym zespole niewątpliwie jest potencjał i czwarte miejsce w tym składzie powinno być bez dyskusji. Przy dobrych wiatrach ta drużyna mogłaby nawet zdobyć medal. Przecież trafiając w play-offach chociażby na GKS Tychy, drużyna z Oświęcimia w takim składzie osobowym powinna być równorzędnym rywalem, a co za tym idzie z szansami na wyeliminowanie mistrzów Polski. Trzeba zgrać wszystkie elementy i walczyć. Podkreślam, potencjał jest.
Komentarze