Jeśli nie jest się lwem, trzeba być lisem
– Przed nami jeszcze 18 meczów. Potrzebujemy zwycięstw zwłaszcza z zespołami, które mają taki sam cel, jak my – mówi Jakub Šaur, obrońca Unii Oświęcim. Biało-niebiescy chcą zakończyć sezon zasadniczy na szóstym miejscu. Pozwoli im to przystąpić do fazy play-off bez konieczności rozgrywania kwalifikacji i zmierzyć się w ćwierćfinale z trzecim zespołem.
HOKEJ.NET: – Dwie rundy za Wami. W 20 meczach zgromadziliście 23 punkty i zajmujecie dziewiątą pozycję. Powodów do radości raczej nie ma...
Jakub Šaur, obrońca Unii Oświęcim: – Oczywiście, ten wynik w żadnym stopniu nas nie satysfakcjonuje. Naszym celem jest zajęcie szóstego miejsca i musimy zrobić wszystko, by tak się stało.
Póki co do MH Automatyki Gdańsk, która plasuje się na tej lokacie, tracicie siedem punktów. Odrobienie ich to zadanie trudne, czy bardzo trudne?
– Trudne, ale wierzymy, że to nam się uda. W końcu przed nami jeszcze 18 meczów. Potrzebujemy zwycięstw zwłaszcza z zespołami, które mają taki sam cel, jak my. Mam tu na myśli Orlika Opole, Polonię Bytom i oczywiście gdańszczan. Z tymi ostatnimi bezsprzecznie musimy zdobyć komplet punktów.
Mieliście w tym sezonie kilka dobrych spotkań, ale przydarzały się też takie, po których schodziliście z lodu mocno zdenerwowani. Zapytam więc wprost – strata, których punktów boli najmocniej?
– Owszem, straciliśmy sporo punktów. Pierwszy przykład to mecz u siebie z Gdańskiem, który przegraliśmy 3:4, choć byliśmy lepszym zespołem, dyktującym warunki gry. Zdecydował jeden błąd, niuans. Szkoda też porażki po rzutach karnych z GKS-em Tychy, przegranej na własnym lodzie z Tauronem KH GKS-em Katowice, kiedy to na początku drugiej odsłony – w ciągu bodajże czterech minut – straciliśmy trzy gole. Szkoda też porażek z PGE Orlikiem Opole.
Trzy punkty mogliście wywieźć też Nowego Targu, ale ostatecznie ulegliście Podhalu 3:4.
– Wystarczy tylko wspomnieć, że w trzeciej tercji remisowaliśmy 3:3, a potem dwukrotnie graliśmy w przewadze. Niestety nie udało nam się zadać wówczas decydującego ciosu, a jeśli nie zdobywa się goli w takich sytuacjach, to później płaci się najwyższą cenę. Jarosław Różański w 52. minucie zdobył gola dla nowotarżan.
Jutro znów zagracie z „Szarotkami”. Nie da się jednak ukryć, że tamto lodowisko nie jest dla Was zbyt szczęśliwie. Najlepiej świadczy o tym fakt, iż po raz ostatni wygraliście tam… 3 stycznia 2016 roku, czyli 698 dni temu.
– Jestem zdania, że każdego można pokonać. Obojętnie czy jest to Podhale, MH Automatyka Gdańsk, czy nawet Tauron KH GKS Katowice. Musimy być jednością na lodzie i grać bardzo konsekwentnie. Zresztą nie od dziś mówi się, że jeśli nie jest się lwem, to trzeba być lisem.
Mamy nowego trenera, a co za tym idzie również nową taktykę. Musi minąć trochę czasu nim w pełni ją opanujemy. Wtedy o zwycięstwa powinno być łatwiej. Zresztą dobrym prognostykiem był już mecz z Podhalem.
Skoro wywołałeś temat nowego trenera, to czym różni się praca z Jiřím Šejbą od tej z Josefem Dobošem?
– U trenera Šejby treningi są krótsze, ale bardziej intensywne. Jak wspominałem już wcześniej, mamy też nową taktykę. Wszystko jest poukładane, staramy się grać hokej nowoczesny i kombinacyjny. Każdy z zawodników ma swoją rolę do spełnienia, a nowy szkoleniowiec ogromną uwagę przywiązuje również do gry bez krążka.
Nie da się też ukryć, że mocniej gracie forecheckingiem, a przy stanie 2:0 nie koncentrujecie się wyłącznie na obronie rezultatu. Inaczej wyglądają też gry w przewadze...
– Rzeczywiście, trener Doboš dawał nam więcej swobody w kwestii rozgrywania przewag. Liczył zapewne na kreatywność zawodników. Żeby była jasność, nie było to złe rozwiązane, bo jest ono często praktykowane przez trenerów. Wychodzą oni z założenia, że zawodnik z perspektywy lodu widzi lepiej, gdzie i do kogo dograć.
Z kolei nowy szkoleniowiec jasno mówi, co mamy grać i gdzie się ustawić. Chce, abyśmy mocno pracowali na bramkarzu rywali, wrzucali krążek spod linii niebieskiej i starali się przecinać jego lot. Zresztą w ten sposób gra wiele drużyn na świecie.
Skupmy się na Twojej osobie. Grasz bardzo dużo i w obecnej chwili jesteś najlepiej punktującym zawodnikiem Unii. W 20 meczach zdobyłeś 4 bramki i zanotowałeś 8 asyst. Zadowolony?
– Nie jest źle, ale oczywiście zawsze mogło być lepiej. Cieszę się, że trenerzy wystawiają mnie zarówno do gier w przewagach, jak i osłabieniu. Nie ukrywam, że lubię przebywać na lodzie przez dłuższy czas. Wtedy czuję grę i mam też więcej okazji do pokazania swoich umiejętności.
Widać, że ciągnie Cię do przodu.
– Coś w tym jest, bo do siódmego roku życia grałem jako napastnik, więc może coś z tego zostało (śmiech). Ale już zupełnie poważnie, powiem, że hokej cały czas się zmienia. Pięciu zawodników broni i pięciu atakuje. Od obrońców wymaga się, żeby umiejętnie włączali się do akcji ofensywnej i w ten sposób robili przewagę.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze