Szopiński o pracy w Orliku: – Będę ją wspominał z sentymentem
Jacek Szopiński przez ostatnie trzy lata prowadził Orlika Opole. W przyszłym sezonie nie zobaczymy go już na ławce trenerskiej ekipy z Barlickiego.
– Cóż, takie jest życie trenera. Działacze zmienili koncepcję, decydując się na zatrudnienie zagranicznego szkoleniowca. W tej sytuacji muszę sobie poszukać nowego zajęcia– powiedział na wstępie 52-letni trener rodem z Nowego Targu.
– Mimo to pracę w Opolu będę wspominał z sentymentem. Cieszę się, że wspólnie z działaczami udało nam się wskrzesić Orlika, bo to klub, który zawsze stawiał na swoich wychowanków. Najlepiej świadczy o tym fakt, iż przez ostatnie lata miałem w kadrze 12 zawodników, którzy rozpoczęli przygodę właśnie w Opolu. Na własne oczy mogłem zaobserwować, jak rozwinęli się przez ten czas– dodał.
Gdy Szopiński pracował w Opolu, w szerokim składzie reprezentacji Polski znalazło się trzech jego podopiecznych, będących zarazem wychowankami miejscowego klubu. To Mateusz Sordon, Bartłomiej Bychawski i Filip Stopiński. ZresztąBychawski zadomowił się w kadrze na stałe i zagrał w mistrzostwach świata zaplecza elity.
Do kadry energicznie zapukał także Michael Cichy, który sezon rozpoczął właśnie przy Barlickiego i dopiero przed play-offami przeniósł się do Ciarko PBS Bank STS Sanok. Z katowickiego czempionatu wyeliminowała go jednak kontuzja barku, ale w tym miejscu trzeba dodać, że z niezłej strony pokazał się w dwóch turniejach z cyklu Euro Ice Hockey Challenge.
Warto także zaznaczyć, że Jacek Szopiński poprowadził Orlika w 90 ekstraligowych meczach. Jego bilans to 52 zwycięstwa i 38 porażek. W sezonie 2014/2015 ekipa z Barlickiego uplasowała się na siódmym, a w ostatnich rozgrywkach na ósmym miejscu.
– Wydaje mi się, że nie było najgorzej. Pewnie awansowaliśmy do fazy play-off i otarliśmy się o „grupę silniejszą”.Zawodnicy grali na maksimum swoich umiejętności i wypracowali niezły wynik– zaznaczył Szopiński.
Oczywiście można się zastanowić, czego zabrakło, aby awansować do czołowej szóstki, która w obu sezonach była na wyciągnięcie ręki.
–Wydaje się, że w pierwszym sezonie nie mieliśmy wystarczającej siły ognia, a w drugim pewności w bramce. Nie chcę mówić, że wszystko było winą Slubowskiego, bo to spore nadużycie. Niemniej prawda jest taka, że nie był on tej klasy golkiperem, co choćby John Murray, który w wielu spotkaniach bronił jak w transie. Najlepiej świadczy o tym skuteczność interwencji, która w przypadku Franka oscylowała w granicach 89 procent– analizował 52-letni szkoleniowiec.
–Mieliśmy też zbyt wąską kadrę i tylko dwóch naprawdę świetnych obcokrajowców: Cichego i Szczechurę, którzy strzelali i asystowali, jak na zawołanie. Możemy też pogdybać, jakie miejsce zajęlibyśmy, gdyby do samego końca został z nami Drew George– zakończył Jacek Szopiński.
Komentarze