Sezon na plus
Gabriel Samolej świetny przed laty bramkarz, a dziś ekspert hokejowy w rozmowie z portalem podhaleregion.pl ocenia miniony sezon w wykonaniu hokeistów TatrySki Podhala Nowy Targ.
Jak pan skomentuje trzecie miejsce wywalczone przez hokeistów TatrySki Podhala w kończącym się sezonie?
- Trzeba to docenić i rozpatrywać w kategoriach sukcesu. To był trudny sezon dla tego zespołu. Wywalczony przez rokiem brązowy medal znacząco podniósł poprzeczkę oczekiwań wobec zespołu. Presja wyniku już była dużo większa. Na szczęście zawodnicy i trener Ziętara wyszli z tego obronną ręką. Ponownie wskoczyli na podium i dokonali tego naprawdę w dobrym stylu. W porównaniu z poprzednim sezonem widać było postęp i w grze, i w wyniku. W części zasadniczej Podhale zajęło wysokie trzecie miejsce. Nie można nie wspomnieć o grze po 10 latach przerwy w finale Pucharu Polski. Podsumowując to był sezon na plus, szczególnie że trzeba pamiętać, że drużynę przez cały czas gnębiły kontuzje.
Można mieć jakiś niedosyt po przegranym i to bolesnych rozmiarach półfinale z GKS Tychy? W sezonie zasadniczym nowotarżanie walczyli z tym zespołem jak równy z równym, pokonali go też w półfinale Pucharu Polski...
- Po raz kolejny potwierdziło się, że play-off to całkiem coś innego niż sezon zasadniczy. Podhale nie miało tylu argumentów co bardzo silny kadrowo zespół z Tychów. Niemniej ja też oczekiwałem bardziej zaciętej rywalizacji. Niestety na postawie „Szarotek” w tych meczach odbiły się te męczarnie na własne życzenie z Unią w ćwierćfinale. Zabrakło czasu na regeneracje sił, których jeszcze bardziej ubywało z każdym kolejnym meczem. Gdyby ćwierćfinał z Unią zakończył się po trzech, góra czterech meczach śmiem twierdzić, że Podhalanie mocniej postawili by się tyszanom.
Po tym sezonie kończy się kontrakt trenerowi Markowi Ziętarze, który łącznie spędził cztery lata w roli pierwszego szkoleniowca „Szarotek”. Zdania są podzielone co do jego dalszej przyszłości w klubie. Jakie pan ma zdanie w tym temacie?
- Wiadomo, że znajdą się tacy, którzy do czegoś się doczepią, ale trenera zawsze rozlicza się z wyników. A pod tym kątem trudno cokolwiek mu zarzucić. W ciągu tych czterech lat pracy drużyna pod jego pieczą poczyniła ogromne postępy. Znów przywrócił blask nowotarskiego hokeja. Potrafił zbudować zespół oparty na wychowankach. Był w tej swojej filozofii niezwykle konsekwentny i cierpliwy. Rzuca się w oczy jego niesamowite zaangażowanie w życie drużyny, co niejednokrotnie odbijało się na jego zdrowiu. Czy powinien zostać? Jeżeli czuje się na siłach, czuje że jest jeszcze w stanie coś z tej drużyny wydobyć, jeszcze bardziej popchać w przód ten nasz hokej, to uważam że działacze powinni mu po raz kolejny zaufać i powierzyć zespół w opiekę.
Gdyby jednak sam Ziętara – czego nie wyklucza – nie zdecydował się na nowy kontrakt z Podhalem, to kogo widzi pan w roli jego następcy?
- Trudne pytanie bo nie wiem co w głowach mają działacze. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że ostatnimi czasy nastała w Polsce dziwna moda na trenerów zagranicznych, co nie do końca jest dla mnie zrozumiałe. W Polsce mamy kilku naprawdę uzdolnionych szkoleniowców, którym jednak nie daje się szans. Obawiam się, że i w tym wypadku może być podobnie. Nie sądzę, by po ewentualnym odejściu trenera Ziętary, któryś z polskich szkoleniowców objął zespół. Spodziewam się zagranicznego kierunku poszukiwań.
Który z zawodników na przestrzeni całego sezonu zrobił na panu największe wrażenie to kto byłby nim?
- Nie będę raczej oryginalny i wskażę na Patryka Wronkę. Potwierdził wielki talent jakim dysponuje. Stał się już ligowcem „pełną gębą”, który nie bał się w trudnych momentach brać ciężar gry na swoje barki. Trudno też nie docenić Krzysia Zapałę, który wrócił po pięciu latach do zespołu i na nowo stał się jego liderem. Także Filip Wielkiewicz na przestrzeni całego sezonu pokazał się z bardzo korzystnej strony i gdy tylko zacznie panować nad „emocjami” to naprawdę sporo może osiągnąć.
A ktoś pana rozczarował?
- Nie chce kogoś jakoś szczególnie krytykować. Sam byłem zawodnikiem i wiem doskonale, że rożne czynniki mają wpływ na dyspozycję. Niemniej na pewno poniżej oczekiwań, zwłaszcza w meczach play-off zagrali nasi obcokrajowcy. Szczególnie po Finach, który w sezonie zasadniczym pokazali się z naprawdę niezłej strony, spodziewałem się znacznie więcej.
Różnie ocenia się też postawę Ondreja Raszki...
- To był dla niego drugi sezon w Podhalu. W pierwszym spisywał się znakomicie, ale ja podkreślałem żeby jeszcze wstrzymać się z jednoznaczną opinią na jego temat. U bramkarza najważniejsza jest powtarzalność. I choć w tym sezonie można się co nie co przyczepić do jego postawy w kilku meczach, to jednak uważam, że potwierdził swoje wysokie umiejętności i na pewno znów był wyróżniającą się postacią w zespole. Mówi się też że jesteś tak dobry jak Twój ostatni mecz. A ten w wykonaniu Ondreja był naprawdę doskonały. W dużym stopniu to jemu zespół zawdzięcza wygraną w decydującym meczu o brąz.
Czeka nas kolejny rozbiór Podhala przez możniejszych?
- To chyba nieuniknione. Kilku zawodników pokazało się z bardzo dobrej strony i na pewno pojawią się oferty z innych klubów. Wcale się nie zdziwię jeżeli się skuszą. Kariera zawodnika jest bardzo krótka i czasem pewne sentymenty trzeba odłożyć na bok. Niezwykle kusząca stała się też wizja gry w Lidze Mistrzów, w której od nowego sezonu grał będzie Mistrz Polski. To może być dodatkowy bodziec by przystać na ewentualną propozycję z Tychów czy Krakowa. Oczywiście wolałbym i myślę, że nie tylko ja, aby z tej drużyny nikt nie odszedł, bo może to mieć bardzo przykre konsekwencje. Niestety ale na ten moment już praktycznie pole manewru jeżeli chodzi dokoptowanie wychowanków do pierwszej drużyny, jest zerowe. Liczę, że działaczom uda się stworzyć takie warunki, aby ten trzon drużyny został.
Jak podsumuje pan sezon ligowy w Polsce?
- Jeżeli chodzi o kwestie sportowe, to tutaj raczej wszystko potoczyło się zgodnie z przewidywaniami. Niestety niewiele dobrego można powiedzieć, za to o organizacji rozgrywek. Znów było mnóstwo zawirowań i niejasności związanych z interpretacją regulaminów, głównie przy transferach zawodników. Trudno oprzeć się wrażeniu że związek nie wszystkich traktował równo. Nie bardzo rozumiem pewne ulgi, że tak to nazwę, względem drużyny z Sanoka. Zupełnie też nie sprawdził się dla mnie pomysł z tym, że polski bramkarza ma bronić przynajmniej w 50 procentach meczów w sezonie zasadniczym. Nie sądzę by przyniosło to jakiekolwiek korzyści szkoleniowe. Jeżeli już nie zakazać gry na pozycji bramkarz obcokrajowcom, to przynajmniej wrócić do zasady, że traktuje się ich za dwóch obcokrajowców. Generalnie uważam, że pięciu obcokrajowców w zespole to stanowczo za dużo.
Rozmawiał Maciej Zubek
Komentarze