Pachniało wysoką porażką, ale oświęcimianie zachowali twarz
W zaległym meczu 24. kolejki Polskiej Hokej Ligi Unia Oświęcim przegrała na własnym lodzie z GKS Tychy 3:5. Mistrz Polski prowadził po pierwszej tercji już 4:1 i wydawało się, że wysoko pokona biało-niebieskich. Ci jednak nie zamierzali odpuszczać i od drugiej odsłony zagrali znacznie lepiej.
Obie drużyny przystąpiły do spotkania mocno osłabione. W barwach tyszan zabrakło kontuzjowanych Mateusza Bepierszcza, Jarosława Rzeszutki, Michała Woźnicy, Jaroslava Hertla, dochodzącego do siebie Łukasza Sokoła oraz Bartłomieja Jeziorskiego, który przebywa na zgrupowaniu młodzieżowej reprezentacji Polski.
Z kolei trener Unii Josef Doboš nie mógł skorzystać z usług Marka Modrzejewskiego, Artura Budzowskiego, Mateusza Adamusa, Wojciecha Wojtarowicza i Kamila Paszka. Wystąpił za to Peter Tabaček, który miał wrócić do gry w połowie grudnia. – To była sytuacja awaryjna, bo rozchorował się Wojtarowicz. Jestem wdzięczny Peterowi za to, że praktycznie bez treningu zdecydował się zagrać – wyjaśnił opiekun biało-niebieskich.
Pięć bramek w pierwszej tercji
Od samego początku lepiej radzili sobie goście, którzy już po pierwszej tercji prowadzili 4:1. Wynik spotkania już w 3. minucie otworzył Josef Vítek, który wyczekał Michala Fikrta i ze stoickim spokojem posłał gumę do siatki.
Oświęcimianie wyrównali dziesięć minut później, kiedy błąd Bartłomieja Pociechy wykorzystał Radim Haas. Czeski środkowy błyskawicznie znalazł się przed Štefanem Žigárdym i zaskoczył go precyzyjnym uderzeniem pod poprzeczkę.
Goście szybko odzyskali kontrolę nad spotkaniem i w 15. minucie ponownie wyszli na prowadzenie. Adam Bagiński skutecznie poprawił uderzenie Radosława Galanta i Michal Fikrt mógł tylko wyciągnąć gumę z siatki. Przed przerwą golkiper oświęcimian musiał przełknąć jeszcze dwie gorzkie pigułki. Najpierw nie zdołał zatrzymać uderzenia Patryka Koguta (trafił w samo okienko), a później Filipa Komorskiego (zabawił się z oświęcimskimi defensorami i posłał gumę do siatki).
Inne oblicze
Tymczasem po zmianie stron oświęcimianie zaczęli grać lepiej. Sygnał do ataku dał Radim Haas, który wjechał przed bramkę i po minięciu Žigárdy'ego umieścił gumę w siatce. Chwilę później znakomitą okazję na kontaktowego gola miał Sebastian Kowalówka, ale nie zdołał wykorzystać sytuacji sam na sam z tyskim golkiperem. W 29. minucie oświęcimianie w końcu dopięli swego, wykorzystując okres gry w przewadze.Uderzenie Petera Bezuški skutecznie poprawił jego imiennikTabaček.
– W drugiej tercji w ogóle nie wyszliśmy z szatni. Podaliśmy oświęcimianom rękę i mogli wrócić do gry– nie owijał w bawełnęAdam Bagiński, napastnik mistrzów Polski.
Na początku trzeciej odsłony tyszanie mogli przesądzić o losach spotkania, ale pojedynek sam na sam z Michalem Fikrtem przegrał Radosław Galant. Później karę zarobił Bartłomiej Pociecha i zgromadzeni na trybunach kibice wypatrywali wyrównującego trafienia. Jednak nic takiego się nie stało. Na dodatek tyszanie po przetrzymaniu osłabienia zadali decydujący cios (gol Witeckiego) i do końca kontrolowali przebieg meczu.
– Na mistrza Polski sama ambicja nie wystarczy i musi być ona podparta głową. Dziś właśnie tego nam zabrakło, bo w pierwszej odsłoniezagraliśmy karygodnie.Ale itak wyszliśmy z tego meczu z twarzą– zaznaczyłSebastian Kowalówka, napastnik biało-niebieskich.
Powiedzieli po meczu:
Krzysztof Majkowski, drugi trener GKS Tychy: - Do pewnego momentu to spotkanie bardzo przypominało niedzielny mecz. Prowadziliśmy 4:1, a nagle zrobiło się 4:3, więc przeżyliśmy małe deja vu. W trzeciej tercji nie byliśmy już tak skuteczni, jak w Tychach, ale piąty gol pozwolił nam uspokoić grę. Dowieźliśmy wynik do końcowej syreny i zdobyliśmy trzy punkty,
Josef Doboš, trener Unii: - W pierwszej tercji zagraliśmy po prostu źle. Zaczęliśmy bardzo bojaźliwie, ze zbyt dużym respektem do rywala. Mieliśmy chyba w pamięci ostatnie nasze spotkanie, które wysoko przegraliśmy 3:9. Cieszę się, że drużyna się podniosła i zagrała na miarę naszych kadrowych możliwości. Mieliśmy swoje szansę na kolejne bramki. Myślę, że zarówno w drugiej, jak i trzeciej tercji zagraliśmy poprawnie.
Unia Oświęcim - GKS Tychy 3:5 (1:4, 2:0, 1:0)
0:1 - Josef Vítek - Filip Komorski, Patryk Kogut (02:13),
1:1 - Radim Haas – Jerzy Gabryś, Maciej Szewczyk (12:31),
1:2 - Adam Bagiński - Radosław Galant (14:39),
1:3 - Patryk Kogut - Josef Vítek, Michael Kolarz (16:27),
1:4 - Filip Komorski - Michał Kotlorz, Josef Vitek (19:13),
2:4 - Radim Haas - Damian Piotrowicz, Maciej Szewczyk (25:18),
3:4 - Peter Tabaček - Peter Bezuška, Sebastian Kowalówka (28:59, 5/4),
3:5 - Jakub Witecki - Bartłomiej Pociecha, Marcin Kolusz (47:30)
Sędziowali: Sebastian Molenda (główny) - Grzegorz Klich, Piotr Matlakiewicz (liniowi).
Minuty karne: 4-4.
Strzały: 26-31
Widzów: ok. 900.
Unia: Fikrt – Vosatko, Bezuška; Tabaček, Daneček, S. Kowalówka – Gabryś, Nowotarski; Piotrowicz, Haas, Szewczyk – Popela (2), Gębczyk; Malicki, Wanat (2), Fiedor.
Trener: Josef Doboš.
GKS: Žigárdy – Kolarz, Ciura; Bagiński, Galant, Witecki – Bryk, Pociecha (2); Kolusz, Kalinowski, Łopuski – Kotlorz; Kogut, Komorski, Vitek (2) oraz Kartoszkin i Majoch.
Trener: Jiří Šejba.
Komentarze