Dronia: Zawsze trzymam kciuki za polski hokej
O poprzednim sezonie, specyfice gry w zagranicznej lidze i o kondycji naszego rodzimego hokeja rozmawiamy z Pawłem Dronią, defensorem Fischtown Penguins.
Paweł Dronia w barwach Schwenninger Wild Wings z ligi DEL / fot: suedkurier.de
HOKEJ.NET: - Za Tobą udany sezon. 60 meczów, 14 bramek i 27 asyst - to dobry, jak na obrońcę, dorobek.
Paweł Dronia, defensor Fischtown Penguins i reprezentacji Polski: - Tak to prawda. Jestem zadowolony, że udało mi się uzyskać tyle punktów. Z drugiej strony ważniejsza dla obrońcy jest statystyka +/- , bo to właśnie z niej jesteśmy rozliczani. W całym sezonie wypadłem w niej na +44, a to spory powód do radości.
W zasadzie do pełni szczęścia zabrakło zwycięstwa w DEL2.
- Dokładnie tak. Jednak drugie miejsce na czternaście zespołów w lidze nie jest złe. Warto też przypomnieć, że podczas sezonu graliśmy też dodatkowe dziewięć meczów w Pucharze Kontynentalnym, w którym także zajęliśmy bardzo dobre, drugie miejsce.
Czego zabrakło, by pokonać ekipę Adama Borzęckiego, Bietigheim Steelers?
- Finałową rywalizację przegraliśmy 4:2. W moim odczuciu drużyna Adama lepiej rozgrywała przewagi. Miała zawodników, którzy robili różnicę w tym elemencie.
Jak wielka różnica jest pomiędzy poziomem DEL a DEL2?
- Czołowe zespoły z DEL2 i drużyny z dołu tabeli DEL dużo się od siebie nie różnią. Zasadniczą różnicą jest fakt, że w DEL2 gra 4 obcokrajowców, a w DEL 9.
A jaka między DEL2 i PHL?
- Cóż, poziom DEL2 jest dużo wyższy niż poziom PHL. Nie ma co porównywać.
Zostajesz w Fischtown Penguins na kolejny sezon. Jak czujesz się w drużynie i jak żyje Ci się w Niemczech?
- W drużynie czuje się bardzo dobrze, choć z tego co się orientuję nasz zespół będzie mocno przebudowany. Zobaczymy, jak będzie to wyglądać w przyszłym sezonie.
Jeśli chodzi o życie w Niemczech, to nie mogę narzekać. Mieszkam z moją rodziną, a to sprawia, że jest mi dużo łatwiej. Choć nie ukrywam, że tęsknimy za ojczyzną.
Sezon ułożył się tak, że nie dane było Ci zagrać w reprezentacji Polski podczas Mistrzostw Świata Dywizji I Grupy A. W przyszłym roku turniej odbędzie się pod koniec kwietnia. Powinieneś więc zdążyć przyjechać.
- Bardzo żałowałem, że nie mogłem wesprzeć chłopaków. Los tak chciał, że w tym czasie grałem w finale play-off. Mam nadzieję, że w przyszłym roku się uda.
Druga impreza w naszym kraju, to niewątpliwie powód do dumy. Możemy jedynie żałować, że polski hokej jest sterany problemami. Nie od dziś mówi się o kłopotach finansowych naszych klubów, media często informują o konfliktach na linii PZHL-działacze. Mamy lipiec, a regulamin rozgrywek wciąż nie jest zatwierdzony. Zgodzisz się, że to nie świadczy o naszej lidze najlepiej.
- Owszem, zawsze mogłoby to wyglądać lepiej. Zawsze trzymam i będę trzymał kciuki za polski hokej, że w końcu wyjdzie z cienia i za parę lat będzie o nim głośno. By do tego doszło kluby i związek powinny zacząć ze sobą współpracować i pchać ten wózek w jednym kierunku.
Biorąc pod uwagę obecne realia, to chcieliśmy zapytać, w jakim kierunku zmierza ta dyscyplina w naszym kraju?
- Oj, ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć...
Reformy potrzebne są od zaraz. Od czego zacząć?
- Zdecydowanie od szkolenia młodzieży i od otwierania nowych lodowisk w Polsce . Aby szkolić młodzież potrzeba osób, które mają pojęcie o hokeju pokroju pana Henryka Grutha, Jacka Płachty czy Mariusz Czerkawskiego. Osób, które wiedzą, jak to wygląda w państwach, w których poziom tej pięknej dyscypliny jest dużo wyższy. Znają najnowsze metody treningu, bo hokej na przestrzeni kilkunastu lat ogromnie się rozwinął. I tego nie da się ukryć. Tu nie wystarczy rzucić gumę i rzucić hasło: "panowie gramy".
Jeśli wywołałeś już pana Henryka Grutha, to nasz wybitny reprezentant Polski, a zarazem świetny szkoleniowiec, od lat twierdzi, że polscy zawodnicy idą na łatwiznę. Nie podejmują wyzwania wyjazdu za granicę, dlatego mocno kibicuje tym, którzy mają odwagę i są gotowi na ciężką rywalizację.
- To fakt, rywalizacja w lepszych klubach zagranicznych jest duża większa niż w Polsce. Trzeba do niej przywyknąć.
Można by rzec, że jesteś wyjątkiem potwierdzającym tę regułę. Mogłeś przecież zostać i grać w czołowym klubie za niezłe pieniądze. Być może nawet lepsze niż w DEL2.
- Gdy odchodziłem dwa lata temu z Sanoka, miałem bardzo dobrą ofertę z polskiego klubu. Mogłem zostać, ale chciałem dalej się rozwijać. Dlatego właśnie zdecydowałem się na wyjazd do Niemiec. Pieniądze były dla mnie sprawą drugorzędną.
Prawda jest taka, że żaden klub zagraniczny za pierwszy rok gry, takiego zaprezentowania się w nowych realiach nie zaoferuje polskiemu zawodnikowi kosmicznej kwoty.
Okres przygotowawczy trwa w najlepsze. Widzieliśmy Twoje zdjęcia na pewnym portalu społecznościowym i wynika z nich, że do sezonu przygotowujesz się indywidualnie.
- Już trzeci rok z rzędu przygotowuje się do sezonu indywidualnie. Od dwóch lat moim trenerem personalnym jest Grzegorz Maroński z klubu crossfit Red Wing w Opolu. Nasza współpraca układa się bardzo dobrze.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze