Szamani nie pomogli
W pierwszym meczu play-off Stoczniowcy sprawili niespodziankę, wygrywając z GKS Tychy na lodowisku rywali. W piątkowym spotkaniu, przy 5-tysięcznej widowni z wyniku 1-4 doprowadzili do 3-4, jednak losów spotkania nie odwrócili na swoją korzyść. W sobotę na halę Olivia przybyło 3,5 tysiąca widzów, a gdański młynarz poprowadził wokół całej hali kibiców z młyna, jakby chciał szamańskim korowodem zaczarować taflę i odmienić losy tego spotkania. Mimo tego goście strzelili po jednej bramce w dwóch pierwszych tercjach, a w trzeciej pomogli Sobeckiemu zachować czyste konto. W serii play-off tyszanie prowadzą 3-1, i do awansu do półfinałów potrzebują już tylko jednego zwycięstwa.
Pierwsza tercja nie przebiega już w tak szybkim tempie jak podczas piątkowego spotkania, a po zawodnikach widać trudy poprzedniego meczu. Gospodarze nie potrafią narzucić odpowiedniego tempa i stylu gry, tak jakby na tafli pojawiła się inna drużyna niż dzień wcześniej. Tyszanie również nie zachwycają, i zgromadzeni na hali Olivia oglądają widowisko rozgrywane w wolnym tempie i na przeciętnym „polskoligowym” poziomie. Stoczniowcy rażą nieskutecznością, czego najlepszym dowodem są strzały najlepszego gdańskiego strzelca, Arona Chmielewskiego, trafiające wszędzie, tylko nie w bramkę. Najlepszej sytuacji gospodarzy nie wykorzystuje Steber, co w świetle coraz groźniejszych ataków tyszan dobrze nie rokuje. – Jeszcze wczoraj byłem pewien, że wygramy ten mecz – i gdybyśmy tylko zagrali tak, jak wczoraj, to na pewno tak by było – komentował trener Tadeusz Obłój. – Jednak dzisiaj cały zespół miał po prostu słaby dzień, tak się czasami dzieje, że jak jest za dużo motywacji to wcale nie musi wyjść dobrze. Aron potrafi przecież strzelać takie bramki, że aż ręce same składają się do oklasków, Jan również - na treningach strzela idealnie - a dzisiaj im po prostu nie szło.
Tymczasem tyszanie grają po prostu swoje, konsekwentnie prą naprzód i oddają wiele strzałów. Im bliżej końca pierwszej tercji, tym groźniej robi się pod bramką Odrobnego, aż wreszcie nadchodzi nieuchronne. 40 sekund przed końcem goście rozgrywają zamek w przewadze – potężne uderzenie z niebieskiej Jakesa na piątym metrze zbija Woźnica, nie dając Odrobnemu szans na interwencję.
Bramka do szatni to niemal najgorsze, co może spotkać drużynę, ale jeszcze gorsze są niewykorzystane sytuacje. W drugiej tercji sytuacji sam na sam nie wykorzystuje Steber, natomiast goście postanawiają udowodnić gospodarzom swoją wartość. W 26 minucie przyjezdni błyskawicznie rozgrywają akcję – Bagiński zagrywa na przedpole, Woźnica strzela, a gumę odbitą przez Odrobnego wbija do bramki Simicek - i sytuacja gospodarzy znowu staje się niewesoła. – Pokazaliśmy w Gdańsku, że jesteśmy lepszą drużyną, wyniki są tego najlepszym dowodem – krótko skwitował na konferencji trener Jiri Sejba, wybierając strzelca bramki zawodnikiem meczu.
Dalsza historia tego spotkania to kolejna niewykorzystana sytuacja sam na sam Stebera, ciągle rozregulowany celownik Chmielewskiego, niemoc strzelecka Skutchana oraz zmierzający do bramki krążek, wybity z powietrza ręką przez Skrzypkowskiego.
Znacznie ciekawiej jest poza taflą, gdyż pod koniec spotkania gdański młyn rusza z miejsca, i okrąża całą halę, głośno śpiewając: „Gdański Stoczniowiec, śpiewamy Tobie, wygraj dzisiaj mecz, bo to święta rzecz”. Wygląda to na szamański korowód, którym kibice chcieliby odczarować lodowisko – i pociąga do dopingu zrezygnowaną publiczność. Mimo tego, mimo wzięcia czasu i zdjęcia bramkarza gdańszczanie nie potrafią odczarować bramki Sobeckiego, przegrywając spotkanie 0-2.
- Nie wiem, co się stało, wczoraj to była inna drużyna, a dzisiaj po prostu nam nie szło – tłumaczył trener Tadeusz Obłój. - Nie mam pretensji do zawodników, widziałem, że chłopcy bardzo chcieli, że zostawili serce na lodzie, ale głowy nie pracowały tak, jak wczoraj czy w środę w Tychach. Żałuję, że nie mogłem skorzystać z naszych młodych, którzy musieli grać z drużyną juniorów. Stamtąd miałbym zawodników lepszych niż Janecka czy Wróbel, który grał dzisiaj nie nasz hokej, robił co chciał, dublował pozycje i rozkładał nasze akcje. On myśli, że jak pół roku trenował w Ameryce to już potrafi grać hokej, tylko udowodnić na lodzie swojej wartości nie potrafi. Przez moment stworzyli a Aronem i Filipem fantastyczny atak, ale wszyscy widzieli, jak to dzisiaj wyglądało. Mam nadzieję, że Marek się opanuje i we wtorek ponownie ten atak zagra tak, jak potrafi i już wielokrotnie to pokazywał.
- Chcę jeszcze w imieniu swoim i całej drużyny podziękować kibicom, którzy wczoraj zrobili zbiórkę na sprzęt dla zawodników. Całą drużyna jest bardzo wdzięczna wszystkim , którzy tę zorganizowali zbiórkę, i tym, którzy dorzucili się do niej. Dzięki tym pieniądzom dokupimy jeszcze sprzęt, którego mamy mało, żeby w Tychach nie obawiać się, że komuś pęknie kij i nie będzie miał czym grać – kończył trener Obłój.
Stoczniowiec Gdańsk - GKS Tychy 0-2 (0-1, 0-1, 0-0)
Przeczytajrelację LIVEze spotkania.
Komentarze