Zadecydowały przewagi (dodane SPRAWOZDANIE)
Ponad 5 tysięcy kibiców przyszło do hali Olivia, żeby oklaskiwać hokeistów Stoczniowca walczących z GKS Tychy. Zawodnicy stanęli na wysokości zadania i zapewnili zgromadzonym nietuzinkowe widowisko, trzymające w napięciu do ostatnich sekund. Gospodarze z wyniku 1-4 doprowadzili do 3-4, ale to było wszystko, na co było ich stać w tym meczu.
Pierwsza tercja rozpoczyna się w bardzo szybkim tempie, a niesieni dopingiem przepełnionej hali Olivia Stoczniowcy zdecydowanie dominują na lodzie. Gdańszczanie minutami zamykają tyszan w tercji, a bezbramkowy bilans tej tercji zawdzięczają bardziej własnej nieskuteczności, niż wyśmienitym paradom dobrze dysponowanego w całym meczu Sobeckiego. Tyszanie dają sobie narzucić styl gry gospodarzy, a z nielicznych kontr jedynie ta w wykonaniu Josefa Vitka zmusza Odrobnego do większego wysiłku. – W pierwszej tercji zagraliśmy bardzo dobrze w destrukcji, przeciwnikowi nie udało się realnie zagrozić naszej bramce, chłopcy zagrali dokładnie tak, jak tego od nich oczekiwałem – komentował spotkanie trener Tadeusz Obłój. – Natomiast w ataku zabrakło doświadczenia i pewności siebie, chłopcy stworzyli wyśmienite sytuacje, ale zamiast je bezwzględnie wykorzystać, chcieli z idealnej sytuacji stworzyć jeszcze lepszą – a przy takiej doświadczonej drużynie jak tyszanie nie ma nawet ułamka sekundy na zastanowienie.
Goście przetrzymali ataki w pierwszej tercji, ale gospodarze po przerwie jeszcze podkręcili tempo, co sprowokowało błędy skutkujące karami. Gdy na taflę z ławki kar wraca Marek Wróbel, błyskawicznie podłącza się do wyprowadzającego kontrę Drzewieckiego. Gdańszczanie rozkładają na lodzie Sobeckiego, a przytomnie podążający za akcją Skrzypkowski wrzuca gumę do bramki przy biernej postawie tyskich obrońców. Na odpowiedź gości nie trzeba długo czekać. Już dwie minuty później goście dobrze rozgrywają przewagę, a powracający na taflę Smeja może tylko biernie obserwować, jak Simicek łapie na wykroku Odrobnego i strzela mu między parkanami. – Kluczem do zwycięstwa w tym meczu były przewagi, a my wykorzystaliśmy te okazje – komentował po spotkaniu trener Jiri Sejba.
Nie tylko umiejętność wykorzystywania przewagi była mocną stroną gości – również umiejętność gry w osłabieniu, w którym podobnie jak w meczu w Tychach gdańszczanie nie potrafili zamienić przewagi liczebnej na bramkę. Co gorsza, w 33 minucie nie upilnowali wracającego z kary Jakesa, który pojechał sam na sam, rozłożył na lodzie Odrobnego, a formalności dopełnij nadjeżdżający Bagiński. – W drugiej tercji coś siadło w drużynie, wyglądało jakbyśmy stracili gdzieś koncentrację - komentował trener Tadeusz Obłój.
Brak koncentracji w drugiej tercji towarzyszy gospodarzom również na początku trzeciej, w której gdańszczanie wolę walki okazują nie zawsze zgodnie z przepisami. W 45 minucie tyszanie wykorzystują podwójną przewagę, i mimo że Odrobny dokonuje istnych cudów w bramce, broniąc kilkakrotnie strzały Simicka i Jakesa, to w końcu rozłożony na tafli nie ma najmniejszych szans przy uderzeniu Woźnicy. Gdy 2 minuty później po szybkiej kontrze Krzaka tyszanie zdobywają 4 bramkę grając w osłabieniu – mało kto wierzy w pomyślny zwrot sytuacji w tym meczu. Przez chwilę jeszcze trybuny się ożywiają, a Jankowski ekspresyjnie protestuje u sędziego Dzięciołowskiego, gdy na powtórce podczas strzału Krzaka w polu bramkowym pojawia się tyski obrońca, jednak sędzia jest niewzruszony. I słusznie, gdyż samo przebywanie przeciwnika w polu bramkowym nie jest powodem do nieuznania bramki – decyduje fakt ogranicza bramkarzowi interwencji (przepis 470 pkt.7). A na powtórce wyraźnie widać, że Odrobny po efektowny szczupaku ma w polu bramkowym co najwyżej nogi.
Szczęśliwie dla widowiska gdańszczanie ponownie koncentrują się na grze, i już po 43 sekundach strzał z niebieskiej Mateusza Rompkowskiego dobija z bezpośredniej bliskości Ziółkowski, zmniejszając przewagę gości. Podbudowani trafieniem gospodarze rzucają się na przeciwnika, a Sobecki dokonuje wręcz cudów w bramce, broniąc kilkakrotnie strzały Stebera, Skutchana i Ziółkowskiego. W końcu choć w niewielkim stopniu za swoją słabą grę w sezonie rehabilituje się Janecka, który urywa się obrońcom i w sytuacji sam na sam pokonuje Sobeckiego. – Petr nareszcie pokazał, że jego obecność w drużynie wnosi jakąkolwiek wartość, gdyż obcokrajowiec, który strzela w sezonie zaledwie 7 bramek niepotrzebnie odbiera pieniądze Polakom –komentował trener Obłój. – Liczę, że Janecka w kolejnych meczach udowodni, że słaby okres ma już za sobą – i że warto zatrzymać go na kolejny sezon w naszej drużynie.
Gdańszczanie czują, że powtórka scenariusza a poprzedniego meczu jest możliwa, jednak kolejne osłabienie w ostatnich minutach podcina im skrzydła, i mimo ciągłego ostrzału tyskiej bramki nie potrafią zdobyć wyrównania. – Sędzia liniowy (to był Szachniewicz – komentarz z sali) popisał się nie tylko aptekarską skrupulatnością, ale zwyczajnym niezrozumieniem ducha gry – denerwował się trener Obłój. – Na żadnej tafli na świecie w ostatnich pięciu minutach żaden sędzia nie gwizdnie gospodarzom mającym wynik na styk błędu podczas zmiany, i to błędu mocno kontrowersyjnego. Co innego faul – tutaj bym się nie dziwił, ale przy 5 tysiącach widzów na hali nie odbiera się gospodarzom szansy na gonienie wyniku, gdyż to po prostu marnuje całe widowisko. Zapominam jednak o dzisiejszym meczu – wiem na 100%, że z taką grą wygramy jutro, bo Stoczniowiec to zdolna i ambitna drużyna i nie popełni jutro tych samych błędów. Dzisiaj na lodzie pokazaliśmy, że sportowo jesteśmy lepsi, tylko brakuje nam doświadczenia. Jutro będziemy bogatsi o dzisiejsze doświadczenia – i wygramy dla gdańskiej publiczności.
Stoczniowiec Gdańsk - GKS Tychy 3-4 (0-0, 1-2, 2-2)
Przeczytajrelację LIVEze spotkania.
Komentarze