Tomasz Rysz: Związek „rozpuścił” szkółkę
O debiucie w seniorskiej drużynie, treningach w SMS Sosnowiec i przedwczesnym zakończeniu kariery rozmawiamy z Tomaszem Ryszem. Środkowy napastnik przed laty był uznawany za nadzieje sanockiego hokeja.
HOKEJ.NET: - Jak wspominasz swój debiut w pierwszej drużynie?
Tomasz Rysz: - Jeżeli dobrze pamiętam debiutem było spotkanie z Janowem, w którym zaliczyłem asystę przy bramce Jęknera oraz sam strzeliłem jedną z bramek. Mama zbierała wtedy relacje ukazujące się w gazetach. Wtedy myślałem, że to niepotrzebne, lecz dzisiaj jest to wspaniała okazja, by powspominać.
Pamiętasz mecz z Podhalem w play-off? Mieliście rywala na przysłowiowym widelcu, a jednak rywalizacja nie potoczyła się po waszej myśli?
- Pamiętam miny rywali, gdy strzeliłem bramkę w dogrywce. Należy jednak przyznać, że wtedy byli lepszą drużyną, chociaż niewiele brakło. Trener Grabowski umiał solidnie ustawić drużynę i pilnował dyscypliny gry. Było blisko, jednak wygrał lepszy. Taki jest sport.
Co według ciebie zmieniło się w SMS Sosnowiec?
- Przykro patrzeć jak związek „rozpuścił” szkółkę. Pamiętam jak na Mistrzostwach Świata ogrywaliśmy Austrię czy Japonię czyli drużyny, które obecnie są lepsze od nas i grają w wyższych dywizjach. Wtedy do szkoły trafiali sami najlepsi zawodnicy. Pamiętam, że w składzie były takie nazwiska jak: Selega, Zabawa, Pajerski, Borzęcki czy Leszek Laszkiewicz. Tworzyliśmy super kolektyw, wszyscy chcieli się rozwijać. Pamiętam rywalizację, mnóstwo rozgrywanych meczów, turnieje i wyjazdy po całym świecie. Wtedy wszystko było profesjonalnie przygotowane, mieliśmy wszystko i być może dzięki temu były wyniki.
Jak myślisz dlaczego większość zawodników, którzy grali w sezonie 95/96 zakończyło przedwcześnie kariery?
- Trudno powiedzieć, być może za kolorowo widzieliśmy nasze kariery po zakończeniu szkoły. Rzeczywistość polskiego hokeja najwidoczniej nas zdołowała. W SMS mieliśmy wszystko, a po powrocie do klubów pojawiły się problemy ze sprzętem czy zaległości finansowe. Dodatkowo treningi w klubach były zdecydowanie słabsze.
W jakim stopniu przebyta kontuzja wpłynęła na twoją dalsza formę?
- Trzeba przyznać, że przez tą kontuzję nie grałem przez prawie pół roku. Fatalnie złamana ręka musiała zostać skręcona 21 śrubami, na szczęście wszystko dobrze się zrosło.
Myślisz, że dawniej juniorom trudniej było przebić się do pierwszego składu?
- Chyba cały czas jest podobnie. Dziwi mnie jednak, że coraz częściej dobrzy zawodnicy kończą przygodę z hokejem właśnie na szczeblu juniora. Tak nie powinno być. Sam pamiętam, jak jeździłem na zgrupowania kadry i grałem z Jackiem Szopińskim i Jankiem Hajnosem.
Jaki był twój najważniejszy mecz w karierze?
- W sumie ciężko powiedzieć ale na pewno któryś z tych z orzełkiem na piersi. Być może był to właśnie debiut w seniorskiej reprezentacji.
Po grze w Sanoku wyjechałeś do USA, próbowałeś swoich sił w UHL. Czemu ta przygoda trwała tak krótko?
- Na obóz drużyny Rockford Ice Hogs pojechałem razem z Piotrkiem Sarnikem. Po nim mnie udało się podpisać kontrakt, natomiast „Steru” wrócił do kraju. Z perspektywy czasu myślę, że on zyskał więcej dzięki takiej decyzji. Mieliśmy w drużynie Kanadyjczyków, Rosjan i hokeistów z Ukrainy. Sam mieszkałem z chłopakiem z Ukrainy draftowanym przez Buffalo Sabres. Warto nadmienić, że to jednak nie gwarantowało bytu w drużynie na nie wiadomo jak na długo. Z tamtym okresem kojarzą mi się słowa: tasowanie zawodnikami, polityka i przerzucanie z drużyny do drużyny. Należy pamiętać, że tam Europejczyk musi być trzy razy lepszy od miejscowego zawodnika. Konkurencja jest ogromna.
13 lat temu w wieku 24 lat zakończyłeś karierę. Czy to nie za wcześnie na taki krok? Dlaczego podjąłeś taką decyzję?
- Przyznam, że trochę szkoda tego wszystkiego, lecz nie chce żałować decyzji, którą wtedy podjąłem. Moim życiem wtedy był tylko hokej, treningi wyjazd. Obecnie zaczynam bawić się hokejem, robię kurs trenerski.
Czym teraz się zajmujesz?
- Z hokejem jestem związany cały czas, gdyż jest to moja pasja. To fascynujący sport. Jestem często na lodzie i staram się przekazać wszystko co najważniejsze w hokeju mojemu sześcioletniemu synkowi. Jeździ na łyżwach od trzeciego roku życia i od tej pory nie chce się rozstać ze swoim pierwszym kijem hokejowym.
Czyli masz jeszcze styczność z hokejem? Widziałem ostatnio, że wygraliście jeden z towarzyskich turniejów. W waszym składzie był też Marcin Niemiec, inny wychowanek sanockiego hokeja.
- Na lodzie jesteśmy średnio cztery razy w tygodniu. Spotykamy się z chłopakami, by spokojnie pograć sobie na kodzie. A jest z kim bowiem gram m.in. z Darkiem Zabawą, Sebastianem Pajerskim, Patrykiem Pyszem, Januszem Misterką, Arkiem Gąsienicą, Marcinem Niemcem, Grześkiem Gombarczykiem i Witkiem Bankoszem.
Tomasz Rysz urodził się 30 lipca 1976 roku w Sanoku. Środkowy napastnik. Reprezentant Polski do lat 18 i 20. W seniorskiej reprezentacji rozegrał 8 meczów i zdobył 2 gole. Występował w SMS Sosnowiec, STS/KH Sanok i Rockford IceHogs (UHL).
Komentarze