Domogała o wspólnej lidze: Chcemy pokazać że podołamy temu
Na początku tygodnia delegacja PZHL i PLH dyskutowała w Popadzie z przedstawicielami ligi słowackiej o wspólnej lidze. - Po zakończeniu rozgrywek mają takie bardzo ważne spotkanie z akcjonariuszami ligi. Przyjęli też nasze zaproszenie do Polski. Wiemy, że nie chcą wziąć przypadkowych drużyn z Polski, bo oni bronią rynku swoimi słowackimi drużynami, a my chcemy pokazać że podołamy temu – zaznacza w rozmowie z Hokej.Net, Dariusz Domogała, Przewodniczący Wydziału PLH.
HOKEJ.NET: - W poniedziałek spotkaliście się na Słowacji z przedstawicielami spółki Pro-Hokej zarządzającej ligą słowacką. Jak przebiegło to spotkanie?
Dariusz Domogała: - Obie strony przedstawiły swoje wnioski, myślę że coś z tego będzie. Był tam obecny zarząd ligi, dwóch przedstawicieli klubów z Koszyc i Popradu oraz Vladimir Pastinsky dyrektor zawodowej ligi Pro-Hokej. Powiedzieli nam, jak to wszystko funkcjonuje i na jakich zasadach. Muszę przyznać, że są one zbliżone do tych, które chcemy wdrożyć.
Czy już są jakieś deklaracje w sprawie wspólnej ligi?
- Powiedzieli, że teraz nie mogą nam odpowiedzieć na to pytanie. Pytali nas jak wyglądają u nas budżety i stwierdzili, że są zbliżone do tych, jakimi dysponują ich kluby. Jednak nie wiedzą jeszcze do końca, jaka jest wartość sportowa naszych drużyn, choć polskie drużyny nie są dla nich marką nieznaną...
Dodali też, że w najbliższym sezonie taka liga nie powstanie, gdyż przed nami sezon przedolimpijski i oni mają już ustalony harmonogram. Wspólne plany wchodziłyby w grę ewentualnie w sezonie 2014/15.
Co Was zaskoczyło w prowadzeniu ligi słowackiej?
- Spodobało nam się, że jest tam solidarność klubów, że te duże kluby wspierają mniejsze. Nie ma tam podejścia w stylu: "jesteśmy kozakami i chcemy ligę tylko czterozespołową". Pieniądze, które płyną od sponsora ligi pozwalają słabszym klubom dograć sezon. Niemniej sponsor wszystkich traktuje jednakowo, bardzo rygorystycznie przestrzega spraw finansowych. Jeżeli kluby są biedne, to mają tak wydawać pieniądze, by nie zadłużać się. Na Słowacji nie obraca się wirtualnymi pieniędzmi, bo za to grożą poważne konsekwencje. Odbierane są licencje, a człowiek źle zarządzający klubem jest po prostu spalony.
Czy te słabsze kluby mają szanse przebicia się. Klubom z I ligi jest o to ciężko?
- Na Słowacji jest 10 klubów w ekstralidze i drużyna która wygrywa 1. ligę od razu nie awansuje, tylko wpierw musi pokonać ostatnią drużynę z ekstraklasy w barażu. Bo można mieć biedną drużynę w ekstraklasie, ale w miarę poukładaną niż takich młokosów, którym udało się wejść. Zanim uda się im przystosować do nowych realiów, to liga jako produkt marketingowy traci.
Kiedy można spodziewać się jakiś konkretów ze strony słowackiej?
- Po zakończeniu rozgrywek mają takie bardzo ważne spotkanie z akcjonariuszami ligi. Przyjęli też nasze zaproszenie do Polski. Chcemy też zaprosić dyrektora spółki Pro-Hokej na tegoroczny finał PLH, żeby zobaczył jaki jest poziom naszego hokeja. Wiemy, że nie chcą wziąć przypadkowych drużyn z Polski, bo oni bronią rynku swoimi słowackimi drużynami, a my chcemy pokazać że podołamy temu. Rozmawialiśmy z trenerem Jozefem Skokanem i powiedział nam, że polskie drużyny w lidze słowackiej by sobie poradziły i nasz poziom nie jest wcale taki słaby. Byliśmy też na meczu w Popradzie, więc nie jest to taka przepaść. Owszem na pewno tempo jest szybsze, ale nasze drużyny z czasem by się do tego przystosowały, dlatego zobaczmy co powiedzą nam przedstawiciele ich klubów.
Czy władze ligi patrzą klubom na ręce?
- Do końca lipca kluby mają czas by uregulować zaległości płacowe. Wszystkie sprawy finansowe muszą być do tego czasu zamknięte. Sezon kończy się w kwietniu i mają jeszcze trzy miesiące, by te wszystkie sprawy poregulować, jeśli ktoś nie dopełni tego, to nie dostanie licencji i zostaje wyrzucony ze struktur związku.
Ile polskich klubów mogłoby zagrać w takiej wspólnej lidze?
- Jeśli chodzi o ilość naszych zespołów, to tutaj sprawa jest otwarta. Wszystko zależy od decyzji słowackiej spółki, która musi oszacować wartość sportową tej ligi. Na pewno będą się też przyglądać naszej lidze, zresztą zaprosiliśmy ich na nasze mecze. Powiedzieli, że oprócz sprawy marketingowo-organizacyjnej jest też sprawa sportowa. Oni przecież też mają trzy drużyny bardzo dobre, cztery średnie i trzy bardzo słabe. Największy problemem mają teraz z Martinem, który jest w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Z kolei beniaminek Pieszczany, nad którym długo debatowali, bo wszedł do ligi za Slovana Bratysława, udowodnił, że jest świetnie zarządzanym klubem. Tak może być też z naszymi drużynami.
Czy rozmawialiście o sprawach sędziowskich?
- Poruszyliśmy temat wynajmowania sędziów do naszej ligi. Przekazali nam, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Tam jest całkiem inaczej niż u nas, tam związek płaci sędziom, a nie kluby tak jak u nas. Za te pieniądze można przecież zatrudnić jakiegoś dobrego zawodnika.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze