Kto jeszcze wyjdzie z niszy?
Ostatni tydzień pokazał, że do wejścia na czołówki serwisów sportowych w Polsce dyscyplinie dotąd zupełnie marginalnej naprawdę nie trzeba wiele. Niestety dla hokeja to nadal zbyt dużo.
Gdyby ktoś interesujący się sportem wyjechał z Polski pod koniec czerwca odcinając się od internetu, to po powrocie do kraju w ubiegłym tygodniu mógł odnieść wrażenie, że wiele się zmieniło. Nie, spokojnie - snooker jeszcze nie stał się dyscypliną narodową Polaków, choć otwierając ostatnio największe krajowe portale internetowe można było odnieść takie wrażenie.
Każdy, kto interesuje się sposobem działania mediów świetnie zdaje sobie sprawę, że to nie istotność, a niezwykłość wydarzenia lepiej "robi" newsa. W niuanse nikt nie będzie się wdawał, kiedy 15-letni Polak wygrywa z mistrzem świata i w kilka godzin bije dwóch graczy światowej klasy. Wystartowało tradycyjne pompowanie balona. Relacje na żywo z każdego trącenia bili, tytuły krzyczące o "geniuszu z Polski" i poszukiwania ekspertów śledzących dyscyplinę na bieżąco, którzy wytłumaczą, kto jest Brazylią snookera, a kto jego Alexem Fergusonem.
Tak działa ta machina, zwłaszcza w internecie, gdzie o być i mieć decyduje liczba odsłon. Pompowanie balona zadziałało, bo przez tych kilka lipcowych dni dla nikogo z nas nie było wstydem przyznać się, że "snookerem interesuję się od niedawna, ale...". Zawsze byłem pod wrażeniem sposobu, w jaki przekonano nas, że ktokolwiek poza Polską na poważnie interesuje się skokami narciarskimi, siatkówką, czy żużlem (co w niczym nie zmniejsza szacunku należnego mistrzom tych dyscyplin). Teraz przez chwilę kolejnym ulubionym sportem Polaków wydawała się dyscyplina, w którą z małymi wyjątkami dobrze grają tylko Brytyjczycy, a i w wyspiarskich mediach zajmuje ona niewiele miejsca.
Co to wszystko ma wspólnego z hokejem? Tak się składa, że wszyscy kibicujemy najpopularniejszej halowej dyscyplinie w Europie. 20 najchętniej oglądanych drużyn na Starym Kontynencie w ostatnim sezonie zasadniczym zobaczyło łącznie prawie 5 milionów widzów. Tyle że poza nami nikt w naszym kraju o tym nie wie. Kiedy Finlandia zdobyła mistrzostwo świata, w cieszącym się najwyższą oglądalnością programie najpopularniejszej polskiej stacji informacyjnej prowadzący z trudem wyliczali kraje, w których hokej jest popularny, by dojść do sztampowego wniosku o niszowości dyscypliny. Przed Finami reprezentantami hokeja w tym samym programie byli trenerzy Jančuška i Obłój oraz odrapana ściana za ich plecami na konferencji prasowej w Gdańsku.
Tak właśnie przeciętnemu Polakowi kojarzy się hokej. Folklor. A do tego skoro nie jest popularny w Polsce, to znaczy, że jest dyscypliną niszową. Z kolei marginalne w skali świata dyscypliny zyskały sobie u nas dużą popularność. Przypadek snookera raz jeszcze pokazuje, jak niewiele trzeba, by choć na chwilę ściągnąć uwagę największych mediów. Niewiele i wiele jednocześnie. Wszystkie mniej i bardziej niszowe na świecie, a lubiane w Polsce dyscypliny łączy bowiem to, że Polacy w nich wygrywają.
Kiedy w 2006 roku przed Igrzyskami Olimpijskimi w Turynie CBOS zapytał Polaków o ich ulubione sporty zimowe aż 36 % odpowiedziało hokej na lodzie, co dawało wówczas trzecie miejsce za skokami narciarskimi i łyżwiarstwem figurowym. Cztery lata później, przy okazji IO w Vancouver naszą ulubioną dyscyplinę wybrało już tylko 17 % ankietowanych, bo choć wciąż można było głosować na więcej niż jedną, to wzrosły notowania narciarstwa biegowego i biathlonu. Nie trzeba wyjaśniać dlaczego.
Są różne opinie na temat tego, co w największym stopniu wpływa na popularność dyscypliny. Jedni twierdzą, że trzeba mieć choć jedną gwiazdę, inni że potrzebne są sukcesy reprezentacji. Pierwsza teza jest podejrzana, jeśli przypomnimy sobie zasadniczo podobne do dzisiejszych złe czasy hokeja w latach kariery Mariusza Czerkawskiego, czy gdy spojrzymy na sytuację koszykówki, która w ostatnim 15-leciu dwa razy popisowo zmarnowała swoje pięć minut. Ale to dziś w sumie nie ma większego znaczenia, bo hokejowi w Polsce brakuje i jednego i drugiego.
Może o snookerze mówiło się w ostatnich dniach znacznie więcej niż o hokeju, bo taka jest specyfika dzisiejszych mediów. Może dlatego, że jest połowa lipca. Ale przecież nie do takich rzeczy już się przyzwyczajaliśmy.
Komentarze