Wyciągnęli wnioski (WIDEO)
Hokeiści GKS-u Tychy w ciągu 24 godzin przeszli metamorfozę. Podopieczni Krzysztofa Majkowskiego pokonali na własnym lodzie Comarch Cracovię 4:2, a co za tym idzie wyrównali stan półfinałowej rywalizacji.
Nie raz i nie dwa pisaliśmy, że każdy mecz fazy play-off jest jak nowy rozdział książki. To kolejna historia, na którą wpływ ma wiele czynników. Dziś tyszanie zaprezentowali inne oblicze niż wczoraj. Byli agresywniejsi i kreowali więcej okazji, ale w trzeciej odsłonie nie uniknęli błędów.
Tajemnicą szatni pozostaje to, co swojemu zespołowi powiedział trener Krzysztof Majkowski. Choć na słowach się nie skończyło, bo szkoleniowiec mistrzów Polski zdecydował się też na kilka korekt w składzie. Na trybunach znaleźli się Peter Novajovský i Radosław Galant, a w zestawieniu meczowym: Brycen Martin (wystąpił w parze z Jasonem Seedem) oraz Jakub Witecki (zagrał w ataku z Szymonem Marcem i Jarosławem Rzeszutką). Z kolei trener Rudolf Roháček dokonał korekty tylko pozycji drugiego bramkarza: Jacka Szczepanika zastąpił Łukasz Hebda.
– Dziś zabraliśmy z szatni to, o czym wczoraj zapomnieliśmy. Mam tu na myśli część mężczyzny, czyli „big cojones” – zaznaczył Majkowski.
Imponujący początek
Tyszanie na prowadzenie wyszli już po 202 sekundach gry. Christian Mroczkowski objechał bramkę, a następnie dograł do ustawionego w korytarzu międzybulikowym Alexandra Szczechury. 30-letni skrzydłowy długo się nie zastanawiał i oddał strzał, a guma zatrzepotała w siatce.
„Pasy” chciały szybko odrobić straty, ale Ondřej Raszka w dobrym stylu obronił uderzenia Luke’a Ferrary, Taaviego Tiali i Villego Saukko.
W 13. minucie na 2:0 podwyższył Filip Komorski, który zaskoczył Dienisa Pieriewozczikowa uderzeniem z nadgarstka. Gospodarze poszli za ciosem i 36 sekund później zdobyli trzeciego gola. Na listę strzelców wpisał się Christian Mroczkowski.
Tyszanie mieli ogromny komfort gry. Dobrze się bronili, ale trzeba przyznać, że mieli też wsparcie w osobie swojego golkipera. Ondřej Raszka radził sobie dziś wyśmienicie i w kilku sytuacjach był jak ściana.
– Po tym słabszym początku, udało nam się wyraźnie rozkręcić. Dochodziliśmy do swoich szans, ale brakowało skuteczności – powiedział Jakub Šaur, defensor „Pasów”.
Dwa ciosy krakowian
Nadzieje Cracovii odżyły na początku trzeciej odsłony. Podopieczni Rudolfa Roháčka w ciągu 60 sekund zdobyli dwa gole i złapali kontakt z rywalem. Najpierw po lodzie huknął Luke Ferrara, a później uderzenie z linii niebieskiej Maksima Ignatowicza do bramki przekierował Jewgienij Sołowjow.
Tymczasem trójkolorowi sami komplikowali sobie sytuację. Chwilę później za uderzenie Damiana Kapicy do szatni odesłany został Jean Dupuy i „Pasy” przez pięć minut mogły grać w przewadze. Nie wykorzystały tej sytuacji, a na dodatek złapały wykluczenie.
Na 81 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry Rudolf Roháček postawił wszystko na jedną kartę i zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza. Ta zagrywka nie przyniosła zamierzonego efektu. Do gumy dopadł Filip Komorski i umieścił ją w pustej bramce.
– Zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Choć w trzeciej tercji, po dwóch mocnych ciosach, upadliśmy na kolana, ale potrafiliśmy z nich powstać. To jest najważniejsze – zaznaczył „Komora”, który zdobył dziś swojego 150. gola w ekstralidze.– Doczekałem się w końcu, ale trochę to mi ciążyło.
GKS Tychy – Comarch Cracovia 4:2 (3:0, 0:0, 1:2)
Sędziowali:
Minuty karne:
Strzały:
Widzów:
Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw):
Kolejny mecz:
GKS Tychy:
Cracovia:
Komentarze