Okiem Kojota: Najwyższa pora, by Owieczkin przeprosił kibiców
W ciągu kilkunastu lat swojej kariery, Aleks Owieczkin, z jednego z najbardziej podziwianych zawodników na świecie stał się jednym z najbardziej nielubianych. To drugie nie było, przynajmniej jak dotąd, wywołane kwestiami sportowymi. Jednak wszystko zmieniło się dla mnie z końcem obecnej kampanii w wykonaniu Washington Capitals. Przyszedłem na tę serię z nadzieją na walkę i drapanie lodu paznokciami po tym jak Rangers zapragnęli Pucharu, a Capitals jakimś cudem wywalczyli sobie miejsce w tej fazie sprawiając wrażenie mocno zmęczonej, starej machiny. Przyszła pora jednak, by Owieczkin przeprosił kibiców i własną drużynę. Jego „wyczyny” były obrzydliwe, a obserwowanie go można śmiało nazwać stratą czasu.
Od miłości do nienawiści
„Ovi” nie wzbudzał z reguły skrajnych emocji. Wzbudzał podziw i szacunek niemal każdego kibica i adepta hokejowego rzemiosła. Wszedł do ligi jako ten „zły” z dwójki Owieczkin-Crosby, a ich rywalizacja przypominała walkę Boga z Szatanem albo Godzilli z czymkolwiek, z czym ona tam walczyła. Wypachniony, uczesany i zawsze uśmiechnięty Sidney Crosby, kapitan Penguins, miał swojego „złego brata bliźniaka”, czyli brzydkiego, ponurego Owieczkina z mrocznego kraju na Wschodzie. Crosby wcale nie był miażdżąco bardziej lubiany. Piekielnie silny, zdeterminowany i ambitny Rosjanin w oczach wielu miał dużo więcej atutów niż Disneyowski wręcz „Sid the Kid”.
Największe wyczyny punktowe Rosjanina to historia sprzed ponad dekady (ponad 100 punktów co sezon), jednak talent pozostawał. Jego strzał z okolic bulika, snajperskie uderzenie z klepy, którego każdy się spodziewał, ale nikt nie potrafił obronić. W pewnym momencie, gdy któremukolwiek bramkarzowi udało złapać się tą torpedę, taki jegomość mógł uznać się za mistrza. Gdy Carey Price złapał jedną z takich hokejowych bomb, Owieczkin w geście uznania przybił piątkę rywalowi, co zwykle się nie zdarzało. Silny, masywny, często twardo grający Aleksandr do dziś kojarzy się ze swoim słynnym cytatem po bolesnym uderzeniu o bandę, „rosyjska maszyna nigdy się nie psuje”.
Otóż maszyna ta nie tylko zdaje się być zepsuta, ale wręcz przypomina wypierdzianą Ładę, którą łatwiej podpalić niż odpalić.
Bezczelność niczym nieuzasadniona
Artykuł ten nie będzie ani trochę polityczny, więc zepchnijmy szybko na boczny tor ten wątek. W skrócie - Owieczkin ma zdjęcie z przywódcą swojego kraju i deklarował poparcie mimo wiadomych kroków owego lidera. Dostał za to po łapach od zachodnich mediów i nigdy więcej nie odpowiadał na pytania z tą tematyką związane. Koniec.
Co do hokeja, to właśnie o sportową bezczelność się tutaj rozchodzi. „Stołeczni” wdarli się do play-off, gdzie miejsca dla nich zdawało się nie być. Wykolegowali w ten sposób chociażby Devils, Penguins czy Flyers. Kapitan wydawał się ekstatycznie ucieszony, gdy okazało się, że jeszcze co najmniej ten jeden raz zagra o Puchar Stanleya. Wielu kibicom przypomniał się ten „Ovi”, który po zdobyciu najwyższego trofeum w 2018 roku przez tydzień z radości nie trzeźwiał, kąpiąc się między innymi w miejskich fontannach i imprezując z kolegami do białego rana. Obecnie jednak bardziej przypomina on człowieka na kacu po takim rauszu, niż zawodnika głodnego kolejnych sukcesów.
Lista osiągnięć rosyjskiego turbo-snajpera jest iście imponująca. Szereg złotych i srebrnych medali, liczne występy na Meczach Gwiazd, z których potem już rezygnował by nie tracić energii. Puchar Stanleya, tytuły MVP sezonu w NHL i wiele, wiele innych. Ma na koncie także inne chwalebne czyny, dla wielu być może dużo ważniejsze od osiągnięć sportowych. Jedna z fanek Capitals i zawodnika, dziewczynka z zespołem Downa przyszła na trening, by zaprosić ulubionego zawodnika na… randkę. Gwiazdor przyjął zaproszenie, podjechał pod dom dziewczynki limuzyną, zabrał do restauracji, a nazajutrz zaprosił na trening, pokazał klub Capitals od zaplecza i zafundował dziecku niezapomniane wrażenia. To wszystko jednak już było. Dziś to niedostępny, skostniały, a przede wszystkim, arogancko niezainteresowany hokejem starszy pan.
Jemu się po prostu nie chce
Owieczkin nie zdobył podczas tegorocznych play-off ani jednego punktu. Cholera wie czy oddał jakiekolwiek strzały. W meczu numer trzy chyba nawet raz się zamachnął, ale w krążek uderzył tak, że pewnie nawet on sam zaśmiał się z tego w duchu. Przez większość spotkań kapitan, podkreślam KAPITAN, siedział cicho na ławce prawie się nie odzywając. Całkowicie niezainteresowany losami spotkania wydawał się żyć i grać, a w zasadzie stać, tylko dla siebie.
Moment, w którym autentycznie wkurzył mnie i wielu innych kibiców dobrego hokeja nastąpił, gdy nawet komentatorzy zwrócili uwagę, że w momencie wprowadzenia przez Waszyngton krążka do tercji rywala, Aleks zatrzymał się… w tercji neutralnej i nie był zainteresowany włączeniem się do ataku. Skonfundowani obrońcy nie mieli pojęcia, jak się zachować. Nie mieli pojęcia czy cofnąć się za napastnika, bo ten czeka na moment, by włączyć się do akcji czy przypuścić atak bo być może „Ovi” chciał cofnąć się od obrony? Obie odpowiedzi były przeczące. Z uniesionym kijem, bez cienia zaangażowania, Owieczkin stał sobie z daleka od strefy akcji i patrzył jak jego koledzy wypruwają sobie żyły.
37-letni już T.J. Oshie dwoił się i troił na lodzie, choć jego dni chwały są już daleko za nim. Charlie Lindgren nie załamywał się mimo, że w pewnym momencie seria przypominała „Picipolo na jedną bramkę”, a jego oponent w bramce Rangers, Igor Szestiorkin, mógłby z powodzeniem wyskoczyć na piwo między jedną a drugą koniecznością interwencji. Co więcej, Charliemu bramkę strzelił jego brat, co jak podkreślał golkiper, od zawsze było jego koszmarem i potencjalnie życiową torturą. Van Riemsdyk, Johannsen czy Lapierre również dawali z siebie, ile mogli. Wszystkie swoje atuty próbował wykorzystać Tom Wilson, łącznie z próbą przysporzenia nieco show i zachęcania Matta Rempego do bójki.
Wszystko to blakło za każdym razem, gdy Owieczkin dzielnie nic nie robił, albo powolnie, spokojnie zjeżdżał sobie na zmianę, gdy konieczne było szybkie wprowadzenie zmiennika na lodowisko. Przedstawienie absolutnie obraźliwe dla kibiców dobrego hokeja i wręcz bluźniercze dla kibiców talentu Aleksandra i Washington Capitals.
„Daj spokój, przecież on jest….”
…już stary? Ma 38 lat. Owszem, dla większości hokeistów to czas na kapciuszki, badania prostaty i leczenie kręgosłupa po latach kariery. Owieczkin jednak jest zbudowany jak wóz pancerny i nigdy nie borykał się z bardziej uciążliwymi urazami. Rzeczywiście, siwe włosy i braki w uzębieniu sprawiają, że można, by go wsadzić do pojazdu marki „Żuk” i kazać krzyczeć „kartofle”, ale Owieczkin nigdy nie uchodził za modela. Nie jest to zatem żaden argument. Jest silny, jest zdrowy i piekielnie utalentowany. Po prostu już mu się nie chce.
Odpowiadając na pytanie, czy pobije rekord Gretzky'ego w ilości strzelonych bramek? Chciałbym, bo męczące jest podniecanie się rekordami wiecznie tego samego typa trzecią dekadę. Podobno jednak zawodnik ogłosił, że po wygaśnięciu obecnej umowy, w wieku 40 lat zakończy karierę i nie będzie bawił się w bicie rekordu na siłę. Zważywszy, że przez połowę sezonu praktycznie nie punktował, by w drugiej połowie strzelić 20 bramek, trudno orzec czy ma szansę strzelić jeszcze 39 goli. Ja trzymam się tezy, że pobije „The Great One” i od razu proszę domorosłych geopolityków i speców od relacji z państwami wschodnimi odpuszczenie sobie swoich cennych uwag. Kierujcie je do generałów i polityków, bo być może odmienicie losy ziemi, tej ziemi. Ja nie mam po tym pojęcia i mieć pojęcia nie zamierzam.
…utytułowany? Jest. Faktycznie, nie ma już niczego w hokeju na kuli ziemskiej, co mogłoby być dla niego jeszcze ekscytujące. Chociaż, dla większości talentów jego pokroju najlepszą zdobyczą po zdobyciu pucharu było zdobycie kolejnego pucharu. Gretzky mówił w swojej książce, że nikt nie pragnie najwyższego trofeum w hokeju bardziej niż bohater artykułu. No więc zdobył go. I to tyle.
Dodam jeszcze, że jego hokejowa osobowość mnie odstręcza. Pewna pani trener kilka lat temu mówiła mi, że podziwia sposób, w jaki Owieczkin dorósł, jak z egoistycznego samolubnego snajpera stał się liderem drużyny, którą w końcu poprowadził na szczyt. Teraz mam wrażenie, że wykupił sobie jakiś kurs „jak udawać kolegę”, zdobył co chciał i od tamtej pory powrócił do myślenia tylko o sobie. Jego wysokie ego nigdy nie było tajemnicą, na pytanie o najlepszego napastnika czy obrońcę, on zawsze odpowiadał „Aleksandr Owieczkin”. Nie zmienia to faktu, że dałem się nabrać na jego metamorfozę przed kilkoma laty. Teraz jego podejście budzi mój autentyczny niesmak.
…w miejscu, którego ja nie zrozumiem? Z całą pewnością. Nigdy nie byłem jednym z najlepszych na świecie w czymkolwiek a jego zarobków zapewne nigdy nie zobaczę na oczy. Tyle, że zawsze podziwiałem sportowców, którym się chciało, a kiedy przestawało im się chcieć, to kończyli kariery. Męczenie się ze sobą, i innych sobą przy okazji nie wygląda mi na etos prawdziwego sportowca, a już na pewno nie hokeisty, o kapitanie drużyny hokejowej nie wspominając.
Rangers rozjechali Capitals w czterech meczach, a Aleksandr Owieczkin miał to głęboko gdzieś. Tak zapamiętam pierwszą rundę tych zmagań.
Komentarze
Lista komentarzy
narut
emeryt bez ambicji? myślę, że nie do końca - myślę tutaj, że jego marzeniem jest wystąpienie na IO i sięgnięcie po złoto, złoto wywalczone na turnieju na którym wystąpią najlepsi z najlepszych na całym globie.. ale z taka grą jaką prezentuje obecnie (i oczywiście pod warunkiem dopuszczenia Federacji) nich nawet nie liczy na powołanie.. ale jakby dostrzegł taka perspektywę, taką szansę to sądzę, że i jego ligowe osiągi i postawa znacznie by się poprawiły... tak czy inaczej Waszyngton do przebudowy...
Paskal79
Często oglądam rano skróty i w tym ostatnim meczu ,chyba ani razu Owieczkin nie był pokazany przy krążku i sytuacji bramkowej,on już od,idzie w dół,ale skoro zostało mu 39 goli do Legendy to ma szansę to zrobić.
mario.kornik1971
żeby na Owieczkina taki tekst! Co chcesz osiągnąć? Jesteś daremny.
Luque
Alex jesteś wielki i nikt tego nie zmieni ;)
Luque
Marzyłbym żeby Alan Łyszczarczyk albo obecnie Krzysztof Maciaś zrobili karierę w NHL... ale póki co chyba nie ma na to szans :((
unista55
79 meczów, 65 punktów (31G, 34A). Pisanie, że komuś się nie chce mając 38 (!!) lat i mając tyle punktów w najlepszej hokejowej lidze na świecie, jest mocno niesprawiedliwe i przesadzone.
PanFan1
Trochę chyba faktycznie zbyt ostro pojechałeś z Ovim Kojot, każdy ma swoje jaśniejsze i ciemniejsze strony charakteru, a Ovi to wciąż reprezentant starej dobrej, a przede wszystkim widowiskowej szkoły hokeja. Bywały takie mecze w przeszłości, które delikatnie mówiąc wirtuozerią techniki nie traciły, ale nadrabiały fizycznością posuniętą czasem nawet do granic brutalności i to się podobało i na to się chodziło, bo mecze nigdy nie były nudne. Tak masz rację Ovi miał bardzo średni obecny sezon, ale i tak lepszy od wielu młodych o których pisało się przed sezonem z pompą. A poza tym przyznaj się lepiej uczciwie, że postawiłeś sporszą sumkę na Capsów, bo Ci coś podpowiadało że mogą być oni czarnym koniem na wschodzie, a Rangers wystrzelali się w zasadniczym 😉 Twoje felietony czytam chętnie, niech mi będzie wolno delikatnie zasugerować Ci czasem odrobinę więcej pokory.