Rickard Rakell dla Hokej.Net: Interesuje nas tylko potwierdzenie po raz kolejny, że jesteśmy najlepszą drużyną świata
Szwedzi rozgromili w meczu półfinałowym reprezentację USA 6:0 stając przed szansą obrony tytułu mistrzów świata. Po meczu rozmawialiśmy z napastnikiem „Trzech Koron” Rickardem Rakellem, na co dzień zawodnikiem Anaheim Ducks.
HOKEJ.NET: W pierwszej tercji Amerykanie zdominowali was, oddając dwa razy więcej strzałów, a pomimo tego udało wam się zachować korzystny wynik.
- W tej sytuacji najważniejsze było to jak zaprezentował się nasz bramkarz, który zagrał bardzo dobry mecz. Nieco inaczej wyglądało to już w drugiej tercji, kiedy udało nam się w krótkim odstępie czasu zdobyć trzy gole, dzięki czemu po 30 minutach było już 4:0 i wydaje mi się, że pomimo tej przewagi przeciwników w liczbie oddanych strzałów, to my kontrolowaliśmy grę i nadawaliśmy ton wydarzeniom na tafli.
- Co w takim razie było kluczem do wygrania meczu w sytuacji gdy to przeciwnik tak znacząco przeważał w liczbie oddanych strzałów i nękał waszą defensywę raz po raz swoimi uderzeniami?
- Na pewno zadecydowała nasza zaciętość, konsekwencja i nieustępliwość. Mieliśmy cztery równe formacje ataku, sześciu bardzo dobrze grających obrońców i bramkarza, który wykonał niesamowitą pracę. Wszystkie formacje wypełniły swoje obowiązki, a zatem można powiedzieć, że równa postawa całego zespołu miała kluczowe znaczenie.
- Nie można pominąć także tego, że hala wypełniona była kibicami waszej reprezentacji. Czy odczuwaliście to wsparcie płynące z trybun?
- Oczywiście, naprawdę przez cały czas trwania mistrzostw czujemy się tak jakby odbywały się one u nas w Szwecji. Fani są niesamowici, a ich wsparcie nieocenione. Myślę, że swoje znaczenie ma też fakt, iż wygraliśmy rozgrywki grupowe, co pozwoliło nam pozostać w Kopenhadze i rozgrywać wszystkie mecze turnieju w tym samym miejscu. Jesteśmy w gazie, teraz pozostał nam już tylko jeden mecz, do którego musimy podejść bez żadnych obciążeń i po prostu rozstrzygnąć go na swoją rzecz.
Post udostępniony przez HokejNet (@hokejnet) Maj 20, 2018 o 1:15 PDT
- Jesteś w tej grupie zawodników, która nie ma na swoim koncie tytułu mistrza świata. Czy w takim razie obecność tutaj jest dla ciebie czymś szczególnym?
- W ubiegłym roku w czasie trwania mistrzostw byłem zaangażowany z moją klubową drużyną w finale konferencji zachodniej w walce o awans do decydującej batalii o Puchar Stanleya i fakycznie nie mogłem wspomóc reprezentacji narodowej. Wszyscy przyjechaliśmy tutaj wygrać. Tak naprawdę zajęcię jakiegokolwiek innego miejsca niż pierwsze nie będzie poczytane przez kogokolwiek z nas jako wykonanie zadania. Interesuje nas tylko potwierdzenie po raz kolejny, że jesteśmy najlepszą drużyną na świecie.
- Czy da się odczuć jakąś różnicę w podejściu do tego turnieju pomiędzy tą grupą zawodników, która zasmakowała już ubiegłorocznego triumfu w światowym czempionacie, a tymi, którzy tak jak ty nie mają tego jeszcze na swoim koncie?
- Nie, absolutnie nie. Przyjechaliśmy tutaj wygrać i to jest nadrzędnym celem dla każdego z nas. Zapewniam, że każdy członek tej reprezentacji jest maksymalnie skupiony na wykonaniu tego zadania i tylko to się liczy w tym czasie.
- W takim razie jesteście już bardzo blisko zrealizowania swojego celu…
- Tak, został nam jeszcze tylko jeden mecz, który po prostu musimy wygrać i tyle. Jestem dobrej myśli przed jutrzejszym decydującym pojedynkiem, myślę, że wszystko pójdzie po naszej myśli.
W Kopenhadze rozmawiali Robert Zieliński i Sebastian Królicki.
Komentarze