Amerykanki mistrzyniami świata
Reprezentantki Stanów Zjednoczonych sięgnęły wczoraj po trzeci z rzędu złoty medal mistrzostw świata. W finale Amerykanki pokonały swojego największego rywala - Kanadyjki, gospodynie turnieju.
Wczorajszy pojedynek na szczycie przyniósł wiele emocji. Na pierwszą i jedyną bramkę kibice zgromadzeni w arenie Sandman Centre w kanadyjskim Kamloops musieli czekać aż 73 minuty. Autorką decydującego trafienia była Alex Carpenter, która na co dzień reprezentuje barwy Boston College.
Hokeistki ze Stanów Zjednoczonych aż dwukrotnie w dogrywce musiały radzić sobie w trójkę. Okresy w osłabieniu udało im się jednak przetrwać, w 71 minucie do boksu kar zjechała defensorka „Kraju Klonowego Liścia” i teraz to Amerykanki miały szansę na ustrzelenie gola w przewadze liczebnej. Złota bramka padła jednak tuż po zakończeniu kary Halli Krzyzaniak. Carpenter wykorzystała zamieszanie pod bramką rywalek i zdołała przepchnąć krążek za linię bramkową.
- Jestem dumny z naszych zawodniczek - mówił na pomeczowej konferencji trener reprezentacji Stanów Zjednoczonych, Ken Klee. - Graliśmy mocno od początku do samego końca.
Były to siedemnaste mistrzostwa świata kobiet w historii, za każdym razem w finale turnieju spotykały się te dwie drużyny. Więcej triumfów, bo aż dziesięć mają na swoim koncie Kanadyjki. Jednak w ostatnich latach to reprezentantki USA były górą, wygrały siedem z ostatnich dziewięciu starć.
- To frustrujące - stwierdziła w szatni Emerance Maschmeyer, reprezentantka Kanady, którą wybrano najlepszą bramkarką tegorocznego turnieju. - Grałyśmy bardzo dobrze i należało nam się to zwycięstwo, ale to one miały więcej szczęścia.
Kanada – USA 0:1 (0:0, 0:0, 0:0, 0:1)
0:1 Carpenter – Lamoureux-Davidson, Bozek 72:30
Minuty kar: 6-12
Strzały na bramkę: 32-34
Widzów: 5,850
Miejsce na podium wywalczyły także Rosjanki, nasze sąsiadki pokonały Finki po serii rzutów karnych. To trzeci w historii brązowy medal dla Sbornej. Miejsce w elicie straciły Japonki.
Przyszłoroczny turniej odbędzie się w Plymouth w stanie Michigan.
Komentarze