MŚ I A: Z piekła do nieba. Madziarzy lepsi od Ukrainy
Reprezentacja Węgier pokonała Ukrainę 4:2 i w już sobotę może awansować do elity. – To był naprawdę ciężki mecz. Jestem zadowolony, że nasza ciężka praca została wynagrodzona – powiedział po końcowej syrenie István Sofron, który położył pieczęć na zwycięstwie Madziarów.
Pierwsza tercja zakończyła się bezbramkowym remisem, ale przewaga Węgrów była miażdżąca. Przez pierwsze dziesięć minut spotkania praktycznie nie opuszczali oni tercji obronnej gospodarzy. Niestety nie zdołali wykorzystać wypracowanych sytuacji. W kolejnych minutach do głosu zaczęli dochodzić zawodnicy z Ukrainy. Jednak i ci w dniu dzisiejszym byli na bakier ze skutecznością.
W 25. minucie wynik spotkania otworzył Roman Błahy, który wykorzystał podanie od Andrija Michnowa. Kolejne minuty upłynęły pod znakiem ciągłych ataków obu ekip, ale świetnie między słupkami spisywali się bramkarze obu ekip.
Szansę na zmianę wyniku zmarnował w 30. minucie Andrew Sarauer, po którego strzale krążek zatrzymał się na słupku. Co nie udało się Węgrom zrobili Ukraińcy i już dwie minuty później prowadzili 2:0 po strzale Artema Hnidenki. Fatalnie w tej sytuacji zachował się obrońca Madziarów, który wyprowadzając krążek z własnej tercji nagrał go prosto na kij Romana Błahego, od którego podania rozpoczęła się ta akcja.
Kontaktowe trafienie w tej odsłonie zdobyli Węgrzy. Strzał Balazsa Göza, co prawda obronił Zacharczenko, jednak przy dobitce Andrew Sarauera nie miał najmniejszych szans.
Losy spotkania rozstrzygnęły się w trzeciej tercji, którą zdecydowanie lepiej rozpoczęli Węgrzy. Mimo, iż na ich kolejne trafienie kibice zgromadzeni w krakowskiej Tauron Arenie, musieli czekać do 52. minuty, ale trzeba zaznaczyć, że ta bramka od dłuższego czasu wisiała w powietrzu.
Gdy na ławce kar przebywał Jurij Nawarenko, Węgrzy doprowadzili do wyrównania, a już pięć minut później mogli cieszyć się z objętego po raz pierwszy w dzisiejszym spotkaniu prowadzenia. Do uznania trafienia Andrew Sarauera sędzia potrzebował analizy wideo.
Gwóźdź do trumny ukraińskiej reprezentacji w 58. minucie wbił István Sofron, zdobywając trafienie w liczebnym osłabieniu.
Na 37 sekund przed końcem spotkania trener Ukrainy Ołeksandr Hodyniuk zdecydował się zdjąć bramkarza i wprowadzić do gry dodatkowego napastnika, jednak ten zabieg nie przyniósł oczekiwanych rezultatów i jego podopieczni po raz trzeci w tych mistrzostwach zjeżdżali z lodu jako pokonani.
– Zaczęliśmy bardzo dobrze, w pierwszej tercji mieliśmy zdecydowanie więcej szans na zdobycie bramki, ale z tym właśnie mieliśmy największy problem. W drugiej tercji przegrywaliśmy już dwoma bramkami, na szczęście udało nam się doprowadzić do wyrównania a w końcówce strzelić decydującą bramkę – podsumował István Sofron.
Ukraina – Węgry 2:4 (0:0, 2:1, 0:3)
1:0 – Błahy – Michnow, Kuhut (24:36, 5/4),
2:0 – Hnidenko – Michnow, Błahy (34:19),
2:1 – Sarauer – Gőz, Banham (36:44),
2:2 – Kóger – Sarauer, J. Hári (51:26, 5/4),
2:3 – Sarauer – Kóger, Sofron (56:05),
2:4 – Sofron – Kiss (57:15, 4/5).
Sędziowali: Marcus Linde (Szwecja), Viki Trilar (Słowenia) – Rene Jensen (Dania), Wojciech Moszczyński (Polska).
Minuty karne: 6-8.
Widzów: 3774.
Ukraina: Zacharczenko – Kohut, Pobiedonoscew; Michnow, Hnidenko, Błahy (4) – Nawarenko (2), Ałeksiuk; Zacharow, Lalka, Bondarew – Ładyhin, Skrypeć; Nimenko, Hawryk, Kuźmik - Riabenko; Zabłudowski, Donika, Petranhowksy.
Trener: Aleksander Hodyniuk.
Węgry: Bálizs – Szirányi, Metcalfe; Sarauer, Kóger, Sofron (2) – Göz, M. Vas; Sebök; Banham (2), Hári (2) – Orbán, Pozsgai; Kovács, Erdély, J. Vas – Kiss (2); Benk, Nagy, Magosi oraz Vincze.
Trener: Rich Chernomaz
Komentarze