Mikołaj zostawił worek z bramkami: GKS Tychy - KS Toruń 13:1
W świątecznej atmosferze toczył się, było nie było, ćwierćfinał Pucharu Polski. Kibice już wcześniej zorientowali się, jaką renomą cieszą się te rozgrywki, więc zjawili się niezbyt licznie. Formalności stało się zadość i podobnie jak w pierwszym spotkaniu wysoko wygrali obrońcy trofeum.
Od samego początku drużyna gości wyglądała na pogodzoną z losem, mimo że w swej krótkiej historii, nie przywykła do takiego lania, jak burza przechodząc przez rozgrywki pierwszoligowe. W dwóch pojedynkach ekstraligowa drużyna z Tychów zaaplikowała torunianom 23 bramki, czyli niewiele mniej, niż KS Toruń stracił od września.
Przyjezdni dość szybko grali 5 na 3, ale poważnie nie zagrozili Jakubowskiemu. Za to wypoczęty Majkowski wracając do gry, pognał w kontrze z Pacigą i strzałem w okienko otworzył mikołajowy worek.
Po kilku minutach Paciga oszukał obrońcę i bez kłopotu wygrał z Witkowskim.
W 13 minucie na pustą, po podaniu Garbocza, nie trafił Woźnica, ale ambitnie naprawił pomyłkę i po wyjeździe zza bramki założył bramkarzowi siatkę.
Na 4:0 podwyższył ponownie Paciga wykorzystując precyzyjne dogranie Gonery zza pleców golkipera gości.
Ostatni gol padł gdy Galant obsłużył najeżdżającego na bramkę Csoricha, a ten sprytnym strzałem oszukał toruńską ostatnią instancję.
Goście grali bardzo statycznie, łatwo dawali odbierać sobie krążki, a w obronie nie nadążali za akcjami. Swoje szanse jednak mieli, głównie w skutek dekoncentracji ekstraligowców. Po 3 bramce Chylińskiemu udało się uciec, ale zbyt długo zwlekał z uderzeniem i strzał z ostrego kąta nie sprawił już Jakubowskiemu problemu.
W ostatniej minucie jeszcze Porębski uderzał z niebieskiej, a Wiśniewski z połowy, choć to drugie akurat świadczy o zupełnej bezradności Stalowych Pierników.
Tyszanie zapomnieli o tym, że zbliżają się święta i nie mieli dla przeciwnika litości, w kolejnej tercji, punktując torunian niemiłosiernie raz za razem.
W 22 minucie Bagiński zaskoczył Witkowskiego, a później Woźnica wykorzystał podanie Šimíčka, gdy tyszanie zmienili sposób rozgrywania zamka i zrezygnowali z szybkich uderzeń z dystansu.
Zupełny chaos u rywala doskonale obrazuje sytuacja, po której padła siódma bramka. Kotlorz, z iście królewską asystą, wjechał z gumą w tercję ataku i nie było nikogo, kto przeszkodziłby w precyzyjnym dograniu do Galanta.
Po tym trafieniu błąd popełnili obrońcy GKS-u i i dobitka Połącarzawpadła do siatki.
Goście nie cieszyli się z bramki zbyt długo, bo Gurazda uderzył w bezpański krążek, a ten wylądował za plecami Witkowskiego.
Mogli za to jeszcze raz pokonać miejscowego golkipera, ale Adamovičs, do którego krążek wycofał Proszkiewicz, strzelił wprost w Zgórskiego.
Wreszcie i w Tychach z niebieskiej, gola udało się zdobyć Csorichowi, po wymianie gumy z Vítkiem.
Jedenasta już bramka padła, po odbitym strzale Majkowskiego - Garbocz zagarnął krążek z łyżwą i uderzenie do pustej bramki było tylko formalnością.
Zawodnicy z Torunia, nawet kiedy mogli, nie byli w stanie zagrozić bramce GKS-u - 40 minucie Połącarz nie był w stanie wbić leżącego już na linii bramkowej krążka.
Przy takim prowadzeniu tyszanie odpuścili rywalowi, ale nie znaczyło to, że nie korzystali z okazji, gdy te się nadarzały. Wystarczyło 12 sekund kary Chrzanowskiego, by Gonera uderzając z półdystansu pokonał źle ustawionego Wąsika.
Z kolei do bramki miejscowych zamiast krążka wpadali hokeiści. Najpierw Kotlorz, który starał się przerwać kontrę gości, a po chwili Kalinowski złapali się w "sieci", rozbawiając nudzącego się Zgórskiego.
"Pechowa" bramka musiała ucieszyć strzelca tak samo jak poprzednie dwanaście, jego partnerów. Szybkie wyjście z własnej tercji Vítka i dogranie do Banachewicza, który niczym stary wyjadacz zachował zimną krew do samego końca.
W 54 minucie karnego zmarnował Połącarz, potwierdzając jeszcze dobitniej, problemy ze skutecznością. Dlatego mając to na uwadze, honorowe trafienie, można uznać za sukces.
http://bloghokejowy.blogspot.com/
Komentarze