Krzysztof Zapała: Człowiek uczy się przez całe życie
− Na pewno trzeba patrzeć w przyszłość. Nie można za długo żyć historią i użalać się nad sobą po porażkach. Powoli trzeba się zacząć koncertować na przyszłorocznych mistrzostwach świata – mówi Krzysztof Zapała. Z doświadczonym środkowym poruszyliśmy także kwestię klubowych niepowodzeń i ewentualnego pozostania w Sanoku.
HOKEJ.NET: − Otrząsnąłeś się już po porażce z Ukrainą?
− Na pewno mam swoją wewnętrzna analizę... Porażką jest dla nas ten wynik, gdyż graliśmy jak nigdy, a przegraliśmy jak zawsze. Jednak poszukałbym kilku pozytywów. Zrobiliśmy malutki kroczek z tą reprezentacją, poprawiliśmy tempo gry, czy sposób rozgrywania przewag,choć oczywiście ta porażka bardzo nas boli.Przygotowywaliśmy się do tego turnieju z myślą o awansie.
Pierwsza tercja w naszym wykonaniu była bardzo dobra, na drugą wyszła zupełnie inna drużyna...
− Wiąże się to z doświadczeniem, bo na takim poziomie nie powinniśmy dać sobie wyrwać zwycięstwa. Jednak okazało się, że nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Powinniśmy przetrzymać ich napór...
Niezwykle ważnym momentem dla Ukraińców była bramka na 3-2. Straciliście ją tuż przed końcem drugiej odsłony. Czy trenerzy próbowali was wtedy dodatkowo zmobilizować?
− Trener Zacharkin jest dobrym motywatorem i dobrze nas zmobilizował. Nie chce zrzucać tego na szczęście rywala, ale trafiła im się bramka z niczego - bardzo przypadkowa. Nie byliśmy załamani po drugiej tercji, bo w hokeju jedna bramka niczego jeszcze nie przesądza. Przy wyniku 4-2 było już trudniej, zwłaszcza w sferze psychicznej. Nie powiem, że nie walczyliśmy do końca, bo tego nam nie można zarzucić, ale Ukraina jest dobrą drużyną i nie mogliśmy sobie z nią poradzić.
Trener w jednym z wywiadów powiedział że „baliście się, że możecie wygrać” i że zabrakło wam doświadczenia. Zgadzasz się z tym?
− Ciężko mi oceniać pogląd trenera. Nie mogę się do tego ustosunkować, bo nie wiem czy tyczyło się to którejś z piątek, czy całej drużyny. Na pewno czuć było, że wygrywamy i awans jest blisko, bo gra fajnie się nam układała. Można powiedzieć, że byliśmy w takim pozytywnym amoku hokejowym.
Jednak skoro trener tak twierdzi, to coś w tym jest. Nie zgodziłbym się z tym, że baliśmy się wygrać, bo każdy, kto gra w hokeja chce wygrywać. Być może przerosła nas chęć tej wygranej.
Fot. iihf.com
Za rok ponowna szansa na awans, tym razem głównym rywalem będzie Wielka Brytania. Jakich błędów nie możecie popełniać?
− Na pewno trzeba patrzeć w przyszłość. Nie można za długo żyć historią i użalać się nad sobą po porażkach. Powoli trzeba się zacząć koncertować na przyszłorocznych mistrzostwach świata. Wnioski na pewno wyciągniemy. Każdy sportowo poszedł do przodu, ale to dotyczy też naszych przeciwników. Wielka Brytania będzie mocno zmotywowana, ale póki co nie ma się czego bać. To jeszcze odlegle czasy. Myślę, że będzie ciut łatwiej niż z Ukraina.
Myślisz, że gdybyśmy byli na miejscu Brytyjczyków, to prezentując podobny hokej, jak w Doniecku, utrzymalibyśmy się na zapleczu elity?
− Zwycięstwa nie przychodziły nam łatwo. Teraz w hokeju bramek nie zdobywa się po pięknych i koronkowych akcjach. Przez sześćdziesiąt minut trzeba walczyć i wkładać w grę sporo wysiłku. Myślę, że oprócz Ukrainy ci przeciwnicy byli wyraźnie słabsi od nas. Wydaje mi się, że spokojnie walczylibyśmy na zapleczu i to bez większych obaw, że zaraz spadniemy.
W mistrzostwach błysnąłeś formą, czego zabrakło w ligowych play-offach?
− Nie mnie oceniać, od tego jest trener, prezesi i kibice. Grało mi się całkiem przyzwoicie. Zawsze z niecierpliwością czekam fazę play-off i mistrzostwa świata, bo - nie ukrywajmy - to jest najważniejszy etap w sezonie hokejowym. Czułem się nieźle, chociaż w poniedziałek po powrocie dowiedziałem się, że grałem w turnieju z zapaleniem oskrzeli.
Fot. iihf.com
Ostatniego sezonu chyba nie zaliczysz do udanych. Jakie były przyczyny słabszej dyspozycji całego zespołu?
− Wiele czynników się na to złożyło. Przede wszystkim zmiana trenera, roszady w piątkach czy problemy finansowe. Nie chciałbym jednak zrzucać wszystkiego na to. Po prostu - stało się i dla mnie to już historia. Oczywiście zgodzę się z tym, że nie był to mój dobry sezon.
Ale mogę znaleźć jakiś pozytyw, gdyż ja i drużyna wykonaliśmy dużo pracy zarówno z trenerami klubowymi, jak i kadry. Wierzę, że to będzie owocowało w przyszłości, bo człowiek uczy się przez całe życie.
Co planujesz na przyszły sezon?
− Ambicjonalnie mam chęć pokazania hokejowemu światu, że zdobycie przez Sanok złotego medalu i dwóch Pucharów Polski nie było dziełem przypadku. Tutaj jest dobry klimat do gry w hokeja na najwyższym poziomie.
Jednak dzisiaj nie mogę jeszcze powiedzieć co będę robił. W tym zawodzie bywa tak, że raz jest się tu, a raz gdzie indziej. Decyzję chciałbym podjąć do 15 maja, bo później zaczynają się przygotowania do sezonu.
W Sanoku na razie cisza. Oczekujesz, że klub będzie bardziej profesjonalnie zarządzany?
− Czekam aż sytuacja organizacyjna się wyklaruje, bo jest jeszcze sporo spraw do zamknięcia. Na pewno trzeba dopełnić formalności, by w spokoju myśleć o przyszłości. Mamy przykłady z PLH, że da się prowadzić klub w profesjonalny sposób.
Od razu zaznaczam, że o swoich dwóch pierwszych sezonach w Sanoku nie mogę powiedzieć niczego złego. Dopiero w tym trzecim problemy i potknięcia zaczęły się nawarstwiać. Do osiągania systematycznych i trwałych sukcesów niezbędne są spokój i harmonia. Wtedy aż chce się pracować. A gdy są problemy, to człowiek nie funkcjonuje dobrze, a efekty tej pracy są różne.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze