Krystian Dziubiński: Zagrałem prosto i się udało (WIDEO)
Krystian Dziubiński ostatniej nocy rozstrzygnął jeden w ćwierćfinale ligi białoruskiej jeden z najdłuższych meczów w historii hokeja. Polak mówi, że w takim momencie meczu najlepiej było postawić na najprostsze rozwiązanie.
Dziubiński po 169 minutach i 4 sekundach gry rozstrzygnął mecz numer 5 pierwszej rundy play-offów białoruskiej ligi pomiędzy Niomanem Grodno a HK Homel. Obie drużyny rozegrały trzeci najdłuższy mecz w historii zawodowego hokeja.
Polski środkowy w decydującej akcji mocnym strzałem zaskoczył 20-letniego bramkarza rywali Maksima Lubskiego. Po spotkaniu przyznał, że oddając uderzenie z daleka miał w głowie to, że także bramkarze po ponad 6 godzinach meczu są już zmęczeni.
- Wszyscy wiedzieliśmy, że także bramkarzom jest trudno pracować przez dziewięć tercji. Pomyślałem więc, że w tej sytuacji mocny strzał jest najlepszym wyborem - skomentował po meczu w rozmowie z dziennikarzem portalu Federacji Hokeja Białorusi. - Nie próbować minąć bramkarza zwodem, nie iść jeden na jeden, zwłaszcza że obrońca już się do mnie zbliżał. Zagrałem prosto i wszystko się udało.
Dziubiński i jego koledzy musieli jednak jeszcze długo czekać na ostateczną decyzję sędziów, którzy analizowali na wideo czy nie było spalonego.
- Kiedy przyjąłem krążek miałem jedną nogę w tercji ataku, a drugą w neutralnej. Sędziowie myśleli, że mógł być spalony, ale okazało się, że to był prawidłowy gol i świetnie - powiedział.
Zwycięski gol Krystiana Dziubińskiego
Trener Niomana Andriej Sidorienko i jego asystenci mieli w tym wyjątkowo długim meczu wiele okazji, by udzielać zawodnikom wskazówek w przerwie. O czym mówili? - Żeby grać cierpliwie i prosto - zdradza Dziubiński. - Mówili, że na pewno będziemy mieli swoje szanse. Oczywiście graliśmy bardzo długo. Byliśmy wytrwali, pracowaliśmy i wszyscy, jak jeden, wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie to wygrać. A później zrobiliśmy to, co chcieliśmy.
Polak dodał, że w szatni zawodnicy nie rozmawiali o tym, że był to najdłuższy mecz w historii białoruskiego hokeja. - Nie, nikt o tym nie mówił. Pamiętam, że w Polsce grałem raz przez siedem tercji w półfinale play-off, ale wtedy przegraliśmy, więc tym razem powiedziałem sobie, że musimy wygrać - powiedział.
Zwycięski gol w 170. minucie wczorajszego spotkania jest jednak bardzo ważny nie tylko z powodów historycznych. Nioman po wczorajszym zwycięstwie pierwszy raz w tym ćwierćfinale objął prowadzenie. Przy wyniku 3:2 w serii rozgrywanej do 4 zwycięstw już tylko jedna wygrana dzieli go od awansu do półfinału, choć do play-offów startował dopiero z 6. miejsca po sezonie zasadniczym, podczas gdy HK Homel zajął w nim 3. pozycję.
Dziubiński mówi jednak, że nie ma jeszcze powodów do przesadnej radości. - Nie ma czasu na świętowanie, seria jeszcze się nie skończyła - przypomniał. - Musimy być gotowi, żeby odnieść zwycięstwo. Trzeba zagrać 60 minut albo więcej, tak jak w Homlu.
Mecz numer 6 serii odbędzie się jutro w Grodnie. Jeśli Nioman nie zdoła go wygrać, to 7. spotkanie zostanie rozegrane na terenie rywala. Dziubiński po meczu powiedział kolegom w szatni, że trzeba zrobić wszystko, by do Homla już nie wracać.
- Zawsze jestem gotowy, żeby grać nawet 7 meczów, ale teraz prowadzimy w serii 3:2 i mamy wielką szansę skończyć wszystko w Grodnie. To bardzo dobrze - skomentował w wywiadzie z białoruskim dziennikarzem. - Ale ciągle musimy grać cierpliwie i uważnie. Homel ma bardzo silną drużynę z dobrymi zawodnikami, którą nie jest łatwo pokonać.
Komentarze