David Turoň: Sytuacja w Bytomiu jest dramatyczna. Nie wiadomo, czy uda się dokończyć sezon
David Turoň w szczerej rozmowie po meczu z Unią Oświęcim, przegranym przez bytomską Polonię 2:6 opowiedział nam o wszystkich bolączkach śląskiej drużyny, wskazując na fatalną sytuację finansową klubu, która nie gwarantuje dokończenia przez zespół rozgrywek. Nie zabrakło również wątku dotyczącego jego przygody z NHL.
O meczu z Unią Oświęcim
Drużyna Węglokoks Kraj Polonia Bytom dotrzymywała wczoraj kroku oświęcimskiej Unii do 34. minuty. Wtedy to, gospodarze zdobyli drugiego gola i wyszli na prowadzenie, którego już nie oddali do końca, powiększając je systematycznie w miarę upływu czasu.
–Pierwszą tercję zagraliśmy dobrze, ale później zmuszeni byliśmy grać w osłabieniach i się posypało – ocenia spotkanie Czech –Unia zdobyła 4 gole, z czego trzy podczas przewag. Dwa razy była sytuacja trzech na pięciu, to jest bardzo trudne, żeby wytrzymać. Szkoda, że tak się ułożyło.
W 29. minucie przy stanie 1:1 Turoň popisał się odważnym rajdem i przy biernej postawie oświęcimian objechał bramkę rywala, po czym próbował wcisnąć krążek tuż przy słupku świątyni swojego rodaka Michala Fikrta, który zdążył przykleić się do obramowania. Był to ważny moment spotkania, bowiem udane zakończenie tej akcji dałoby Polonii ponowne prowadzenie w meczu. Skończyło się na tym, że 3 minuty później to Unia zdobyła drugiego gola, a następnie szybko padły następne trafienia.
–Żałuję, że się nie udało wtedy strzelić, bo prowadzilibyśmy po tym golu 2:1 – mówi rozczarowany nieco zawodnik –To też mogłoby spowodować, że spotkanie ułożyłoby się inaczej. Niewiele brakowało. Naprawdę szkoda.
O wynikach Polonii
W 5 ostatnich meczach bytomianie pozwolili sobie na utratę 26 goli. Średnio daje to ponad 5 bramek w każdym ze spotkań. Gołym okiem zatem widać, że defensywa śląskiego klubu jest daleko od optymalnej formy.
–Te mecze wyglądają zawsze tak samo – wyjaśnia obrońca Polonii –Gramy na początku dobrze, trzymamy wynik, a później dopiero się zaczyna. Strata kilku goli pod rząd i jest koniec marzeń o dobrym wyniku. Po prostu mamy zawsze taki przestój, takie 10 minut, w których zapominamy co mamy grać, a tego już potem nie sposób odrobić.
Zaraz na początku drugiej dekady października doszło w klubie do zmiany na stanowisku trenera. Zespół opuścił Andriej Parfionow. Rosjanin nie popracował długo w bytomskim klubie, bowiem posadę szkoleniowca objął przed rozpoczęciem bieżących rozgrywek. Obecnie były trener reprezentacji Polski do lat 20 i juniorów młodszych szkoli najzdolniejszą chińską młodzież w zespole KRS Heilongjiang. Skrót w nazwie tego klubu, nie oznacza nic innego, jak Kunlun Red Star, bowiem jest to juniorski zespół tej sławnej drużyny z KHL, w której gra obecnie Wojtek Wolski. Parfionow wraz ze swoimi nowymi podopiecznymi rywalizuje w juniorskim odpowiedniku KHL, czyli w lidze MHL.
–Na jego odejście złożyło się wszystko po trochu – informuje Turoň –Tak napięta sytuacja w klubie, jak również jego kłopoty prywatne. Z tego co wiem, miał problemy z przedłużeniem wizy. To nie było tak, że nie miał dobrego porozumienia z nami albo, że władze klubu były niezadowolone z jego postawy.
Stery po doświadczonym Rosjaninie przejął 31-letni Sebastian Owczarek, któremu pomaga Sebastian Kłaczyński. Obaj jeszcze w ubiegłym sezonie byli zawodnikami czerwono-niebieskich.
–Sebastian robi bardzo dobre treningi – chwali nowego szkoleniowca, starszy od niego o 4 lata Czech –Wiadomo, młody trener, dopiero co zakończył karierę zawodnika. Dobrze to wszystko jeszcze pamięta z tafli, czuje grę. Zajęcia są prowadzone z dużą dynamiką, dużo nowoczesnych ćwiczeń. Jeszcze tylko musi mieć to przełożenie na wyniki, ale to akurat nie jest już wina Sebastiana.
Tajemnicą poliszynela jest zła kondycja finansowa klubu, która z całą pewnością przyczynia się do słabej postawy zespołu, który przegrał 4 z ostatnich pięciu spotkań.
–Niby o tym nie myślisz w czasie gry, no ale jeśli nie wiesz co będzie jutro, jaka jest twoja najbliższa przyszłość, to trudno, żeby to się nie odbijało na tafli – mówi Turoň –Ta ciężka atmosfera i niepewność gdzieś siedzą z tyłu głowy i trudno jest to z siebie zrzucić.
O sytuacji finansowej w Bytomiu
Okazuje się, że w Polonii jest gorzej niż można przypuszczać. Zaległości w wypłacie wynagrodzenia sięgają już trzech miesięcy, a niektórzy zawodnicy nie mają już środków na życie.
–Sytuacja jest bardzo ciężka – mówi bardzo poważnie czeski defensor –Klub zalega nam z wypłatami za 3 ostatnie miesiące. Jest po prostu ciężko. Nie wiadomo co dalej. Niektórzy chłopacy naprawdę nie mają już za co żyć. Niektórym pomagają rodzice. Sytuacja jest napięta i wręcz niepoważna.
Automatycznie pojawiło się zatem pytanie, czy aby wczorajsze absencje Siarhieja Kukuszkina oraz Filipa Stoklasy nie były podyktowane powyższymi względami.
–Kukuszkin ma jakieś problemy wizowe, a Stoklasa jest kontuzjowany – wyjaśnia Turoň –Te nieobecności nie są związane z sytuacją finansową, Trzymamy się razem jako zespół, na zasadzie wszyscy za jednego, jeden za wszystkich. Nie ma wśród nas lepszych i gorszych. Każdy jedzie na tym samym wózku i każdy jest w ciężkiej sytuacji.
Kaliber problemów Polonii jest tak duży, iż nie wiadomo, czy drużynie uda się dokończyć zmagania w PHL, co uzależnione jest wprost od zastrzyku gotówki, który powinno zapewnić temu zasłużonemu klubowi miasto.
–Czekamy na to, co się wydarzy, czy miasto na nas postawi, czy nie – informuje mający na sercu dobro bytomskiego klubu doświadczony Czech –Jeżeli pojawią się pieniądze z magistratu to będziemy grać dalej, a jeżeli nie, to chyba nie damy rady. Jest dramatycznie.
Kwestie przyszłości Polonii rozstrzygną się w najbliższych dniach. W tym tygodniu ma zapaść decyzja w sprawie ewentualnego wsparcia klubu przez miejskich rajców.
–Teraz w tym tygodniu rozstrzygną się nasze losy. Mamy dostać odpowiedź, co dalej – mówi zawodnik grający w tym klubie od końcówki sezonu zasadniczego 2016/17.
Hokeiści bytomskiej drużyny drżą o swoje losy, nie mając pewności co się wydarzy. Ta sytuacja nie pozwala snuć żadnych planów, a także paraliżuje bieżące działania, wprowadzając stagnację, z której ciężko znaleźć wyjście.
–Teraz nasze bytowanie wygląda w ten sposób, że wychodzimy, gramy i czekamy co będzie – podsumowuje 35-letni obrońca.
Prognozy na przyszłość
Następne dni i miesiące Polonii są uzależnione od decyzji, które zapadną w magistracie. Jeżeli tylko rajcy miejscy zdecydują się na przekazanie do klubu zastrzyku gotówki, wtedy należy spodziewać się lepszych wyników.
–Jeśli tylko wyjaśni się sytuacja finansowa, to na pewno będzie nam łatwiej grać i zdobywać punkty – konkluduje drugi najstarszy zawodnik klubu –Trener robi, co może i muszę przyznać, że naprawdę jesteśmy przez niego dobrze przygotowani.
Turoň wierzy, że wyjaśnienie sytuacji w klubie pomoże hokeistom przystąpić do treningu ze zdwojoną mocą i skorygować wszystkie te elementy, które dzisiaj szwankują.
–Na razie ciężko snuć jakieś plany, ponieważ gramy sobie tak od meczu do meczu, nie wiedząc co nas czeka jutro – ocenia bytomską rzeczywistość zawodnik –Ale jeśli sprawy się wyjaśnią w dobrą stronę, to będziemy ze spokojnymi głowami pracować nad różnymi elementami, które kuleją, na przykład nad tym, żeby grać szybszy hokej.
W bieżących realiach trudno też o wyznaczanie jakichś celów przed zespołem, kiedy wydaje się, że jedyny jaki może być to po prostu przetrwać.
–Nie potrafię dzisiaj mówić o żadnych celach, bo o czym tu mówić jeśli nie wiadomo, czy dogramy do końca sezonu – mówi sfrustrowany gracz bytomskiej Polonii –Jeśli udałoby się jednak ustabilizować tę sytuację i wzmocnić jeszcze drużynę, to można by pomyśleć o walce o play-off, a wtedy wszystko może się wydarzyć.
Szkoda byłoby, żeby ziścił się najczarniejszy scenariusz, gdyż bytomianie pomimo skomplikowanej sytuacji, w jakiej się znaleźli potrafią pokazać naprawdę dobry hokej i sprawić niejednokrotnie niespodziankę. Przypomnijmy, że 26 października w hali OSiR-u polegli 2:4 mistrzowie Polski, czyli tyski GKS, a 2 listopada Polonia wywalczyła dwa punkty po rzutach karnych w wyjazdowym spotkaniu przeciwko MH Automatyce Gdańsk.
–Myślę, że ta drużyna nie jest zła – zauważa Turoň –Mamy charakter i potrafimy go pokazać. Takie spotkanie jak niedawno z Tychami pokazało, że jest potencjał w tym zespole.
Zakładając, że pozytywnie wyjaśnią się sprawy finansowe klubu, to drużyna, aby liczyć się w walce o play-offy musi dysponować pełnym składem, a do tego przydałoby się wzmocnienie w postaci hokeisty zagranicznego z dobrymi papierami na grę.
–Na pewno potrzebujemy Kukuszkina i Stoklasę – analizuje czeski defensor –Do tego przydałby się jeszcze jeden doświadczony obcokrajowiec, ale wiadomo najpierw muszą się wyjaśnić kwestie związane z dalszym funkcjonowaniem drużyny.
Ubiegły sezon również nie był usłany różami dla Polonii, ale jakoś udało się dokończyć rozgrywki, a co więcej osiągnąć przyzwoity wynik, jak na realia, w których przyszło bytomianom funkcjonować. Hokeiści ze Śląska przeszli przez rundę preeliminacyjną, odprawiając z kwitkiem MH Automatykę, a zatrzymali się dopiero w starciu z późniejszymi mistrzami kraju w ćwierćfinale rozgrywek.
–Podobnie było przecież w ubiegłym sezonie. Graliśmy, jak graliśmy, ale później pojawiły się w końcu pieniądze z miasta i w sumie wyszło dobrze– zauważa Turoň –W play-offach odprawiliśmy Gdańsk i nie było źle. Także sprawa jest otwarta, ale musi być jasna sytuacja.
O niespełnionej karierze w NHL
Turoň był jednym z najbardziej uzdolnionych czeskich hokeistów na przełomie wieków. Jego umiejętności docenili skauci najlepszej ligi świata, otwierając przed nim drzwi do wielkiej kariery poprzez udział w drafcie NHL 2002 roku. Zawodnik rodem z Hawierzowa został wtedy wybrany z numerem 122 przez legendarny klub – Toronto Maple Leafs.
W tamtym czasie w „Klonowych Liściach” królowali tacy gracze, jak Ed Belfour, Aleksandr Mogilnyj, Mats Sundin, Nikołaj Antropow, Robert Reichel, Darcy Tucker, Robert Svehla, czy rodak naszego bohatera Tomáš Kaberle.
Jego losy za Oceanem potoczyły się zgoła odmiennie od oczekiwań, które mu towarzyszyły. W pierwszym sezonie zbierał doświadczenie w juniorskiej lidze WHL w barwach Portland Winter Hawks, a w kolejnych trzech edycjach ligowych epizodycznie pojawiał się na taflach AHL w zespołach: St.John’s Maple Leafs oraz Toronto Marlies. Przede wszystkim jego kariera upływała na grze szczebel niżej, w rozgrywkach ECHL.
–Gdybym wtedy miał ten rozum, co teraz. Człowiek był młody i głupi – mówi z zadumą w głosie Turoň –Nie udało mi się zaistnieć w NHL przez moją głowę. Raz, drugi obraziłem się na trenera, że mnie nie wystawił do meczu i potem już było coraz ciężej.
Draftem 2002 roku swoje kariery zaczęli tacy hokeiści jak na przykład: Curtis McElhinney (nr 176, obecnie grający w Carolina Hurricanes), Ian White (nr 191, srebrny medalista MŚ 2009), Fredrik Norrena (nr 213, srebrny i brązowy medalista MŚ, srebrny medalista ZIO, zdobywca Pucharu Gagarina), Maxime Talbot (nr 234, obecnie Awangard Omsk, zdobywca Pucharu Stanleya 2009), Petr Prucha (nr 240, mistrz świata i dwukrotny zdobywca brązowego medalu), Adam Burish (nr 282, zdobywca Pucharu Stanleya 2010), Jonathan Ericsson (nr 291, srebrny medalista ZIO i brązowy medalista MŚ). Wspólnym mianownikiem dla każdego z tych hokeistów jest to, że wybrany został z dalszym numerem niż Turoň.
–Draft niczego nie gwarantuje. Jeżeli jesteś wybierany w pierwszej rundzie no to szanse na to, że uda ci się zaistnieć są naprawdę duże, ale dalsze rundy, czy druga, czy piąta, szósta, to już bez różnicy. Jedna wielka loteria. Ktoś może być wybrany w siódmej rundzie i zrobić karierę, a ktoś w drugiej i nie zagrać nigdy w NHL – tłumaczy czeski defensor.
–Moim zdaniem z karierą w NHL to jest jak z puzzlami. Wiele elementów i wszystkie muszą do siebie pasować – wyjaśnia zawodnik z Hawierzowa –Nie da się zaistnieć, jeżeli jesteś na przykład mocny technicznie, a mentalnie masz niepoukładane, albo na odwrót. Każdy szczegół musi funkcjonować poprawnie, żeby się udało.
Wielu zawodników pomimo, iż bierze udział w drafcie, nigdy nie dostępują zaszczytu zagrania w najlepszej lidze świata. Nikt jednak nie odbierze sympatycznemu Czechowi wspomnień związanych z uczestniczeniem we wspólnych zajęciach z Belfourem, Mogilnyjem, Kaberle czy Sundinem,
- Teraz mam 35 lat. Patrzę na to wszystko inaczej niż jak miałem 20 lat i gorącą głowę – ocenia sytuację z perspektywy czasu Turoň - Szkoda, że się nie powiodło, ale wspomnienia zostaną na zawsze. Super, że miałem możliwość w ogóle tam być i doświadczyć atmosfery hokeja na najwyższym światowym poziomie.
Komentarze