Radziszewski: – Wolę być porywczy niż symulować jak Žigárdy
Rafał Radziszewski poprowadził Comarch Cracovię do dwunastego w historii mistrzowskiego tytułu. Dla 35-letniego bramkarza był to już siódmy złoty medal w karierze i siódmy zdobyty z „Pasami”.
O charakterze Cracovii
- Pokazaliśmy, że nie da się nas złamać. Było 3:1 dla tyszan i piąty mecz miał odbyć się na ich lodzie. Działacze i zawodnicy byli przygotowani na fetę i świętowanie. Kibice również, bo wypełnili halę po brzegi. Ale nie daliśmy im postawić kropki nad „i”. Wygraliśmy i uwierzyliśmy, że możemy odwrócić losy tej rywalizacji.
Podobnie jak przed rokiem, w ostatnim starciu padł wynik 2:1 dla nas. Zasłużyliśmy na to, żeby świętować mistrzostwo Polski. Ale ogromne słowa uznania dla naszych rywali, którzy walczyli o każdy centymetr lodu.
O specyfice spotkań z tyszanami
- W sezonie zasadniczymi nie szło nam z nimi. Przegraliśmy pięć z sześciu spotkań, odebrali nam też Puchar Polski, więc mieliśmy im coś do udowodnienia. W pierwszych dwóch spotkaniach nie wyglądało to najlepiej. Daliśmy się niepotrzebnie prowokować, sędziowie też na kilka rzeczy nie zwrócili uwagi. Ale nie ma już o czym dywagować. Najważniejsze, że podnieśliśmy się z kolan. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że damy radę i przeszliśmy od słów do czynów.
O złotym golu Petra Šinágla
- Nie wiem czy kiedykolwiek cieszyłem się tak, jak po tej bramce. Każdy zapewne myślał, że ta dogrywka potrwa znacznie dłużej i że czeka nas niesamowicie nerwowa końcówka, a być może nawet seria rzutów karnych. Jednak gol Petra uchronił nas od tej katorgi. Wpadliśmy w szał radości.
O szczęściu, bez którego ani rusz
- Wiadomo, że szczęście jest potrzebne bramkarzowi. W tym decydującym meczu fortuna była ze mną, ale również z golkiperem rywali. Dziś słupek pomógł mi w dwóch albo trzech przypadkach. Podkreślę to jeszcze raz - najważniejsze, że wygraliśmy.
O emocjach i porywczym temperamencie
- Każdy ma inny charakter. Mój jest akurat taki. Jak komuś się on nie podoba, to już nie mój problem. Szczerze? Wolę być porywczy i wywoływać takie emocje niż miernie symulować, jak robił to Štefan Žigárdy. W finałach kilka razy dał próbkę swoich „umiejętności”, a po decydującym starciu nawet do nas nie podjechał i nie podziękował za naprawdę fajną rywalizację.
O docinkach tyskich kibiców
- Zacznę od tego, że kibice GKS-u są świetnie zorganizowani. Prowadzą znakomity doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach. A to, że mnie wyzywają, piszą coś na mój temat na forach internetowych, to już inny temat. Wiem, że chcą wspomóc swój zespół i uprzykrzyć życie rywalom, w tym choćby mojej osobie. Na razie muszą się jednak pogodzić z faktem, że mamy patent na ich drużynę.
O tym, komu dedykuje medal
- Na pewno swojej rodzinie, która mnie wspierała w ciężkich momentach, jak i w całym sezonie. Był on bardzo długi, spotkań było naprawdę sporo. To złoto jest dla Was!
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze