Nie chce odchodzić
O pozostaniu w Unii, przygotowaniach do sezonu, nowym przepisie Polskiego Związku Hokeja na Lodzie i o grze reprezentacji Czech w 79. turnieju Mistrzostw Świata rozmawiamy z Michalem Fikrtem, golkiperem biało-niebieskich.
HOKEJ.NET: – Choć ostatnio głośno było o kłopotach Unii Oświęcim, to postanowiłeś jednak nie opuszczać drużyny. Dlaczego?
Michal Fikrt: – Zdecydowałem się zostać, bo jestem przekonany, że szefostwo klubu wkrótce rozwiąże wszystkie problemy. Wiem, że prezes Ryszard Skórka w ostatnim czasie odbył wiele spotkań z potencjalnymi sponsorami, zresztą na jednym z nich byliśmy wspólnie. Wierzę, że trud pana Ryszarda zostanie wkrótce nagrodzony.
Nie miałeś innych ofert?
– Owszem pojawiły się pewne propozycje, ale na razie czekam na to, co wydarzy się w Oświęcimiu. Zżyłem się z tym miastem, z klubem i z kibicami. To właśnie tutaj chciałbym kontynuować swoją przygodę z hokejem.
Nie odstraszył cię najnowszy pomysł hokejowej centrali, który zakłada, że polski bramkarz musi bronić w połowie meczów sezonu zasadniczego?
– Nie. Podobny przepis obowiązywał w Czechach i kompletnie się nie sprawdził. Zakładał on wspieranie młodych golkiperów i gwarantowanie im pewnej ilości występów. Jak sięgam pamięcią było to bodaj czternaście lat temu. Ale... kluby szybko znalazły kruczek prawny i wprowadzały młodego bramkarza wówczas, gdy losy meczu były już rozstrzygnięte. Tak jak szybko ten przepis został wprowadzony, tak szybko z niego zrezygnowano.
Cóż, jeśli bramkarz jest dobry, ma pewne umiejętności, to nie będzie się bał konkurować z rywalem i to nawet zagranicznym. Wprowadzanie takich przepisów zabija zdrową rywalizację.
Kamil Kosowski w sezonie, w którym JKH sięgnęło po wicemistrzostwo Polski, odesłał do boksu Romana Sopko. Warto także zaznaczyć, że to właśnie dzięki interwencjom „Kosy” jastrzębianie sięgnęli po Puchar Polski.
– I to jest najlepszy przykład.
Z własnego doświadczenia wiem, że każdy bramkarz chce bronić jak najwięcej, bo formę buduje się dobrymi i częstymi występami. Bez rytmu meczowego po prostu nie da się tego uczynić.
Może posłużę się własnym przykładem - najlepiej broniłem wówczas, gdy miałem okazję się wykazać. Tak było podczas mojego pierwszym sezonu w Oświęcimiu i w ostatnim, kiedy to statystyka moich obronionych strzałów była najlepsza.
Nawet, gdy wpuściłem głupiego gola, to czułem zaufanie trenera. Mogłem i chciałem się za ten błąd się zrehabilitować. Nie było takiej nerwowości, jak za czasów Petera Mikuli, który mocno rotował bramkarzami.
Jednak trener Josef Doboš rotował Wami podczas serii rzutów karnych.
– No tak. Do bramki wchodził Przemek Witek i takie rozwiązanie było pozytywne dla zespołu, bo wygraliśmy z Podhalem i Tychami.
Zmieniając temat – wiele wskazuje na to, że przygotowania do sezonu rozpoczniecie już w poniedziałek.
– Rzeczywiście. Czekamy jednak na ostateczny sygnał od trenera i prezesa klubu.
Od samego początku będziesz trenował z zespołem. Jak wygląda okres przygotowawczy z perspektywy bramkarza?
– Przez maj będę wykonywał te same ćwiczenia, co pozostali chłopcy. Z kolei od czerwca dojdzie do nich mój indywidualny plan. Najpierw skupię się na sile, a później poświęcę więcej uwagi ćwiczeniom związanym z gibkością. Gdy wyjdziemy na lód, to przyjdzie czas na kolejne elementy. To tak w telegraficznym skrócie.
Śledzisz poczynania swoich rodaków w Mistrzostwach Świata?
– Oglądam i czytam, co na temat gry naszej drużyny narodowej piszą czeskie media. Póki co najmocniej obrywa się bramkarzom. Aleksander Salak został uznany najsłabszym zawodnikiem w meczach ze Szwecją i Łotwą. Media obwiniają także Ondřeja Pavelca za wpuszczenie dwóch bramek w spotkaniu z Kanadą.
Ikoną waszego hokeja jest Jaromír Jágr. Jego kult w Czechach jest mocno odczuwalny. Można by rzec, że to druga tak ważna osoba po prezydencie kraju?
– Można tak powiedzieć (śmiech). Każdy mały chłopiec, rozpoczynający swoją przygodę z hokejem marzy o tym, by grać tak, jak "Jarda" i osiągnąć tyle, co on. Nie da się ukryć, że to zawodnik wielkiego formatu, który wiele osiągnął i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. O emeryturze nie myśli, bo ostatnio przedłużył swój kontrakt z Florida Panthers.
A Ty na kim się wzorowałeś? Na Dominiku Hašku, który również ma w Waszym kraju status hokejowej ikony?
– Zaskoczę Cię, ale nie. Bardziej podobał mi się styl Nikołaja Chabibulina, byłego zawodnika Tampy Bay Lightning, Chicago Blackhawks i Edmonton Oliers. Rosjanin był jak ściana.
Kto w tej chwili jest najlepszym bramkarzem na świecie?
– Zdecydowanie Henrik Lundqvist z New York Rangers. Genialny refleks, umiejętność ustawiania się, mobilność w bramce - ma naprawdę wiele atutów. „King Henrik” jest po prostu genialny. Ogląda się go z niesamowitą przyjemnością.
Co ciekawe, miałem okazje zagrać przeciwko niemu na Mistrzostwach Świata do lat 20, które były rozgrywane w Pardubicach w 2001 roku.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze