Jarosław Różański: Nie pompujmy balonu
Rozmowa z Jarosławem Różańskim, kapitanem MMKS Podhale na temat niedzielnego meczu ligowego w Sanoku oraz celów i możliwości „Szarotek" w nowym sezonie.
W niedzielę teoretycznie rozpoczynacie sezon. Teoretycznie bo mecz w Sanoku trudno określić mianem inaugurującego rozgrywki, skoro potem czeka was dwa tygodnie przerwy.
- Nie jest to na pewno komfortowa dla nas sytuacja. Myślę, że troszkę jest to nieprzemyślane. Rozumiem, że Sanok ma mecze pucharowe, ale myślę, że można było inaczej ułożyć terminarz tych meczów. Związek poszedł na rękę Sanokowi. Nam pozostało to jedynie zaakceptować.
Głód hokeja jest pewnie olbrzymi. Jeszcze nigdy w historii liga nie ruszała tak późno...
- Na pewno. Pierwszym raz spotykam się, że zaczynamy sezon z takim poślizgiem. Okres przygotowawczy bardzo rozciągnął się w czasie. Treningi, sparingi, nigdy nie zastąpią meczu o ligowe punkty. Już powoli chciałoby się wejść w ten rytm wtorek, piątek, niedziela.
Jak oceniłbyś waszą aktualną dyspozycję?
- Trudno na ten moment powiedzieć. Przez te opóźnienia związane ze startem ligi, tak naprawdę ciągle jeszcze jesteśmy na etapie przygotowań. Jest jeszcze sporo elementów do poprawy. Problemów nam ostatnimi czasy nie brakowało. Pojawiły się kontuzje, wyjazdy na kadrę. Trener nie zawsze miał wszystkich zawodników do dyspozycji. Są też i nowi gracze. Musi więc troszkę czasu upłynąć, zanim wszystko zacznie należycie funkcjonować. Myślę jednak, że czas gra na naszą korzyść.
Jaki to będzie sezon dla was? Po dokonaniu kilku transferów oczekiwania kibiców znacznie wzrosły. Nie brakuje i optymistów, którzy liczą, że włączycie się w walkę o medale.
- Nie ma sensu „pompować" balonu. Nie da się ukryć, że ostatnie sezony dla hokeja w Nowym Targu to pasmo niepowodzeń. Wszyscy tęsknią za suckesami. Pośpiech to jednak zły doradca. Dlatego uważam, że powoli, małymi kroczkami trzeba się odbudowywać. Musimy znać swoje miejsce w szeregu. Myślę, że w tym sezonie już sam awans do play-off, będzie sporym osiągnięciem. Ktoś może zarzucić mi minimalizm, ale jestem zdania, że trzeba podjeść spokojnie do tematu. Wykonajmy pierwszą część planu, a później będziemy wyznaczać nowe cele.
Liga ma zdecydowanego faworyta?
- Jak zawsze na „papierze" na pewno kilka drużyn się wyróżnia i sugerując się tylko tym, można ich upatrywać w roli faworyta. Nie sądzę, aby rozgrywki zdominowała jedna drużyna. Aspiracje do walki o mistrzostwo mają na pewno w Tychach, Cracovii, Sanoku czy Jastrzębiu. Pierwsze kilka meczów pokaże potencjał tych zespołów.
Kogo widzisz w roli „czarnego konia" rozgrywek?
- Chciałbym aby było nim Podhale. Ciężko jednak przewidzieć co się wydarzy. Dlatego raczej nie skuszę się na to aby wskazać kandydata do tego miana. Liczę, że to będzie fajny sezon, z dużą ilością zaskoczeń i niespodzianek.
Sezon jeszcze się nie zaczął, a mecz niedzielny w Sanoku budzi spore zainteresowanie głównie ze względu na wydarzenia z rozegranego przed tygodniem meczu sparingowego, w którym – przypomnijmy – doszło do awantury i bijatyki....
- Powiedzmy sobie szczerze, że troszeczkę zostało to rozdmuchane. Niektórzy zaczęli się doszukiwać nie wiadomo jakich sensacji. Trzeba jasno powiedzieć, że to, że meczu nie dokończono było tylko i wyłącznie decyzją sędziego. Zarówno my, jak i zespół z Sanoka byliśmy gotowi kontynuować spotkanie. Arbiter był innego zdania. I tyle w temacie. To już historia. Nie ma sensu do tego wracać. Niedziele spotkanie traktujemy jako normalny ligowy mecz. Mam nadzieję, że podobnie podejdą do tego i gracze z Sanoka.
Sprawa jest jednak na tyle poważna, że zajął się nią Wydział Gier i Dyscypliny Polskiego Związku Hokeja na Lodzie.
- Nie do końca to jest dla mnie zrozumiałe. Nie chciałbym się więc do tego jakoś specjalnie odnosić i komentować. Powiem tylko tyle, że był to mecz sparingowy, w lidze na pewno na takie coś żadna z drużyn nie mogłaby sobie pozwolić.
Rozmawiał Maciej Zubek
Komentarze