Sam na sam z... Aronem Chmielewskim
O hartowaniu charakteru w szatni, o zakończonych bardzo dobrych dwunastu miesiącach, a także o nieodpowiedzialnych ludziach, na odpowiedzialnych stanowiskach, w kolejnym odcinku cyklu "Sam na sam z...", opowiada Aron Chmielewski, skrzydłowy napastnik Comarch Cracovii.
Zaczniemy, zgodnie z tradycją, od kilku wyborów. Ciężka praca czy talent?
Pół na pół. Bez ciężkiej pracy talent nie może się zrealizować.
Szybki strzał czy zaskakujące podanie?
Szybki strzał.
Trening czy odnowa biologiczna?
Trening, a po nim odnowa.
Co jest bardziej przydatne dla napastnika szybkość czy technika?
Obie te umiejętności idą ze sobą w parze.
Ławka rezerwowych czy ławka kar?
Ławka kar.
Rozgrywki NHL czy KHL są bardziej interesujące?
NHL. Za oceanem na hokej patrzy się trochę inaczej, niż w Rosji.
Gra w klubach zagranicznych - tak, czy nie?
Tak.
Z kim gra Ci się obecnie lub grało Ci się w przeszłości najlepiej?
Obecnie fantastycznie współpracuje mi się z Sebastianem Kowalówką i Damianem Słaboniem. Myślę, że tworzymy fajny atak i gran ma się "klei". Wiadomo, są momenty lepsze i gorsze, ale nasza gra się układa. Wcześniej, w Gdańsku, dobrze grało mi się z Markiem Wróblem i Filipem Drzewieckim. Zarówno teraz, jak i wcześniej, każdy z nas wie i wiedział, co ma robić na lodzie. W Krakowie Sebastian jest zawodnikiem, który sporo podaje. Damian również, choć on wykonuje tą "czarną robotę". Wykonuje ją w obronie, pomaga defensorom, a z drugiej strony lodowiska wyprowadza ataki i podaje krążki do Sebastiana, bądź do mnie. W Gdańsku to Filip Drzewiecki podawał, a Marek Wróbel wykonywał najtrudniejszą pracę. Ja byłem od wykończenia akcji. Tam to dobrze wyglądało i tutaj - w Krakowie - również dobrze to wygląda. Myślę, że do końca sezonu będziemy w tak dobrej dyspozycji.
Najgroźniejszy wypadek na lodzie, który widziałeś?
Bez wątpienia wypadek Marka Wróbla podczas jednego z treningów. Jestem przekonany, że każdy kto był przy tym obecny, będzie to właśnie wspominał. Dawid Maj uderzył "z pierwszego", z klepy. Krążek leciał naprawdę bardzo szybko, a Marek potknął się pod bramką lub został zahaczony i został trafiony w twarz. Wyglądało to bardzo groźnie. Kilka zębów wypadło. Nie było kolorowo. Marek telepał się trochę na lodzie. Nie wiadomo było, jak to się skończy. Myślę, że siła tego uderzenia była większa, niż uderzenie kijem bejsbolowym. Dawid Maj miał atomowe uderzenie, najmocniejsze w całej drużynie.
Najtrudniejszy moment w karierze?
Najtrudniejszy moment w mojej przygodzie z hokejem, bo karierą tego jeszcze nazwać nie można, było rozpadniecie się drużyny Stoczniowca Gdańsk. Miałem akurat alternatywę do gry w Gdańsku i parę propozycji wyjazdu z kraju, ale postanowiłem wybrać ofertę Krakowa. Natomiast najtrudniejsze było to, że obydwa klubu nie potrafiły się porozumieć w sprawie mojego transferu. Negocjacje trwały bardzo długo, ponad dwa miesiące. Pamiętam, że wtedy w Gdańsku nie było wypłat przez sześć miesięcy, a więc w sumie bez pieniędzy byłem przez osiem miesięcy. Przez ten czas żyłem "na garnuszku" u rodziców i teściów. Było bardzo ciężko. Dobrze, że udało się klubom porozumieć i teraz jest dobrze. Myślę, że ten okres nie był trudny tylko dla mnie, ale dla wszystkich chłopaków grających wówczas w Gdańsku. Niektórzy z nich pokończyli kariery. Mi się udało i mogę dalej grać w hokeja.
Swojego wyboru raczej nie żałujesz, patrząc choćby przez pryzmat ostatnich osiągnięć...
Zdecydowanie nie. Od razu mówiłem, że chcę grać w Polsce i w klubie, który był dla mnie lepszy, niż Gdańsk. W drużynie z Krakowa grali bowiem wówczas bardzo dobrzy zawodnicy, jak Leszek Laszkiewicz, czy Dawid Kostuch. Miałem od kogo się uczyć, kogo podglądać i od kogo czerpać korzyści podczas treningów. Chciałem tutaj przyjść, ale cóż, wszystko, co było do zdobycia w 2013 roku, zdobyliśmy, więc teraz trzeba zobaczyć, co będzie dalej (śmiech).
Co jest najgorszego bądź najtrudniejszego w pracy hokeisty?
Nie dostrzegam niczego najgorszego, gdyż jestem szczęśliwy z tego powodu, że robię to, co lubię i kocham, więc to jest dla mnie najlepsze. Najtrudniejszy może być wysiłek, jaki trzeba wkładać w treningi, aby potem dobrze prezentować się w meczach. Jest to najtrudniejsze, ale i najlepsze, bo wiemy, że robimy to dla siebie, dla drużyny i dla kibica. Ten ból cieszy i przynosi korzyści. Także nie ma w tym nic złego, oprócz tej minuty na lodzie kiedy jest zadyszka (śmiech).
Krytyka - motywuje czy denerwuje?
To zależy od krytyki. Jeśli krytyka się nie kończy i ma na celu zdołowanie drugiej osoby, to nie może ona motywować. Jeżeli jednak krytyka jest od osoby, na przykład od trenera, bądź starszego kolegi i ma ona na celu poprawę mojej gry, bądź obojętnie czego, to taka krytyka motywuje i zupełnie inaczej się ją odbiera. Ważna jest ocena czy krytyka chce nam pomóc, czy zaszkodzić. Jeśli dobrze to ocenimy, to krytyka potrafi pomóc i motywować.
Jak reagujesz na stwierdzenie, że masz paskudny charakter?
Ja mogę tylko powiedzieć, że mam swój charakter. Uważam, że trzeba mieć charakter, a nie być "miękkim jajem". Z tych osób, które nie mają nic do powiedzenia, nic nie będzie. W Gdańsku byłem zawodnikiem, który nie dał się złapać w sidła starszych kolegów. Byłem osobą nie do ułożenia. Powiem szczerze, tak mi trochę zostało. Nie jestem człowiekiem, który chce sobie kupić poparcie, czy znajomość starszych kolegów i może stąd wzięło się to stwierdzenie. Ale - że tak powiem - taki osobom później jest łatwiej. Zawsze byłem szczery. I nawet jeśli prawda będzie boleć, to ja to powiem, bo mam taki charakter. Jedni to doceniają i szanują, a inni tego nie lubią, bo nie lubią prawdy prosto w oczy.
Największy sukces w karierze?
Zdecydowanie to mistrzostwo Polski z Cracovią, jak i Puchar Polski z Cracovią. Jeżeli chodzi o reprezentację, to awans z kadrą U20 do pierwszej dywizji.
Jak był dla Ciebie 2013 rok?
Hokejowo - idealny. Znaczy dobry, bo zawsze mogłoby być lepiej. Oczywiście wraz z drużyną zdobyliśmy wszystko, ale jeśli spojrzeć na moją indywidualną grę, zawsze mogłoby być lepiej. To tyle jeśli chodzi o względy sportowej. Jeśli mówimy o sprawach rodzinnych, to tutaj jest jeszcze lepiej. (śmiech)
Jakie miałeś postanowienia noworoczne?
Obrona tytuły mistrza Polski z Cracovią. Czyli wygrać play off i pojechać w końcu na mistrzostwa świata.
Który zawodnik w Twojej drużynie posiada największe umiejętności?
Damian Słaboń z zawodników. Rafał Radziszewski z bramkarzy.
Kto najczęściej żartuje sobie w szatni?
Sebastian Witowski.
Najciekawszy żart jaki pamiętasz?
Oj, nie wiem. Ich jest za dużo, żeby wspominać. Głównie żartujemy z siebie, więc nie chciałbym mówić tego na głos. Tymi żartami hartujemy swój charakter i "jeździmy" po sobie. (śmiech)
Kto jest najbardziej niedocenianym polskim hokeistą?
Michał Woźnica.
Który polski gracz powinien zrobić większą karierę?
To bardzo trudne pytanie, ale zostając w Polsce nikt nie zrobi większej kariery. To na pewno. Jeśli ktoś miałby wyjechać za granicę, to na pewno Mateusz Bepierszcz mógłby zrobić karierę. Gdyby Patryk Wronka miał 10 centymetrów więcej, to również mógłby zrobić taką karierę. Chociaż w Niemczech lubią grę techniczną i preferują raczej mniejszych zawodników, więc widzę w tym jego szansę. Zdaje mi się, że powinniśmy patrzeć na młodych graczy, więc kadrowicze od trenera Andrieja Parfionowa, powinni się nad tym zastanowić. Wiem, że bramkarz David Zabolotny świetnie bronił podczas mistrzostw.
Najlepszy gracz w Polskiej Hokej Lidze?
Leszek Laszkiewicz.
Obrońca, którego najtrudniej minąć?
Patryk Noworyta.
Największy młody talent w Polsce?
Już wspomniałem - Wronka, Zabolotny.
Największy twardziel w lidze?
Mogę powiedzieć, że Maciej Urbanowicz, ale to jest twardziej, jeśli spojrzeć na grę ciałem, pięściarstwo. Jeśli jednak chodzi o waleczność i zostawianie serca na lodzie, to Patryk Noworyta.
Proszę dokończyć zdanie. Polski hokej to...
...zbyt wielu nieodpowiedzialnych ludzi, na zbyt odpowiedzialnych stanowiskach.
Kiedy i czy w ogóle reprezentacja Polski zagra w światowej Elicie?
Wtedy, kiedy przyjdzie tutaj ktoś, kto nie wie, co tutaj się dzieje. Trenerów kadry już mieliśmy i mam, więc musi przyjść ktoś do Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, poprowadzić go i zmienić całą mentalność. Musi być to jednak człowiek, który za bardzo nie wie, jak to tutaj wygląda, bo ci, którzy wiedzą, wiedzą, że będzie trudno (śmiech). Szczerze, to jednak nie wiem, jak na to pytanie odpowiedzieć. Chciałbym, aczkolwiek są to tylko marzenia, żeby hokej w kraju był lepszy, ale nie wiem, jak to zrobić. Widać bowiem, że nawet pieniądze nie pomagają, choć obecnie ich w klubach nie ma, ale przez jakiś czas były. Oby w dziesięć, piętnaście lat udało się coś zmienić.
Największe głupstwo, które kiedykolwiek słyszałeś?
Że hokeiści są głupi.
Największe kłamstwo, które kiedykolwiek usłyszałeś na swój temat?
(śmiech) Nie wiem. Nie słyszałem kłamstwa na swój temat.
Gdy nie grasz i nie trenujesz to, co robisz w wolnym czasie?
Odpoczywam i spędzam czas z żoną.
Idealny dzień według Aron Chmilewskiego to jaki?
Śniadanie, mycie się, trening, odnowa, rowerek, obiad, odpoczynek z żoną, kościół, kolacja i spanie.
Jaki inny talent niż granie w hokeja posiada Aron Chmielewski?
Myślę, że ze sportów to... wszystkie (śmiech). Ale z takich niesportowych, to gra na gitarze i keyboardzie.
Czego najtrudniej sobie odmówić?
Zdecydowanie słodyczy.
Czego najbardziej się boisz?
Węży.
I na koniec, jak często się denerwujesz?
Jestem nerwusem. Czy często? Raz na tydzień. Wiem, że po przegranych meczach jestem nie do rozmowy.
Komentarze