Dronia: Cieszę się, że trafiłem do DEL
- Jesteśmy beniaminkiem i oczekuje się od nas głównie walki i zaangażowania w każdym meczu. Niemniej, celem zespołu jest walka o miejsce premiowane grą w play-off - mówi Paweł Dronia, defensor Schwenninger Wild Wings i reprezentacji Polski.
HOKEJ.NET: - W lipcu podpisałeś kontrakt z beniaminkiem DEL Wild Wings. Pierwsze wrażenia z pobytu w nowym klubie?
Paweł Dronia: - Bardzo się cieszę, że tutaj trafiłem. Jest to dla mnie ogromna szansa, z której staram się korzystać najlepiej jak potrafię. Jeśli chodzi o klub, to wszystko jest tutaj zapięte na ostatni guzik. Profesjonalizm w każdym calu.
Jak wygląda organizacja w klubie z ligi DEL porównując do warunków panujących w Polsce?
- Jak już wspomniałem organizacja w klubie jest na wysokim poziomie. Każda osoba pracująca przy klubie ma swoje zadania, z których się wywiązuje. Nie trzeba się martwić, że brakuje sprzętu czy czegokolwiek. Klub zapewnia zawodnikowi wszystko czego potrzebuje i w zamian oczekuje od zawodnika pełnego zaangażowania i jak najlepszej postawy na lodzie.
Jak wyglądają treningi i czym różnią się od tych w Polsce?
- Każdy trener ma swój zestaw ćwiczeń i swój system treningowy. Generalnie treningi na lodzie są podobne, trwają maksymalnie godzinę. Ćwiczenia, jakie wykonujemy w trakcie danego treningu, są nam nakreślane odpowiednio wcześniej w szatni, by nie robić długich przerw na lodzie. Muszę przyznać, że jest różnica w poziomie zawodników. Widziałem do tej pory osiem drużyn DEL i mogę stwierdzić, że o sile zespołów decydują obcokrajowcy, głównie Amerykanie i Kanadyjczycy. Kluby z większym budżetem mają lepszych stranieri.
Jakie cele przedstawili wam działacze jako beniaminkowi ligi w tym sezonie?
- Nikt z nami nie rozmawiał na temat konkretnego miejsca. Jesteśmy beniaminkiem i oczekuje się od nas głównie walki i zaangażowania w każdym meczu. Niemniej, celem zespołu jest walka o miejsce premiowane grą w play-off.
Fot.www.suedkurier.de
A twoje indywidualne cele, plany na nowy sezon?
- Grać jak najwięcej i systematycznie podnosić swoje umiejętności.
Debiutowałeś w DEL przy prawie 14 tysiącach ludzi na trybunach. Troszkę innna bajka?
- To było w Mannheim. Taka hala i taka liczba widzów naprawdę robi wrażenie. Przed meczem byliśmy skazywani na pożarcie, ale zagraliśmy całkiem dobre spotkanie i przy odrobinie szczęścia mogliśmy wywieźć z tak ciężkiego terenu przynajmniej jeden punkt. Ostatecznie przegraliśmy to spotkanie 2:1.
Jak ci się układa współpraca z Adamem Borzęckim? Od niedawna występujecie w jednej parze...
- Z Adamem współpraca na lodzie układa mi się bardzo dobrze, często występujemy razem w trzeciej parze obrony. Oczekuje się od nas pewnej gry w defensywie, myślę że jak na razie dobrze nam to wychodzi. Byliśmy do tej pory tylko przy jednym straconym golu.
"Borzena" pomógł ci dostosować się do nowego środowiska?
- Adam z natury jest bardzo pomocną osobą i dzięki niemu wiele spraw stało się dla mnie łatwiejsze.
Czy hokeiści w Niemczech są bardziej rozpoznawalni niż w Polsce?
- Ciężkie pytanie, ale chyba nie. Ostatnie dwa sezony grałem w Sanoku i myślę, że hokeiści w tym mieście są bardziej rozpoznawalni niż w Schwenningen, co może wynikać z tego, że Sanok ma po prostu mniej mieszkańców. zostałem zaczepiony dwa razy przez Polaków, było to bardzo miłe zaskoczenie. Zapewne hokej w Niemczech jest bardziej spopularyzowany niż u nas, świadczy o tym pełna frekwencja kibiców na spotkaniach.
Rozmawiał Sebastian Królicki
Komentarze