Stoczniowcy przegrali z Unitami po juniorskich błędach
W 59 minucie spotkania Stoczniowcy prowadzili z Unitami 3-2, co było dobrym odzwierciedleniem przebiegu całego spotkania. Ambicji gdańszczan goście przeciwstawili doświadczenie i koncentrację do ostatniej minuty, nie tylko wyrównując wynik, ale i wygrywając dogrywkę. "Musimy się jeszcze dużo uczyć, gdyż wydaje się nam, że jesteśmy w stanie prowadzić otwartą grę z taką drużyną, jak Unia" - powiedział po spotkaniu rozgoryczony wynikiem trener Stoczniowców, Tadeusz Obłój.
Mecz rozpoczyna się pod dyktando Unitów, którzy szybko narzucają swój styl gry gospodarzom. Już w pierwszej minucie spotkania strzałem z niebieskiej dyspozycję wracającego po długiej przerwie do bramki Solińskiego sprawdza Piekarski. W odpowiedzi Marzec nie trafia w okienko w idealnej sytuacji - jednak na hali Olivia słychać głośne krzyki i gromkie brawa. To kibice Stoczniowca wywożą na taczce prezesa swojego klubu. Gdy uwaga widzów powoli powraca na taflę, rozprężenie pojawia się również w gdańskich szeregach. Wykorzystują to bezwzględnie Stachura z Rihą, którzy rozklepują gdańską obronę, a ten ostatni z najbliższej odległości wpycha gumę między parkanami Solińskiego.
Gdańszczanie wyrównują już po trzech minutach - w rozgrywanej przewadze Skrzypkowski zagrywa do Ziółkowskiego, który strzałem z okolic bulika wyrównuje wynik. Podrażnieni goście przyspieszają, ale gdańszczanie wytrzymują tempo i wychodzą na prowadzenie po nietuzinkowej akcji Szymona Marca. Młody napastnik przejeżdża wzdłuż bramki, a gdy wraz z nim od słupka do słupka przesuwa się Zborowski - gdańszczanin obraca się wokół własnej osi i strzela w długi róg. Stoczniowcy próbują iść za ciosem, jednak mimo widocznej przewagi nie udaje im się zamienić jej na bramki. Najlepszej sytuacji nie wykorzystuje Chmielewski, który mimo wysiłków wyraźnie nie ma swojego dnia. Unici też nie zasypiają gruszek w popiele i raz za razem przeprowadzają groźne ataki, które w niewiarygodny sposób powstrzymuje Soliński. Kilkakrotnie strzela Riha, idealne okazje mają Wojtarowicz i Tabacek, jednak Solo prezentuje najwyższy bramkarski kunszt. - Solobył najlepszym punktem naszego zespołu, przy zdrowotnej niedyspozycji Przemka Odrobnego pokazał, że jest równie klasowym bramkarzem, nie popełnił dzisiaj najmniejszego błędu - oceniał występ gdańskiego bramkarza trener Tadeusz Obłój.
Druga tercja rozpoczyna się pod dyktando Stoczniowców, którzy jakby na skrzydłach raz za razem wjeżdżają w tercję oświęcimian. Wreszcie w 28 minucie idealnej sytuacji znajduje się Kostecki, ale jego strzał wywołuje jedynie jęk zawodu na trybunach. Na szczęście dla gdańszczan odbity od bandy krążek przejmuje Steber, wykłada Janecce, który z 3 metra strzela z samo okienko.
Takiego wyniku nie spodziewali się chyba najwięksi gdańscy optymiści, ale równie mocno jak wynik zaskakuje styl gry gospodarzy. Gdańszczanie grają szybko i ostro, atakują bez respektu dla przeciwnika. Goście nie cofają się przed ostrą grą, co w 34 minucie skutkuje krótką bójka między Chmielewskimi i Jakubikiem. Jeszcze przed przerwą w idealnej sytuacji sam na sam z Solińskim staje Valusiak, ale zamiast podnieść krążek strzela wprost w parkany dobrze ustawionego bramkarza.
Od początku trzeciej tercji oświęcimianie przeprowadzają huraganowe ataki,co wreszcie przynosi efekt. W 43 minucie olbrzymim zamieszaniu Soliński broni jeszcze strzał Valusiaka, ale pozostawiony asysty obrońców jest bezradny wobec dobitki Stachury w samo okienko. Zapowiada się gorące ostatnie 17 minut - i rzeczywiście kibice nie mogą narzekać na brak emocji. Gra szybko przenosi się spod jednej bramki pod drugą, wprawdzie więcej sytuacji mają goście, ale nie potrafią znaleźć sposobu na dokonującego cudów gdańskiego bramkarza.
Wreszcie trener gości, Ladislav Spisak, na niespełna 1,5 minuty przed końcem spotkania bierze - jak się okaże po meczu - brzemienny w skutkach czas. Dobrze ustawiona taktyka gości w połączeniu z niefrasobliwością taktyczną pary gdańskich obrońców Kwieciński-Maciejewski przynosi błyskawiczną kontrę, uruchomioną przez Zatko. Po błędzie gdańskiej pary obrońców, która zapędziła się pod bramkę gości, gumę przejmuje Krajci, i po samotnym rajdzie dosłownie jak z rzutu karnego strzela obok bezradnego Solińskiego. Gdański bramkarz jest tak wściekły, że z całych sił uderza kijem w konstrukcje bramki, wrzeszcząc na swoich kolegów. - Maciejewski jest utalentowanym zawodnikiem, Kwieciński jest bardzo pracowity, ale w hokeju jest wielu takich, którzy niczego nie osiągnęli, jeżeli nie chcą do nich dołączyć, to muszą zrozumieć, że założenia taktyczne to nie wymysły trenera - irytował się na obrońców trener Tadeusz Obłój.
Do końca meczu zostaje minuta, która nie przynosi rozwiązania, i kibice otrzymują dodatkową porcję emocji. Gdy do końca dogrywki zostaje nieco ponad 35 sekund - niewiarygodny błąd popełnia młody gdański napastnik, Aron Chmielewski. Gdańszczanin nieatakowany kontroluje krążek w środku własnej tercji, więc przebywający już dość długo na lodzie koledzy z drużyny zjeżdżają na zmianę. W tym momencie Aron postanawia wyprowadzić indywidualną akcję ofensywną, jednak po gwiazdorskim popisie jak żółtodziób traci krążek na niebieskiej. Nic dziwnego - gdańszczanin wjeżdża między Tabacka i Krajciego,na których takie popisy jadącego z nosem wbitym w lód młodzieńca nie robią wrażenia. Krajci bez problemu wyłuskuje krążek, rozgrywa na pustej tafli z Tabackiem, który nie daje szans Solińskiemu. - Nie mam słów, żeby skomentować zagranie tego chłopaka - unikał po meczu odpowiedzi trener Tadeusz Obłój, jednak uległ wreszcie nagabywaniu dziennikarzy. - Aron naprawdę ma rzadko spotykany talent, ale sądzę, że nie odniesie sukcesu w hokeju, bo hokej to jest gra zespołowa, a on uważa, że pozjadał wszystkie mądrości. Indywidualnie może starać się w jeździe figurowej, to dyscyplina solowa, ale na to jeździ za słabo na łyżwach. Rozmawiałem z jego poprzednimi trenerami, próbując do niego w jakikolwiek sposób dotrzeć, ale oni również rozkładają ręce - mówił trener Stoczniowców. - Przecież on po stracie krążka nawet nie próbował walczyć, gonić, jakoś naprawić swój błąd. Zjechał od razu do szatni, uciekł jak tchórz, nie zdobył się nawet na to, żeby ze spuszczoną głową wziąć na siebie winę za przegrany mecz.
Mimo przegranego meczu gdańscy kibice nie wychodzili zmartwieni z hali Olivia, gdyż dość szybko dotarła do nich informacja o wsparciu udzielonym Stoczniowcowi przez prezydenta miasta Gdańsk, Pawła Adamowicza. Mimo przegranej bitwy przed Stoczniowcami jawi się perspektywa dalszej walki. - Mamy jeszcze dwóch zawodników w Ameryce Północnej, którzy wrócą do nas na play-offy, zrobiliśmy bardzo duży postęp i jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa - kończył konferencję prasować trener Tadeusz Obłój. - Wierzę, że w tym roku to Stoczniowiec może zostać czarnym koniem rozgrywek, zwłaszcza, gdy przestaniemy się martwić o taśmę, sznurówki czy kije - gdy będziemy grali twardy hokej, a nie unikali starć w obawie przed uszkodzeniem sprzętu.
Stoczniowiec Gdańsk - Aksam Unia Oświęcim 3-4(2-1, 1-0, 0-2, d.0-1)
PrzeczytajRELACJĘ LIVE ze spotkania.
Komentarze