Samolej: Poziom PHL się podniósł? To złudna opinia
– Moim zdaniem wprowadzenie ligi open prędzej czy później skończy się katastrofalnie dla polskiego hokeja, a myślę tu przede wszystkim o reprezentacji – mówi Gabriel Samolej. Były bramkarz i trzykrotny olimpijczyk stwierdził też, że poziom PHL się nie podniósł. – Rozgrywki stały się bardziej wyrównane, a mecze są bardziej zacięte, a co za tym idzie rozstrzygnięcia nieprzewidywalne – stwierdził ekspert hokejowy.
HOKEJ.NET: – Zacznijmy od tego, co się dzieje w Nowym Targu? Dochodzą słuchy, że klub może nie wystartować w przyszłym sezonie…
Gabriel Samolej, były golkiper Podhala Nowy Targ i reprezentacji Polski: – Nie jestem obecnie radnym i nie pełnię żadnych funkcji ani w zarządzie MMKS-u, ani spółki KH Podhale Nowy Targ, dlatego nie czuję się kompetentny do odpowiedzi na to pytanie.
Pandemia pokrzyżuje plany wielu klubom, czy to może być czas jeszcze większego kryzysu w polskim hokeju?
– Uważam, że tak. Prawdopodobnie kryzys finansowy dotknie większość klubów Polskiej Hokej Lig. Jeśli w bogatej piłkarskiej Bundeslidze kilka klubów ostrzega, że grozi im bankructwa, to tym bardziej kłopoty mogą mieć o wiele biedniejsze polskie kluby hokejowe.
Nie obawia się Pan, że będziemy świadkami sezonu na przetrwanie?
– Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Kryzys finansowy, brak kibiców na trybunach, a co za tym idzie brak wpływów z biletów z pewnością odbiją się na budżetach klubów.
Sporo mówi się, że zawodnicy będą musieli zgodzić się na niższe wynagrodzenia. Może dojść do tego, że wielu z nich będzie łączyło hokej z dodatkową pracą.
– Jest to całkiem realny scenariusz. Natomiast już w poprzednim sezonie dochodziło do sytuacji, że zawodnicy musieli godzić grę w hokeja z pracą zawodową.
W poprzednim sezonie szefostwo rozgrywek zdecydowało się zrezygnować z limitu obcokrajowców. Tomek Valtonen, selekcjoner reprezentacji Polski, powiedział, że poziom się podniósł. Jak wygląda to z Pana perspektywy?
– Moim zdaniem wprowadzenie ligi open prędzej czy później skończy się katastrofalnie dla polskiego hokeja, a myślę tu przede wszystkim o reprezentacji. Słowa Tomka Valtonena, wypowiedziane po euforii wywołanej zwycięstwem nad Kazachstanem mnie nie przekonują. Tym bardziej, że w trakcie eliminacji do Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu przeszliśmy te fazę zwycięsko pomimo braku ligi open. Wielu osobom wydaje się, że podniósł się poziom Polskiej Ligi. Według mnie jest to złudna opinia. Dlaczego? Bo rozgrywki stały się bardziej wyrównane, a mecze są bardziej zacięte, a co za tym idzie rozstrzygnięcia nieprzewidywalne.
W większości klubów kuleje szkolenie młodzieży. Co należy zrobić, by w tym aspekcie coś się poprawiło?
– Szkolenie młodzieży zostanie odbudowane, kiedy centrala związku opracuje i wprowadzi w życie we współpracy Ministrem Sportu oraz władzami lokalnymi program wsparcia dla uczestników grup młodzieżowych oraz klubów prowadzących z nimi zajęcia. Doświadczenia w innych dyscyplinach sportu pokazują, że bez całościowych programów nie byłoby sukcesów ani utrzymania rozwoju w takich dyscyplinach sportowych jak lekkoatletyka czy narciarstwo. Generalnie chodzi o pieniądze.
Kilka lat temu uparcie Pan atakował Sanok, że nie stawia na wychowanków i gra armia zaciężna. Co Pan powie o drużynie Podhala, która pod względem zatrudniania stranieri rozbiła w poprzednim sezonie bank? Na dodatek byli to gracze średni, na palcach jednej ręki można wskazać tych, którzy coś zespołowi dali.
– Zgadzam się z Panem całkowicie w tej kwestii. Wielokrotnie prezentowałem taką opinię. Muszę powiedzieć, że taka sytuacja zawsze napełniała mnie smutkiem, tym bardziej, że z tego powodu wielu naszych wychowanków zakończyło karierę. Nie zmienia to mojej opinii o sytuacji, która miała miejsce w Sanoku i nadal uważam, że drużyny powinny bazować w większości na własnych wychowankach. Nie jestem przeciwny temu, by w każdej drużynie mogło grać maksimum pięciu obcokrajowców, ale niech to będą zawodnicy na wysokim poziomie, którzy zagwarantują sukces klubom i dzięki którym lokalna młodzież będzie mogła podnosić swoje umiejętności.
Mocno atakowaliście jako grupa olimpijczyków władze PZHL. Czy nadal chcielibyście zmian, jeśli tak to jakich?
– Olimpijczycy patrzą przede wszystkim na główne stowarzyszenie zajmujące się hokejem w Polsce, czyli PZHL. Dobre rozwiązania wprowadzane przez związek będą mieć przecież pozytywne skutki we wszystkich obszarach. Zarówno jeśli chodzi o programy dla dzieci i ich finansowania, ale także dla takich klubów hokejowych w małych miejscowościach jak Nowy Targ. Bez realizacji całościowego programu odbudowy hokeja na lodzie w Polsce wszelkie inne działania mają charakter doraźny i tymczasowy.
Wie pan co mówi środowisko hokejowe w Polsce? Że olimpijczycy z Nowego Targu nie potrafią zrobić porządku we własnym mieście, a chcą zmian w PZHL. Jest Pan w stanie odeprzeć te ataki?
– Jako członkowie Nowotarskiego Klubu Olimpijczyka nie mamy trzydziestu czy nawet czterdziestu lat i nie aspirujemy do kierowania całym związkiem czy nowotarskimi klubami. Nasze kompetencje i doświadczenie chcielibyśmy przekazać dla wsparcia ukochanej dla nas dyscypliny ale ludziom, którzy chcą skorzystać z pomocy.
Rozmawiał: Sebastian Królicki
Komentarze