Kandydat na prezesa PZHL punktuje obecną ekipę. "Chcę normalności"
Zbigniew Stajak jest jednym z trzech kandydatów na stanowisko prezesa Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Dlaczego zdecydował się wystartować w wyborach? – Kandyduję, bo chce wyrazić sprzeciw przeciwko obecnym władzom – zaznaczył były trener Mazowsza Legii Warszawa i sekretarz generalny PZHL oraz działacz Mazowieckiego OZHL.
Stajak nie chciał nam jeszcze podać swojego komitetu poparcia. Ma go ogłosić na konferencji prasowej, która odbędzie się w czwartek w Krakowie. Nam w sposób nieoficjalny udało się ustalić, że na pewno będzie go wspierał Nowotarski Klub Olimpijczyka z Czesławem Borowiczem na czele.
HOKEJ.NET: – Na początek zapytam, dlaczego zdecydował się pan wystartować w wyborach na prezesa PZHL?
Zbigniew Stajak, kandydat na prezesa PZHL: – Od przynajmniej dwóch kadencji nie zgadzam się z tym, jak funkcjonuje związek. W mojej opinii nie działa on na rzecz tej pięknej dyscypliny sportu. Do hokeja trafiają przypadkowi ludzie, a wiele osób związanych z nim związanych daje na to przyzwolenie.
Ja się z tym nie godzę już od dwóch kadencji. Zresztą dałem temu wyraz tuż po tym, kiedy pan Piotr Hałasik wygrał wybory. Zostałem mianowany sekretarzem generalnym, ale gdy zorientowałem się, o co tu naprawdę chodzi, to już po dwóch tygodniach złożyłem rezygnację. Nie zgodziłem się na dyktat jednej osoby, która nie była odpowiednia na to stanowisko. Jak widać, miałem rację.
Kto pana popiera?
– Moją kandydaturę zgłosił Mazowiecki Okręgowy Związek Hokeja na Lodzie.
Pytałem raczej o konkretnych ludzi, o swoistą grupę wsparcia.
– Popierają mnie osoby, które są w hokeju bardzo długo i również nie zgadzają się z tym, co dzieje się w hokejowej centrali. Na razie nie będę przedstawiał swojego komitetu wsparcia. Chcę to uczynić publicznie.
Nie przerażają pana długi, które ciągną się za centralą?
– Nikt nie wie, jakie zobowiązania ma centrala. Wiele osób z hokejowego środowiska ma wrażenie, że poprzedni prezesi uprawiali tak zwaną kreatywną księgowość. Uważam, że dług jest dużo wyższy niż ten, który został zaprezentowany na Walnym Zjeździe Sprawozdawczym Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Biegły rewident stwierdził, że zadłużenie wynosi od 13 do 16 milionów. Matematyka jest jednak nauką ścisłą. W niej wszystko jest jasne. Mamy więc do czynienia z pierwszą albo z drugą liczbą. Moim zdaniem chyba z drugą.
Zresztą dokładnie pamiętam, że wówczas wdałem się w polemikę z mecenasem Pałusem. Twierdziłem, że skoro audytorzy sprawdzili 50 procent dokumentów księgowych, to na jakiej podstawie delegaci mają zatwierdzić sprawozdanie finansowe związku za 2018 rok? Mówimy tu przecież o cząstkowym sprawozdaniu, a nie całościowym.
Zapytałem też, czy istnieje możliwość, że gdzieś w garażu sekretarza generalnego Janusza Wierzbowskiego leży jeszcze stos dokumentów, których nie oddał do kontroli? Mecenas odpowiedział, że jest to możliwe. W takim razie o czym tu mówimy? Czy ktoś panuje nad tym, co dzieje się w związku? Śmiem wątpić.
fot: legia.net
Jakie są pana główne cele?
– Przede wszystkim normalność i solidna praca. Ta dyscyplina nie zasługuje na ludzi przypadkowych, bo ci prowadzą ją do upadku. Jestem przy hokeju od 40 lat i gdy widzę to wszystko, po prostu cierpię. Nie zgadzam się z obecną polityką zarządu PZHL.
Uważam, że całościowa zmiana zarządu tego związku może doprowadzić do tego, że zostanie zrobiony prawidłowy i dogłębny audyt. Wyciągniemy z tego wnioski i wszelkie kwoty zadłużenia podamy do publicznej wiadomości.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, że prezes PZHL jest też prezesem Polskiej Hokej Ligi, a z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie. Na domiar złego związek jest stuprocentowym akcjonariuszem spółki PHL. To kluby powinny mieć decydujący głos przy organizacji rozgrywek, a nie związek.
Poza tym w działania Polskiej Hokej Ligi i Polskiego Związku Hokeja na Lodzie wglądu nie ma komisja rewizyjna. Takie praktyki nie powinny mieć miejsca.
Zresztą pamiętam Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy, podczas którego delegaci wybrali Dawida Chwałkę. Wówczas zwróciłem się do delegatów z apelem, że podniesienie przez nich ręki za kandydaturą Chwałki, to wzięcie na swoje barki związkowych długów.
Wybierając go, dali mu przyzwolenie na dalsze wydawanie pieniędzy. Wówczas dług wynosił 8 milionów, a teraz doszło do jego podwojenia. Jak łatwo zauważyć, mamy tu do czynienia z efektem kuli śnieżnej. W mojej ocenie w obecny dług wynosi około 20 milionów, oczywiście z odsetkami.
Ile - pana zdaniem - potrwa spłacanie tych zobowiązań?
– Na pewno nie uda się tego zrobić przez jedną kadencję. Zakładając wersję optymistyczną, to w ciągu roku można spłacić milion złotych. Przypomnę, że odsetki rosną. Aby pozbyć się tego długu, trzeba kilkunastu lat systematycznej pracy.
Znów odwołam się do sytuacji ze Zjazdu Sprawozdawczego. Pytałem działaczy, z jakich pieniędzy zamierzają spłacać dług. Ich tłumaczenia nie były przekonujące. Bądźmy poważni, związek nie może funkcjonować wyłącznie dzięki by-passom, jakimi są Śląski Związek Hokeja na Lodzie i Polski Komitet Olimpijski.
Kto ma mieć pomysł na to, jak wyjść z tej trudnej sytuacji, jeśli nie obecne szefostwo hokejowej centrali?
Zapewne słyszał pan, że działacze chcą zredukować część swojego długu dzięki organizacji imprez międzynarodowych.
– Na takich imprezach raczej ciężko będzie cokolwiek zaoszczędzić. Zresztą Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie ma jasne i klarowne wymagania. Dotacje z IIHF-u muszą być dobrze wydawane.
Słucham pana wnikliwie i odnoszę wrażenie, że jest pan za całkowitą zmianą zarządu.
– Oczywiście. Dzisiaj każe się głosować wszystkim delegatom za tym, żeby zarząd, który pracował osiem lat temu przez kolejne lata znów mógł czuć się bezkarnie. To kolejne dawanie przyzwolenia na to, żeby ktoś po prostu źle gospodarował.
Skoro mówił pan o zarządzie, to wierzy pan w tłumaczenia działaczy o tym, że nie wiedzieli o tym, jak centralą zarządzali Dawid Chwałka i Janusz Wierzbowski, pełniący wówczas funkcję sekretarza generalnego?
– Jeśli mamy do czynienia z przyjęciem uchwały, to niezbędny jest do niej cały związek lub przynajmniej prezydium związku, czyli czteroosobowe grono: prezes, wiceprezesi i sekretarz, którego obecnie nie ma.
Zresztą nie ma też dyrektora sportowego z prawdziwego zdarzenia i trenera koordynatora. Nie ma ludzi, którzy gwarantują pełną strukturę i pełne działanie na wszystkich poziomach: organizacyjnym, finansowym i szkoleniowym. Decyzję podejmuje de facto jeden człowiek, który sam do tego uzurpował sobie prawo. Uważam, że polskie kluby są traktowane jak bankomat dla hokejowej centrali.
Ma pan tutaj na myśli podwyższone opłaty za wpisowe?
– Między innymi.
Ale kluby otrzymują też prowizję z wykupionych abonamentów w serwisie polskihokej.tv.
– W takim razie ja zapytam pana, co stało się z transmisjami w Telewizji Polskiej?
Jeśli nic się nie zmieni, to w TVP Sport zobaczymy w tym sezonie tylko mecze finału play-off. Chyba każdy kibic nad tym boleje.
– Przyznam, że bardzo zabolały mnie słowa szefa TVP Sport Marka Szkolnikowskiego, który nazwał hokej dyscypliną niszową i nierozwojową, przynoszącą straty telewizji. Tymczasem chciałem przypomnieć słowa jednego z wiceprezesów Polskiego Związku Hokeja na Lodzie a zarazem posła (Marka Matuszewskiego – przyp. red.), który zapewniał, że jeśli działacze wybiorą Dawida Chwałkę, to polski hokej otrzyma wsparcie finansowe i wszystko będzie kwitło.
Jak się skończyło, chyba każdy wie. Pieniędzy jak nie było, tak nie ma. A dług podwoił się.
Czyli jedynym pozytywem jest podniesienie się poziomu rozgrywek? To zostało jednak spowodowane przez rezygnacje z limitu obcokrajowców.
– Z tym jak najbardziej się zgodzę. Poziom PHL jest w tym sezonie na dużo wyższym poziomie niż przed rokiem. Dlatego nie rozumiem słów dyrektora TVP Sport, który wytacza nieco chybione argumenty o słabości rozgrywek ligowych. Może pan Szkolnikowski czuje się bardzo pewnie, bo wie, że ma słabego partnera do rozmów?
Poza tym w związku działał pan Robert Walczak, związany wcześniej z katowickim oddziałem TVP. Dlaczego nie wykorzystał swoich znajomości, by popchnąć temat do przodu? Niestety, ale obecne szefostwo związku zrobiło wszystko, by ligowy hokej zniknął z anteny Telewizji Polskiej, a to przykre, bo ten kanał jest dostępny powszechnie, na multipleksie.
legia.net
Na sam koniec zapytam o pismo, jakie skierował ostatnio Marek Kostecki, prezes GKS-u Stoczniowca Gdańsk. Przypomnę, że zaprotestował on przeciwko temu, że w porządku obradzabrakło punktów dotyczących zatwierdzenia sprawozdania finansowego oraz udzielenia absolutorium ustępującemu zarządowi.
– Pismo skierowane przez pana Kosteckiego jest zasadne. Organizacja walnego zjazdu 19 marca jest wybiegiem w przód obecnego zarządu, żeby środowisko przeciwne jemu, nie było w stanie na tyle się skonsolidować i na tyle zorganizować, żeby wybrać kandydata, który przeciwstawi się obecnie urzędującemu Mirosławowi Minkinie.
Statut mówi jednoznacznie, że po rezygnacji członków należy wybrać nowych, aby związek miał zdolność do dalszego funkcjonowania. Obecna ekipa chciała to szybko przyspieszyć, a ich działanie nie jest zgodnie ze statutem.
Dotychczas Walne Zjazdy Polskiego Związku Hokeja na Lodzie odbywały się w soboty. Teraz taki odbędzie się w czwartek.
– Zrobienie Walnego Zjazdu w środku tygodnia na Śląsku jest kolejnym krokiem do tego, aby jak najmniej delegatów zdecydowało się przyjechać. Mamy w Polsce mnóstwo klubów amatorskich, uczniowskich, w których ludzie pracują i muszą specjalnie wziąć wolne. Jeśli ich pracodawcy się na to nie zgodzą, to ich mandaty przepadną. A każdy głos jest bardzo ważny, bo daje on prawo do współdecydowania o tym, co dzieje się w naszym hokeju.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski.
Komentarze