„Szarotki” o krok od finału! (WIDEO)
Hokeiści TatrySki Podhala Nowy Targ w piątym meczu półfinału play-off pokonali na wyjeździe GKS Tychy 4:3 po dogrywce. Gola na wagę trzeciego zwycięstwa w serii zdobył Krzysztof Zapała, który przejechał z krążkiem całe lodowisko i popisał się przepięknym uderzeniem z nadgarstka.
– Pokazaliśmy kawał dobrego charakteru, wyrwaliśmy to zwycięstwo rywalom z gardeł. Takie mecze najbardziej mi się podobają – powiedział tuż po meczu bohater „Szarotek”. – Rywale pewnie byli już myślami przy rodzinnych kolacjach i przy świętowaniu zwycięstwa. Tymczasem to my obejmujemy prowadzenie w tej serii, co bardzo nas cieszy.
Tyska publiczność siarczystymi gwizdami powitała nowotarskich hokeistów. Zgodnie z zapowiedziami słownie oberwało się też trenerowi Tomkowi Valtonenowi, który na ostatniej konferencji prasowej w specyficzny sposób wypowiedział się o zachowaniach Adama Bagińskiego, doświadczonego napastnika GKS-u Tychy.
Temperatura tego spotkania od samego początku była bardzo gorąca. Obie drużyny grały twardo i agresywnie. Można by rzec, że ten mecz był klasyką play-offowego gatunku.
Bombowe przewagi
Początek należał do tyszan, którzy po pierwszej odsłonie prowadzili 2:0. Wynik spotkania w 6. minucie otworzył Filip Komorski, który uderzeniem z korytarza między bulikami zaskoczył Przemysława Odrobnego. Z kolei w 15. minucie gospodarze zdobyli drugiego gola, wykorzystując już pierwszy okres gry w przewadze. Na listę strzelców wpisał się Gleb Klimienko, który po dobrym podaniu Bartłomieja Pociechy efektownie wyprzedził Marcina Kolusza i w sytuacji sam na sam z „Wiedźminem” trafił pod poprzeczkę.
Goście od początku drugiej odsłony odważnie ruszyli do przodu, a tyszanie złapali karę. Efekt był taki, że kontaktowego gola zdobył Mateusz Michalski, który przymierzył z prawego bulika. Zespół dowodzony przez Tomka Valtonena chciał pójść za ciosem, ale miał problem ze znalezieniem sposobu na nieźle spisującego się „Jaśka Murarza”. 31-letni golkiper w dobrym stylu zatrzymał krążek po kąśliwym uderzeniu Jarosława Różańskiego.
Tymczasem w 35. minucie gospodarze podwyższyli prowadzenie. Zasłoniętego Przemysława Odrobnego strzałem po lodzie z linii niebieskiej zaskoczył Mateusz Bryk. Kibice GKS-u mieli solidne powody do radości,
Zmarnowane okazje
Tyszanie zaatakowali z jeszcze większym impetem i prawdę mówiąc w końcówce drugiej odsłony mogli rozstrzygnąć o losach spotkania. Najpierw sytuacji sam na sam z Przemysławem Odrobnym nie wykorzystał Gleb Klimienko, a później w dobrych okazjach pudłowali Alexander Szczechura, Andrij Michnow, Aleksiej Jefimienko i Bartosz Ciura.
O tym, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, wiadomo nie od dziś. Za brak skuteczności z końcówki drugiej odsłony trójkolorowi zapłacili najwyższą cenę. Już na początku ostatniej tercji nadzieję w serca „Szarotek” wlał Joona Tolvanen. Fiński defensor tuż po wygranym przez Krystiana Dziubińskiego buliku zdecydował się na strzał i zaskoczył Johna Murraya.
Goście kolejny raz rozpoczęli pogoń za wynikiem. Tym razem ich wysiłki zostały nagrodzone, ale dopiero na 22 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry. Gumę na tyską bramkę wrzucił Krystian Dziubiński, a Patrik Moisio sprytnie przekierował ją do bramki. Warto zaznaczyć, że nowotarżanie grali wówczas w szóstkę w polu, bo swój posterunek opuścił Przemysław Odrobny.
O losach spotkania miała zdecydować dogrywka - trzecia w tej serii. Już w 99. sekundzie dodatkowego czasu gry akcję rodem z najlepszych lodowisk świata przeprowadził Krzysztof Zapała. 37-letni środkowy efektownie wjechał z krążkiem do tercji i z wysokości prawego bulika uderzył z nadgarstka. „Jasiek Murarz” mógł tylko wyciągnąć gumę z siatki.
Powiedzieli po meczu:
Tomek Valtonen, trener Podhala: – Pierwsza tercja była dla nas bardzo trudna. Wydaje mi się, że nie byliśmy mentalnie gotowi do tego meczu. To jest moja wina, bo jestem głównym trenerem i do moich obowiązków należy mentalne przygotowanie zespołu. W drugiej odsłonie graliśmy już lepiej, a w trzeciej odsłonie uwierzyliśmy, że możemy jeszcze wygrać to spotkanie. Mieliśmy też trochę szczęścia, ale podparliśmy je również ciężką pracą w całym spotkaniu. Jestem dumny z zespołu. Cóż, „Kazek” Zapała pokazał dlaczego wciąż jest jednym z najlepszych środkowych w Polsce.
Andrej Husau, trener GKS-u Tychy: – Ciężko coś wydobyć z siebie. Kolejny raz przegraliśmy na własne życzenie. Mieliśmy mnóstwo sytuacji, by ten mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść już w regulaminowym czasie gry. W samej końcówce drugiej tercji mogliśmy zdobyć pięć bramek. Swoich szans nie wykorzystaliśmy, a po raz kolejny popełniliśmy masę prostych, indywidualnych błędów, jak przegrany "bulik" we własnej tercji czy głupie uwolnienie. Co zrobić. Mnie jako trenera życie znów uczy, że w hokeja gra się przez 60 minut. Nic się nie dzieje. Seria trwa dalej.
GKS Tychy – TatrySki Podhale Nowy Targ 3:4 d. (2:0, 1:1, 0:2, d. 0:1)
1:0 - Filip Komorski - Gleb Klimienko (05:14),
2:0 - Gleb Klimienko - Bartłomiej Pociecha (14:56, 5/4),
2:1 - Mateusz Michalski - Bartłomiej Neupauer, Joona Tolvanen (22:47, 5/4),
3:1 - Mateusz Bryk - Alexander Szczechura, Jarosław Rzeszutko (34:44),
3:2 - Joona Tolvanen - Krystian Dziubiński (42:52),
3:3 - Patrik Moisio - Krystian Dziubiński, Oskar Jaśkiewicz (59:38, 6/5),
3:4 - Krzysztof Zapała - Patryk Wajda (61:39)
Sędziowali: Włodzimierz Marczuk, Paweł Meszyński (główni) – Mateusz Bucki, Wiktor Zień (liniowi).
Minuty karne: 6 – 16 (w tym 2 minuty kary technicznej i 10 minut za niesportowe zachowanie dla Oskara Jaśkiewicza).
Strzały: 34-24.
Widzów: ok. 2500.
Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw): 3:2 dla Podhala.
Kolejny mecz: w środę w Nowym Targu.
GKS Tychy: Murray – Pociecha, Ciura (2); Sýkora, Cichy, Szczechura – Górny, Bryk; Gościński, Bagiński, Michnow (2) – Kolarz, Bizacki; Klimienko (2), Komorski, Jefimienko – Jeziorski, Rzeszutko, Witecki.
Trener: Andrej Husau.
TatrySki Podhale: Odrobny – Jaśkiewicz (12), Kolusz; Moisio, Dziubiński, Różański – Suomimen, Tolvanen; Sammalmaa, Zapała, Michalski – Hovinen, Mrugała (2); Wielkiewicz, Neupauer, Guzik – Moskunen, Wajda; Siuty, D. Kapica, Wolski.
Trener: Tomek Valtonen.
Komentarze