Klisiak: Reprezentacja musi poprawić grę w defensywie
O ostatnim turnieju EIHC, mankamentach w grze biało-czerwonych i zbliżającej się fazie play-off rozmawiamy z Waldemarem Klisiakiem, w przeszłości znakomitym napastnikiem, a obecnie doradcą ministra sportu Witolda Bańki.
HOKEJ.NET: – Za nami turniej EIHC. Zapytam dość przekornie, co dobrego można powiedzieć o grze naszej reprezentacji?
Waldemar Klisiak, olimpijczyk z Albertville i strzelec 434 goli w polskie ekstralidze: – Moje podejście jest z reguły krytyczne, zwłaszcza jeśli chodzi o drużyny bliskie mojemu sercu. A reprezentacja z oczywistych przyczyn się do nich zalicza. Niemniej jeśli padło pytanie o pozytywne aspekty, to uważam, że solidnie zaprezentowali się nasi bramkarze. John Murray w meczu z Włochami bronił dobrze, fajnie na tle Kazachów zaprezentował się Przemysław Odrobny, przyczepić się nie można także do Ondřeja Raszki. O pozycję bramkarza, w kontekście mistrzostw świata zaplecza elity, nie musimy się specjalnie obawiać. Konkurencja jest dość duża, a zawodnicy są na niezłym poziomie.
W takim razie nad czym reprezentacja Polski musi się mocniej pochylić?
– Wiem, że trenerzy wciąż szukają odpowiednich zawodników na określone pozycje i brakuje zgrania. Dlatego też słabo radziliśmy sobie podczas gier w przewagach. Mnie jednak w oczy rzuciła się słaba gra w defensywie. Podczas całego turnieju można było zaobserwować, że brakuje nam ofensywnie usposobionych defensorów, podobnych charakterystyką do Nicolasa Bescha czy Miroslava Zatki z czasów Unii Oświęcim. Takich, którzy wyprowadzą akcję, mocniejszym podaniem przyspieszą grę, a także zdecydują się na strzał.
Jako byłego zawodnika irytowało mnie, że napastnik wracał po krążek do tercji obronnej i brał się za budowanie akcji. Przez to traciliśmy na ofensywnej jakości.
Czyli przed mistrzostwami świata musimy modlić się, aby drużyna Pawła Droni jak najszybciej odpadła z fazy play-off.
– Najwidoczniej. Paweł jest jednym z nielicznych polskich obrońców, który potrafi zainicjować akcję i ma smykałkę do ofensywnej gry. Jeśli szybko przechwycimy krążek, to taki defensor jak Dronia podłączy się, zrobi przewagę liczebną i zwiększy szansę na zdobycie gola. Jeśli zagra na mistrzostwach, to będzie naszym sporym wzmocnieniem.
Wrócę jeszcze do Pana słów, wypowiedzianych podczas studia w trakcie meczu z Włochami. Złe nawyki z Polskiej Hokej Ligi sprawiają, że na arenie międzynarodowej rywalizuje nam się znacznie trudniej.
– Generalnie każdy zawodnik, który przyjeżdża na zgrupowanie reprezentacyjne musi być świadomy tego, że podczas tego tygodnia czy kilkunastu dni musi pokazać coś więcej niż w lidze. Mówiąc o złych nawykach miałem na myśli przede wszystkim szybkość w podejmowaniu decyzji. Nie można w nieskończoność przyjmować krążka i holować go do momentu aż któryś z kolegów będzie całkowicie wolny. Potrzebne są automatyzmy. Po otrzymaniu podania w tercji rywala trzeba zakończyć akcję strzałem. Jeśli nie jest to możliwe, zawodnik musi podjąć ryzyko i wjechać na bramkę. Na arenie międzynarodowej nie można pozwolić sobie na chwilę zawahania, bo agresywnie grający rywal na pewno to wykorzysta.
Weźmy pod uwagę nasz pierwszy mecz z Italią. Od samego początku Włosi rzucili się na nas, grali bardzo agresywnie i mieliśmy problem, by wyjść z własnej tercji, a co dopiero rozegrać jakąś akcję.
Zresztą widać było, że trener Ted Nolan na to zareagował w następnym meczu. Żeby zawodnicy szybciej weszli w mecz, to wpuścił po dwa razy pierwszą i drugą piątkę. Później to samo zrobił z trzecią i czwartą formacją.
Nie martwi Pana to, że trenerzy cały czas przebierają w 30-35 nazwiskach?
– Pewnie, że martwi. Obawiam się, co będzie dalej, bo sporo naszych graczy jest już po trzydziestce. Z młodych mamy Patryka Wronkę, Oskara Jaśkiewicza, Bartosza Fraszkę i Radosława Sawickiego. Wydaje mi się, że trenerzy mogliby dać szansę też Mateuszowi Gościńskiemu, bo ma fajne warunki fizyczne, imponuje dynamiką i ma stałe miejsce w GKS Tychy.
Zresztą Krzysztof Zapała i Marcin Kolusz też mają już swoje lata, a w wyczynowym sporcie nie da się „oszukać PESELu”.
Sporo mówiło się o naturalizacji zawodników zza oceanu, a na dobrą sprawę dla reprezentacji udało się pozyskać tylko Michaela Cichego. John Murray i Alex Szczechura nie dostali jeszcze paszportu.
– Na ten moment naturalizacja to konieczność, ale równie ważna jest praca z młodzieżą. Bardzo się cieszę, że Ministerstwo Sportu utworzyło cztery Ośrodki Szkolenia Sportowego Młodzieży, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Naturalizacja i szkolenie powinny przebiegać dwutorowo i jedno drugiemu nie powinno przeszkadzać. Żeby mówić o naturalizacji, trzeba dobrze spenetrować rynek za oceanem. Tylko tym musiałby się ktoś zająć. Może kierownik wyszkolenia, może dyrektor sportowy PZHL czy może asystenci trenera.
Selekcjoner reprezentacji w jednym z wywiadów powiedział, że da szansę każdemu zawodnikowi. Tymczasem na żadne zgrupowanie nie został zaproszony Jarosław Rzeszutko, obecnie najlepszy strzelec GKS-u Tychy i jeden z najlepszych specjalistów od wygrywania wznowień.
– Byłem zdziwiony tym, że „Rzeszut” ani razu nie został zaproszony na konsultacje szkoleniową. Przecież każdemu zespołowi potrzebni są gracze, którzy pod bramką rywala przyciągają krążek jak magnes. Potrafią znaleźć się w odpowiednim miejscu i szybko posłać gumę do siatki. Zresztą Jarek dobrze radzi sobie na bulikach i potrafi popracować na bramkarzu. W obecnej kadrze tylko Marcin Kolusz decyduje się na te rozwiązania, choć muszę przyznać, że nie jest to żadna nowość. Gdy ja występowałem w reprezentacji, też stosowaliśmy ten schemat. Na bramkarzu świetnie pracował wtedy Krzysiek Oliwa. Wzbudzał on strach wśród obrońców rywali, ale trzeba też przyznać, że świetnie zbijał krążki. Ale jeśli nie ma chętnych napastników, to może pora postawić tam twardego obrońcę?
Czy Alan Łyszczarczyk zasłużył na to, by na stałe zagościć w seniorskiej reprezentacji?
– Oczywiście. Kiedy, jak nie teraz? Alan świetnie radzi sobie w Ontario Hockey League i ten sezon jest dla niego znacznie lepszy niż poprzedni. Poza tym z dobrej strony zaprezentował się w turnieju mistrzostw świata. Sprawdziłbym też Filipa Starzyńskiego, grającego w akademickich rozgrywkach NCAA. A nie muszę chyba wspominać, że to właśnie w tej lidze przed przeprowadzką do Polski występował choćby Michael Cichy.
W polskiej reprezentacji mógłby też zagrać Nourredine Bettahar, który występuje w DEL2. To były kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski do lat 18.
– Pewnie, że mógłby. To zawodnik uniwersalny, walczak, obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi, który od dłuższego czasu występuje już w Niemczech. Hokeja na dobrą sprawę uczył się w kraju, który pod względem hokeja jest lepiej rozwinięty. Myślę, że warto go sprawdzić.
Dziś rozpoczyna się faza play-off. Pańskie typy, przewidywania?
– Wydaje mi się, że tyszanie powinny szybko i bez problemu awansować do półfinału. Rywalizacja w pozostałych parach będzie bardziej zacięta i wyrównana.
Sporo mówi się o kryzysie Comarch Cracovii. Powoli kończy się trenerski mit Rudolfa Roháčka. Czy czeski szkoleniowiec najlepsze znów przygotował na najważniejszą fazę sezonu?
– Wróble ćwierkają, że w Cracovii nie ma już takiej atmosfery, jak choćby w dwóch poprzednich sezonach. Być może wzajemne zaufanie się skończyło, ale trudno to jednoznacznie ocenić. Zobaczymy, jak mistrz Polski zaprezentuje się w starciach z Unią, która na pewno nie odda tej rywalizacji bez walki.
W tej sytuacji brak mistrzostwa dla GKS-u Tychy będzie sporą niespodzianką?
– Jak najbardziej. Tyszanie mają wszelkie predyspozycje do tego, by sięgnąć po mistrzostwo. Szeroka kadra, zbilansowany skład i stabilna sytuacja finansowa. Jeśli w tym roku nie zdobędą złota, będzie to spora niespodzianka.
Za Pana czasów też przywiązywało się wagę do przesądów?
– Było kilka rytuałów. Na pewno nie goliliśmy się i nie wpuszczaliśmy do autobusu czy szatni kobiet. Tak było za trenera Andrieja Sidorienki.
Ale poszczególni zawodnicy też mieli swoje przesądy. Niektórzy wkładali łopatki kijów do sedesów, inni przed meczami unikali stosunków seksualnych. Ja zawsze głównie dbałem o to, by ubierać najpierw lewą łyżwę i właśnie ją jako pierwszą stawiałem na lodzie.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze