Walka do samego końca
Golkiper Cracovii Rafał Radziszewski w obu spotkaniach półfinałowych wpuścił aż osiem goli. Po pierwszym wygranym meczu 7:5, w drugim zawodnicy Cracovii ulegli rywalom 1:4. - Spotkały się dwie wyrównane drużyny i będzie to walka do samego końca - twierdzi "Radzik".
Comarch Cracovia ze zmiennym szczęściem rozpoczęła półfinał play-off.Po szalonym meczu i zwycięstwie 7:5 nad Ciarko PBS Bank STS Sanok, na drugi dzień krakowianie zmuszeni byli uznać wyższość rywali z Podkarpacia i zanotowali porażkę 1:4. O komentarz do tych spotkań poprosiliśmy bramkarza Cracovii Rafała Radziszewskiego.
- W pierwszym meczu przewagi nam wychodziły, strzeliliśmy w nich kilka goli. Niestety w kolejnym spotkaniu zabrakło już trochę szczęścia. Od początku wiedzieliśmy, że to będą wyrównane potyczki i w sumie to nie jestem rozczarowany tym, że na własnym lodowisku nie zgarnęliśmy kompletu zwycięstw. Spotkały się dwie wyrównane drużyny i będzie to walka do samego końca – mówi zawodnik.
O doświadczonym golkiperze nie można niestety powiedzieć, że był podporą swojej drużyny. W obu meczach wpuścił aż osiem bramek, co jak na tę fazę rozgrywek nie jest najlepszym wynikiem. Paradoksalnie, to w przegranym spotkaniu popularny „Radzik” zaprezentował się lepiej i wpuścił już „tylko” trzy bramki (czwartego gola Michael Danton zdobył strzałem do pustej).
- Wolę stracić pięć bramek i wygrać mecz, niż wpuścić mniej i schodzić z lodu pokonanym. Każdy mecz jest inny. W poniedziałek bramki padały aż miło, a we wtorek do połowy spotkania żadna z drużyn nie mogła się wstrzelić – ocenia 35-letni bramkarz.
Według Radziszewskiego duży wpływ na porażkę miała sytuacja z 54. minuty. Wtedy to Michael Cichy zabrał krążek Maciejowi Kruczkowi i w sytuacji sam na sam uderzył nie do obrony w długi róg krakowskiej bramki. Był to kluczowy moment, po którym podopieczni Rudolfa Roháčka już się nie podnieśli.
– Szkoda tej bramki. Graliśmy wtedy w przewadze i była jeszcze szansa na odwrócenie losów spotkania, a tak daliśmy sobie wbić gola przez osłabionych rywali. Był to taki gwóźdź do trumny – kończy "Radzik".
Komentarze