Uskrzydlił ich rajd Radima Haasa
Unia Oświęcim pokonała na własnym lodzie GKS Tychy 3:2 i sprawiła tym samym nie lada niespodziankę. – Zwycięstwo z tak silnym rywalem jak tyszanie jest bardzo cenne – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Josef Doboš, trener Unii.
Po pierwszej tercji tyszanie prowadzili 1:0 po bramce Marcina Kolusza, który z konieczności zagrał w defensywie. Okoliczności tego trafienia były naprawdę przepięknie. 31-letni zawodnik przejechał z krążkiem przez całe lodowisko i pomimo faulu oświęcimskiego obrońcy oraz późniejszego upadku zdołał umieścić gumę w długim rogu bramki Michala Fikrta.
Równie pięknym rajdem pod koniec drugiej tercji popisał się Radim Haas, który również pokazał, że potrafi znakomicie prowadzić krążek i dryblować. Na małej przestrzeni ograł dwóch obrońców, a gdy miał już przed sobą Kamila Kosowskiego, podał do nadjeżdżającego Macieja Szewczyka. Ten musiał tylko dopełnić formalności.
– Takie bramki dodają kolorytu naszej lidze. Podobają się kibicom, ale trenerom już nie. Przeważnie padają po błędach poszczególnych zawodników. W przypadku pięknej akcji Haasa, zwieńczonej strzałem Szewczyka, źle wykonaliśmy zmianę – przyznał Krzysztof Majkowski, drugi trener GKS Tychy.
Ten gol dodał skrzydeł oświęcimianom, którzy zaczęli atakować z pasją i już na początku trzeciej tercji objęli prowadzenie po uderzeniu Wojciecha Wojtarowicza. Siedem minut później było już 3:1 dla biało-niebieskich i na oświęcimskim lodowisku zaczęło pachnieć niespodzianką.
Tyszanie rozpoczęli pogoń za wynikiem, ale zdołali odrobić tylko jednego gola. Po podaniu Mikołaja Łopuskiego sposób na Michala Fikrta znalazł Jarosław Rzeszutko.
– Przez dwie tercje graliśmy bardzo ostrożnie. Przede wszystkim nie chcieliśmy popełnić błędu – wyjaśniał Josef Doboš. – Gdy okazało się, że po 40 minutach jest remis 1:1, zaczęliśmy grać na trzy piątki i zaatakowaliśmy. Ze świetnej strony pokazał się dziś Michal Fikrt, ale na pochwałę zasługują wszyscy zawodnicy. Przełomowy moment spotkania? Chyba trafienie Maćka Szewczyka po golu Radima Haasa. Wtedy dostaliśmy „kopa” do działania.
– Co z tego, że oddaliśmy w tym meczu prawie dwa razy więcej strzałów od oświęcimian, skoro nie miało to żadnego przełożenia na gole. Za mało pracowaliśmy na bramkarzu rywali, a gdy zmusiliśmy Michala Fikrta do odbicia krążka, nikt nie zdołał wykonać dobitki – analizował Krzysztof Majkowski.
Drugi trener tyszan nie chciał tłumaczyć porażki nawarstwiającym się zmęczeniem. – Mamy szeroką kadrę i rotujemy składem, dlatego duża liczba spotkań oraz udział w Turnieju Finałowym Pucharu Kontynentalnego nie może być dla nas wytłumaczeniem – zakończył.
Komentarze