Zaskoczony i szczęśliwy
Piątek będzie szczególnym dniem dla Adriana Parzyszka. 40-letni środkowy rozegra bowiem swój 1000. mecz na polskich lodowiskach.
HOKEJ.NET: - W meczu piątkowej kolejki rozegra pan 1000. mecz w rozgrywkach polskiej ekstraligi. Jaki jest „limit” Adriana Parzyszka?
Adrian Parzyszek, środkowy Naprzodu Janów: - Wydaje mi się, że limit wyznacza zdrowie. W obecnym sezonie kontuzje mnie omijają i to na pewno bardzo mnie cieszy. Chęć gry, jak i radość rozgrywania spotkań wciąż mi towarzyszą, więc limitu sobie nie ustalam.
Tak czy inaczej zapisze się pan w annałach polskiego hokeja, bo z niektórych źródeł wynika, że podobny wyczyn nikomu się nie udał. Inne wskazują, że więcej spotkań ma tylko Mariusz Puzio.
- Na pewno jest to powód do zadowolenia, aczkolwiek jestem tym faktem bardzo zaskoczony. Jest przecież wielu zawodników, którzy bardzo długo grali w hokeja, choćby mój aktualny trener Waldemar Klisiak. Ale jeżeli faktycznie tak jest, to bardzo mnie to cieszy.
Któreś ze spotkań zapadło panu szczególnie w pamięci?
- Z tych prawie 1000 spotkań, trudno jest wybrać to jedno. Na pewno, głęboko w pamięci mam każdy wygrany finał, bo tego się nigdy nie zapomina.
999 meczów, 367 bramek i 449 asyst – trzeba przyznać, że to dobre liczby jak na środkowego.
- Liczba meczów na pewno dobra, bramek i asyst oczywiście chciało by się jak najwięcej, ale wydaje mi się, że nieźle to wygląda. W zależności od taktyki trenerów środkowy ma różne zadania, ale z reguły jest pierwszym obrońcą wśród napastników, więc myślę, że z tych liczb mogę być zadowolony.
Ma pan na swoim koncie 19 medali mistrzostw Polski: 9 złotych, 7 srebrnych i 2 brązowe. Kolejny powód do zadowolenia.
- Tak, w szczególności, że złote medale w tych statystykach prowadzą (uśmiech). Te 9 finałów, to z pewnością niezapomniane chwile.
Zbliżający się 1000. mecz to także dobry moment do podsumowań tego, co było. Czegoś pan żałuje w tej karierze?
- Na pewno nie żałuję żadnych swoich decyzji, każdy chce się rozwijać. Żałuję za to kilku straconych meczy, z powodu kontuzji, które mi się przytrafiały. Ale niestety, to jest wliczone w nasz sport i tego nie da się uniknąć.
Długo za panem ciągnął się transfer z Unii Oświęcim do GKS Tychy. Wiele na ten temat zostało powiedziane i zapewne nie wszystko było prawdą. Może wyjaśnijmy, dlaczego zmienił pan Unię na tyski GKS?
- Rzeczywiście dużo powiedziane było, dużo też nie zostało powiedziane, ale takie podsumowanie wolał bym jednak zostawić na zakończenie mojej przygody z hokejem.
To wtedy jeszcze raz się spotkamy...
- Wtedy na pewno opowiem co nieco na ten temat.
W takim razie, czego w nowym roku można życzyć Adrianowi Parzyszkowi?
- Przede wszystkim zdrowia i wytrwałości w tym co robię. W sporcie te dwa aspekty są niezwykle ważne. Wcześniej mówiliśmy olimicie meczów - na pewno nie chciałbym, żeby ktoś życzył mi, abym przekroczył jakąś tam liczbę. Zdrowie i wytrwałość wystarczy.
Rozmawiała: Kamila Bobola
Komentarze