Urbanowicz: Musimy być jednością na lodzie
– Do drugiego meczu przystąpiliśmy niejako z nożem na gardle. Wiedzieliśmy, że jeżeli przegramy po raz drugi, to ten finał skończy się dla nas bardzo szybko. W porę wyciągnęliśmy wnioski – stwierdził Maciej Urbanowicz, kapitan JKH GKS Jastrzębie. Jego zespół pokonał tyszan 4:2 i wyrównał stan finałowej rywalizacji.
HOKEJ.NET: – Po dwóch meczach w finałowej serii jest remis. W ciągu niespełna doby wyciągnęliście wnioski i wygraliście. Widać było, że od samego początku emanowaliście sportową złością.
Maciej Urbanowicz, kapitan JKH: – Nie ma się co dziwić, bo pierwsze spotkanie nie było dla nas zbyt dobre. Choć mieliśmy optyczną przewagę i częściej byliśmy „na krążku”, to przegraliśmy. A ta porażka było wynikiem naszej nieskuteczności.
– Do drugiego meczu przystąpiliśmy niejako z nożem na gardle. Wiedzieliśmy, że jeżeli przegramy po raz drugi, to ten finał skończy się dla nas bardzo szybko. Powiedzieliśmy sobie kilka słów w szatni, trochę rzeczy zmieniliśmy i to przyniosło zamierzony efekt.
W końcu odnaleźliście swoją skuteczność...
– Strzeliliśmy trzy bramki w drugiej tercji, ale po przerwie zbyt szybko spuściliśmy z tonu. Zamiast grać odpowiedzialnie, pozwalaliśmy rywalom na zbyt wiele. Tyszanie przeprowadzili kilka groźnych akcji 3 na 2 i 2 na 1, a do takich sytuacji po prostu nie możemy dopuszczać.
Druga tercja w waszym wykonaniu była wręcz mistrzowska. Gdyby sędzia Przemysław Kępa zaliczył - podkreślmy to - prawidłowo zdobytego gola, to po 40 minutach byłoby już po meczu.
– Na pewno nas to cieszy i na pewno nas to buduje. Te dwa mecze pokazały, że zasługujemy na grę w finale, a na dodatek możemy w nim wygrywać.
Rozszyfrowaliście już Štefana Žigárdy'ego?
– Owszem po pierwszym meczu troszkę porozmawialiśmy na jego temat. Nie da się ukryć, że w tamtym spotkaniu atakowaliśmy zbyt czytelnie, a i nasze strzały nie miały odpowiedniej jakości. Coś staraliśmy się zmienić, coś poprawić i w drugim meczu przyniosło to skutek.
Również atut bramkarski był po Waszej stronie. Przemek Odrobny stanął na wysokości zadania i kilka razy popisał się genialnymi interwencjami.
– Oczywiście. W play-offie bramkarz to 80 a nawet 90 procent drużyny i jeżeli dobrze broni, to z przodu gra się dużo łatwiej. Liczymy na niego, a on liczy na nas. Musimy być jednością na lodzie i wspólnie sobie pomagać.
W trzeciej odsłonie z obu stron obejrzeliśmy naprawdę ładną grę na bandach, a tego w PHL nie ma zbyt wiele.
– Zgadza się, ale taki właśnie powinien być hokej. Myślę, że nikt z nas nie ucieka się do chamskich zagrywek. Zarówno jedna, jak i druga strona chce grać w hokeja i to naprawdę cieszy. Póki co finałowa seria ma odpowiednią otoczkę, poziom tych spotkań też jest niezły.
Jeśli skupimy się wyłącznie na Twojej osobie, to mogłeś zakończyć spotkanie z hat trickiem.
– To prawda i jestem na siebie zły. Źle zakończyłem sytuację sam na sam i źle wykonałem rzut karny. Starałem się zmieścić gumę między parkanami Žigárdy'ego, ale ten przeczytał moje zamiary.
Teraz rywalizacja przenosi się do Tychów, a więc na niezwykle gorący teren. W sezonie zasadniczym nie udało Wam się tam wygrać, ale finał play-off jest najlepszym momentem na przełamanie.
– W Tychach będziemy w kociołku, ale musimy się wyłączyć i skupić tylko na tym, co dzieje się tafli, na naszych zadaniach taktycznych i pracy, którą trzeba wykonać. Mamy kilka dni, żeby odpocząć i odpowiednio przygotować się do tych spotkań.
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze