Zapała: Sezon jest długi i nie można wystawiać nam not po kilku występach
Każde wysokie zwycięstwo buduje morale, ale ja nie chciałbym mówić o żadnej blokadzie, bo to dopiero początek sezonu i kilka meczów. Blokada byłaby wtedy, gdybym przez trzy miesiące nie strzelił bramki. Nie uważam też, że mecz z Katowicami jest po to, żeby nastrzelać im bramek - mówi Krzysztof Zapała, napastnik Ciarko PBS Bank.
HOKEJ.NET: -Ostatnie wyniki, jak i gra zespołu nie napawają optymizmem. Jaki jest tego powód?
Krzysztof Zapała: - Wydaje mi się, że nie ma większych powodów do niepokoju, bo wszystko zmierza w dobrym kierunku. Budowanie formy, to długofalowy proces. Przypominam, że medale rozdaje się na końcu sezonu, a nie na początku. Dlatego chciałbym prosić wszystkich kibiców o cierpliwość. Nasza gra nie wygląda aż tak strasznie. Przecież przy odrobinie szczęścia mogliśmy wygrać spotkania z Cracovią i Orlikiem. Poza tym zawsze tak jest, że na początku każdy z zespołów chce pokazać się z jak najlepszej strony. Mistrzostwo Polski wygrywa jednak ten, który cierpliwie pracuje przez cały sezon i złapie pełnie formy na luty, marzec i kwiecień.
Zgodzisz się, ze stwierdzeniem, że waszą największą bolączką jest w tej chwili skuteczność? W 4 spotkaniach strzeliliście raptem 9 goli, a sytuacji było sporo...
- I nad nią właśnie musimy pracować. Rozumiem pretensję do napastników, bo to oni są odpowiedzialni za zdobywanie bramek. Nie jest to problem natury psychicznej, jak twierdzi wielu kibiców. Po prostu na razie nie wychodzi. Oczywiście każdy z nas chce, by tych bramek padało więcej.
Na pewno ostatnio lepiej radzicie sobie podczas gier w przewadze. Tracicie raptem dwa gole na mecz, co rzadko zdarza się w naszej lidze.
- Zgadza się. Nie da się wszystkiego ogarnąć od „tak”. Pracowaliśmy nad grą w defensywie i udało się. Teraz czas na inne elementy. Sezon jest długi i nie można wystawiać nam not po kilku występach. Cieszymy się, że wszyscy oprócz Rafała Ćwikly są zdrowi i trenują. Efekt będzie widoczny na końcu sezonu. Póki co wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Ostatnio coraz głośniej mówi się o powiedzeniu, że to napastnik źle strzela, a nie bramkarz dobrze broni...
- Zawsze są dwie strony medalu. Zależy kto na to patrzy. Trener powie, że jego napastnik spudłował jak junior, a opiekun bramkarzy będzie przekonywał, że była to świetna interwencja golkipera.
Przed wami dwa mecze z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Dla Was to świetna okazja do tego, by się odblokować.
- Każde wysokie zwycięstwo buduje morale, ale ja nie chciałbym mówić o żadnej blokadzie, bo to dopiero początek sezonu i kilka meczów. Blokada byłaby wtedy, gdybym przez trzy miesiące nie strzelił bramki. Nie uważam też, że mecz z Katowicami jest po to, żeby nastrzelać im bramek. Musimy stanowić w nim jedność. Dobro drużyny nad indywidualnymi statystykami – tak to powinno wyglądać.
Tak było w zeszłym sezonie, gdy przyświecał nam jeden cel. Byliśmy monolitem, uzupełnialiśmy się, o to właśnie chodzi w hokeju.
Szczerze...
- Wolę wygrać 5:0 niż na przykład 10:3. Wtedy bardziej doceniam wkład wszystkich chłopaków. Gdy zagramy na zero z tyłu i wygramy, to oznacza to mniej więcej tyle, że każdy dobrze wykonał swoją robotę. Od bramkarza, poprzez obrońców i na napastnikach kończąc.
Póki co sanocki zespół jest dalej w trakcie przebudowy.
- Ale jesteśmy na dobrej drodze, żeby być takim zespołem, jak w poprzednim sezonie. Musimy być kolektywem, który poradzi sobie w trudnym momencie. Potencjał ku temu jest, potrzeba tylko systematycznej pracy.
Gdyby wszystko było bardzo dobrze, to pewnie nie przegralibyśmy z Orlikiem i Cracovią.
Za osiem dni rozpoczynacie przygodę z Pucharem Kontynentalnym. Jakie szanse ma wasz zespół kto będzie najtrudniejszym rywalem.
- Każdy mecz będzie ciężki, bo to turniej. Tam gra sę inaczej. Mamy wielu doświadczonych zawodników, którzy umieją sobie radzić w takich sytuacjach. Ten turniej nie ma żadnego faworyta - każdy będzie walczył o awans. Pierwsze dwa mecze pokażą nam, w którym miejscu jesteśmy.
Dokładnie, ale czy w osiem dni przed turniejem jesteście w stanie zniwelować te elementy, które nie do końca są doszlifowane?
- Z perspektywy całego sezonu na pewno nie jest to zbyt dużo czasu. Na pewno nad wszystkimi bolączkami pracujemy. Nie obijamy się, wykonując założenia trenera, który non-stop zwraca nam uwagę na każdy błąd zarówno indywidualny czy taktyczny. Będziemy gotowi i zagramy najlepiej jak tylko potrafimy. Jedziemy po przepustkę do kolejnej rundy.
Później ewentualnie czeka was podróż do Francji, ale to już rywale z wyższej półki...
- Zgadza się, ale po to się gra z lepszymi, by podnosić swoje umiejętności. Dla nie stanowi to najmniejszego problemu.
Rozmawiał Sebastian Królicki
Komentarze