Krajczi: Żal odchodzić...
- Czułem się świetnie w tym mieście, miałem dobre relacje z kibicami. Teraz mogę im tylko gorąco podziękować za wsparcie - powiedział Robert Krajczi, który w rozmowie z portalem Hokej.Net podsumował swoją przygodę z oświęcimskim klubem, a także opowiedział o planach na przyszłość.
Hokej.Net: - Spędziłeś w Oświęcimiu dwa sezony. Żal odchodzić?
Robert Krajczi, były skrzydłowy Aksam Unii: - No pewnie, że tak, ale takie jest życie hokeisty. Co ja mogę więcej powiedzieć? Zdawałem sobie sprawę z tego, że pewnego dnia pan prezes Klęczar zaprosi mnie na spotkanie i oznajmi, że nie przedłuży ze mną kontraktu. I rzeczywiście tak się stało... Niemniej pan Adam to człowiek z zasadami. W obliczu trudnej sytuacji finansowej klubu wyłożył mi kawę na ławę i dał wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. Dziękuję mu za to.
Jak wspominasz czas spędzony w Unii?
- Naprawdę bardzo miło. Czułem się świetnie w tym mieście, miałem dobre relacje z kibicami. Teraz mogę im tylko gorąco podziękować za wsparcie.
- W drużynie też mieliśmy fajną atmosferę i na pewno z kilkoma chłopakami dalej będę utrzymywał kontakt. Na pewno ze Słowakami i z Czechami, a także z Jurkiem Gabrysiem, który bardzo mi pomógł po narodzinach Tobiasa.
Żałujesz czegoś?
- Tego, że nie udało nam się wywalczyć Pucharu Polski. Byliśmy dosłownie o krok, raz przegraliśmy po dogrywce, a raz po rzutach karnych. Nie mieliśmy wtedy szczęścia...
Szczególnie ja, bo podczas finału w Oświęcimiu zgubiłem kask i sędzia nałożył na mnie dwie minuty kary. Sanoczanie szybko rozegrali zamek, a Vozdecky strzelił złotego gola. To była jedna z moich najbardziej dotkliwych porażek.
W Oświęcimiu miałeś okazję pracować aż z czterema trenerami...
- Rzeczywiście, rzadko się to zdarza... Na dodatek każdy z nich preferował inny system szkolenia...
Z którym z nich najlepiej ci się współpracowało?
- Ciężkie pytanie... Do Unii trafiłem dzięki trenerowi Spisiakowi, który słynął ze swoich twardych zasad. Trzymał dyscyplinę i nie tolerował sprzeciwu. Z kolei jego całkowitym przeciwieństwem był Karel Suchanek. W mojej opinii za bardzo spoufalał się z zespołem i nie przyniosło to najlepszych efektów.
Nie uważasz, że działacze zbyt długo czekali ze zmianą szkoleniowca?
- Zdecydowanie za długo... Nowi trenerzy, wpoili nam troszkę szwedzkich i amerykańskich standardów, które znacznie odmieniły naszą grę. Zresztą pamiętam doskonale pierwsze zajęcia z trenerem Piątkiem. Chyba wszyscy poczuliśmy wtedy delikatny powiew NHL... Niektórzy w Oświęcimiu wypominali Tomkowi, że trenował tylko dzieci i z seniorami sobie nie poradzi. Jestem ciekawy, co teraz by powiedzieli i jakich argumentów by użyli?
- Jeśli chodzi o Charlesa, to był naprawdę dobrym psychologiem, fajnym człowiekiem, z którym można było porozmawiać na każdy temat. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego zostawił nas w tak trudnym momencie.
Jednak udało wam się sięgnąć po brązowy medal...
- Biorąc pod uwagę to, jak układał nam się cały sezon, to można odebrać ten medal jako sukces. Z drugiej jednak strony, z takim składem powinniśmy zagrać w finale.
Pochodzisz z Dubnicy, czyli z tego samego miasta, co Pavol Demitra. Słyszałem, że miałeś okazję go poznać...
- Zgadza się. To było chyba w 2004 roku, podczas lockoutu w NHL. Ja występowałem w Żylinie, a "Palo" w Dukli Trenczyn. Los tak chciał, że pewnego dnia zagraliśmy przeciwko sobie. Zresztą doszło nawet do śmiesznego incydentu: Pavol oddał strzał, a ja tak niefortunnie odbiłem krążek, że wpadł do naszej bramki. To był chyba najpiękniejszy "samobój", jakiego strzeliłem. Chwilę później Demitra podjechał do mnie i powiedział, że po meczu postawi mi za to duże piwo...
I co mu wtedy odpowiedziałeś?
- Że nie chcę tego piwa... (śmiech). Poprosiłem go o kij, którym strzelił bramkę. Opowiedziałem mu, że mam małego synka, Samuela, który wkrótce będzie obchodził swoje urodziny. No i mamy ten kij w domu, to fajna pamiątka po Pavolu.
Na zakończenie zapytam cię o to, gdzie zagrasz w przyszłym sezonie?
- Chciałbym zostać w Polsce. Mam rodzinę, którą utrzymuję z gry w hokeja, a sytuacja ekonomiczna w polskich klubach jest znacznie stabilniejsza niż w słowackich. Oczywiście, poziom sportowy jest znacznie słabszy.
Mówi się o zainteresowaniu dwóch polskich klubów...
- (śmiech)... No, to jesteś dobrze poinformowany. Poczekamy, zobaczymy...
Rozmawiał Radosław Kozłowski
Komentarze